Artykuły

Galeria typów pana Fredry

- Komedie Fredry są arcydziełami. A "Damy i huzary" to bodaj jego najsłodsza komedia. To także jeden z niewielu jego prozatorskich utworów scenicznych, co też ma znaczenie - mówi Krystyna Janda, aktorka i reżyserka, w rozmowie z Małgorzatą Piwowar w Rzeczpospolitej.

Kilka lat temu zrealizowała pani dla Teatru Telewizji "Śluby panieńskie", teraz "Damy i huzary" na 250-lecie obchodów teatru publicznego w Polsce. Dlaczego znowu Fredro?

- Propozycja wyszła od telewizji i przyjęłam ją z wielką radością. Fredro to wspaniały autor, jeden z fundamentów naszej kultury i literatury teatralnej. Jego utwory grane są bez względu na zmieniające się czasy i mody. Przyciągają publiczność, bawią, uczą radości życia i śmiania się z samych siebie. Fredro to geniusz literatury, piewca miłości do ludzi i życia, to wielka, wspaniała radość i przyjemność.

Co takiego jest w Fredrze, że jego sztuki, napisane w XIX wieku, ciągle inspirują?

- To klasyka w najlepszym gatunku. Literatura mieniąca się dowcipem, wiedzą o życiu, ludziach, ich charakterach, przywarach, to galeria nieprawdopodobna postaci i typów. Komedie Fredry są arcydziełami. A "Damy i huzary" to bodaj jego najsłodsza komedia. To także jeden z niewielu jego prozatorskich utworów scenicznych, co też ma znaczenie. Grałam wcześniej w pisanych wierszem "Mężu i żonie", "Ślubach panieńskich" będących mistrzowsko rozpisanymi partyturami, do grania, ale prozatorskie - w tym i "Pan Jowialski" - pozwalają na troszeczkę większą swobodę interpretacyjną. Choć i wierszem i prozą brawurowo z nas kpi, z naszych wad narodowych, charakterologicznych, ludzkich. Wspaniale umie się z nas śmiać. Z naszych przywar, śmieszności, małości. Nas Polaków, ale też nas - kobiet i mężczyzn.

W "Damach i huzarach" to jednak galeria stereotypowo nakreślonych postaci: kobiet - lekko rozhisteryzowanych, manipulujących mężczyznami oraz mężczyzn - rubasznych, ale i bezradnych wobec niewieścich intryg. Zmieniło się coś w sposobie inscenizowania Fredry?

- O zmieniło, czy raczej zmieniało i zmienia ciągle. Inscenizowano go i interpretowano na najróżniejsze sposoby, jak każdego wielkiego autora, którego dzieła są wciąż aktualne i żywe. A twórczość Fredry wpisuje się do tego brawurowo w wiecznie trwającą walkę płci. A stereotypy? Kochamy je i zabawę nimi.

W zrealizowanym przez panią spektaklu ważniejsze jest żeby ze stereotypami walczyć, czy żeby się im poddać?

- Absolutnie z niczym nie walczę. A już na pewno nie z panem Fredro. Czytam go w zgodzie z jego zapisem i z przyjemnością wynikającą z tej zgody. Zresztą myślę, że dlatego właśnie zostałam poproszona o wyreżyserowanie tego spektaklu. Jak wiemy, realizacji komedii tego autora było i jest wiele - walczono z nim, ośmieszano postaci, uwspółcześniano, tratowano, specjalnie interpretowano bardzo daleko od jego epoki i obyczajowości. Jestem bardzo akademicka z ducha, i potrzeby. Także z upodobania i przyjemności piękna i harmonii. Fredro jest autorem doskonałym a ja dążę, by jego harmonię i iskrzącą się urodę, pokazać. Interpretacje dalekie od Fredry, czy też... nazwijmy je... nowoczesne, zupełnie mnie nie interesują.

Z naszego, dzisiejszego punktu widzenia, wpychanie przez matkę 18-letniej córki w małżeńskie ramiona wuja i to przede wszystkim dla pieniędzy, etycznie nie wygląda....

- Etyczne? Nie etyczne, to zagadnienia i dywagacje dalekie od Fredry. A związki rodzinne? Wtedy nikt nie wiedział, że istnieje genetyka i nikt nie zwracał szczególnej uwagi na ten aspekt sprawy. Dziś to mocniej wybrzmiewa, bo więcej wiemy. A pieniądze, miłość i małżeństwo to temat odwieczny i jeden z głównych tematów literatury w ogóle. Tyle, że rzadko kto z takim poczuciem humoru i miłości do ludzi potrafił go opowiadać. I jest to wciąż aktualne. Kwestie postaw i charakterów są ponadczasowe, a kwestie pieniędzy, majątków, dziedziczenia, zwłaszcza przy nowej ustawie (śmiech).

Ale zmieniła się obyczajowość od czasu Fredry?

- Ależ oczywiście! Nie ma żadnego porównania. Niemniej, Zosia jest bardzo dobrze wychowaną dziewczyną, bardzo grzeczną córką. Myślę, że takich córek wypełniających wolę rodziców jest wciąż wiele. Też je znam. Również takie, które z własnej woli angażują się w związki z mężczyznami, od których dzieli je bardzo duża różnica wieku. Ale szukanie na siłę współczesności w dziełach Fredro, wydaje mi się bez sensu. To są arcydzieła literatury teatralnej. Czy w historii Fredry czy Medei dopatrujemy się współczesności? To zupełnie niepotrzebne. Nie oto tu chodzi.

Po stronie której z postaci jest pani największa sympatia?

- Majora, oczywiście. To najlepiej napisana postać. Historia interpretacji tej roli jest najbogatsza. Majora grali zawsze najwięksi i ta rola była zawsze traktowana jak popis, jak benefis. Zresztą wszystkie tu role. Choćby kapelan, rotmistrz, Orgonowa, wszystkie siostry! Tysiące wykonań, interpretacji. Istniejących w tradycji teatralnej.

Trudno było pani grać i reżyserować jednocześnie?

- Nie chciałam grać Orgonowej, ale to był warunek. W związku z tym musiałam "postarzyć" obsadę, Orgonowa ma u Fredro 46 lat. Choć z liczeniem, ile kto ma lat w tym utworze jest wiele zabawy to temat chyba najbardziej brawurowej sceny w tym utworze. Sceny między Majorem a Dyndalską. A czy było trudno? Niemal we wszystkich spektaklach, które wyreżyserowałam, także grałam. Uważam skądinąd, że tak jest prościej. Wchodzę "do środka" i... jest prościej, aktorzy słuchają jak czytam, w jakim rytmie mówię. W ten sposób proponuję stylistykę grania w spektaklu.

Jak dzisiaj należy grać Fredrę?

- Nie wiem. Mnie się podoba tak, jak my gramy. Zgodnie z Autorem zresztą. Cieszę się, że miałam honor zrealizować ten jubileuszowy spektakl. To bodaj najwspanialszy utwór Fredry, choć kocham i inne, w których jak i w tym, nie ma złych ludzi, złych intencji, złych charakterów. Jest za to dobry, szczęśliwy świat dobrych ludzi. Świat, w którym wszystkie historie dobrze się kończą. Bardzo to dzisiaj oryginalne.

Początek spektaklu Teatru Telewizji w TVP1 o 20.25

Teatralny jubileusz

"Damy i huzary" Aleksandra Fredry w reżyserii Krystyny Jandy wpisują się w finał obchodów 250-lecia Teatru Publicznego i Narodowego. Organizatorzy, MKiDN oraz Instytut Teatralny, postanowili włączyć do obchodów wszystkie publiczne sceny. Rozpisali m.in. "Konkurs na inscenizację dawnych dzieł literatury polskiej", którego rozstrzygnięcie nastąpi 28 listopada. Ustanowiona została też Nagroda im. Wojciecha Bogusławskiego, która będzie przyznawana na opolskim Festiwalu Klasyka Polska. 19 listopada odbędzie się premiera "Kordiana" Juliusza Słowackiego w inscenizacji Jana Englerta która będzie częścią obchodów jubileuszu Teatru Narodowego. Zobaczymy tytułowego bohatera w trzech postaciach (Jerzy Radziwiłowicz, Marcin Hycnar, Kamil Mrożek), a także m.in. Ewę Wiśniewską, Danutę Stenkę i Mariusza Bonaszewskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji