Artykuły

Płock. Ostatnie dni starego teatru

Zapraszamy na pożegnalny spacer po płockim teatrze. To już ostatnia szansa, bo w poniedziałek rozpoczyna się wielki demontaż sceny.

Wcześniej teatr zaproponuje nam jeszcze tylko premierę sztuki "Kandyd, czyli optymizm" Woltera (w sobotę) i operetkę "Zemsta nietoperza" Straussa (w niedzielę). I to będzie koniec. Te dwa ostatnie spektakle uwieńczą ponad 30-letnią historię ogromnego gmachu o powierzchni ponad 6 tys. m kw. Jego przebudowa potrwa do jesieni. I aż do tego czasu scena będzie zamknięta. Ale uwaga: aktorzy nie idą na urlop.

Podpisali umowę na gościnne spektakle w sali koncertowej szkoły muzycznej i w siedzibie zespołu Dzieci Płocka.

Kostiumy w bibliotece

W przeddzień wielkiego burzenia wszystko jest postawione na głowie. Setki teatralnych kostiumów wiszą w dawnej siedzibie Filii nr 5 Książnicy Płockiej, gdzie jeszcze niedawno stały regały wypchane książkami. Z kolei w dawnej sali wystawowej Płockiej Galerii Sztuki urzęduje biuro teatru (i galeria, i biblioteka wyprowadziły się z budynku teatru w grudniu). Lekarz zajął... bufet aktorów. W magazynie mebli projektanci planują salę prób, w miejscu bocznych schodów - gabinet dyrektora.

Żeby to wszystko wymyślić, przez ostatni tydzień obradowali po dziesięć godzin dziennie.

W całym tym chaosie nietknięta jest jeszcze scena główna, to na niej w sobotę zobaczymy ostatnią premierę. Jest jak wyspa, oaza spokoju. Tyle że nie tropikalna. Bez specjalnie wypożyczonych dmuchaw temperatura oscylowałaby tu wokół 10 stopni.

Z dyrektorem teatru Markiem Mokrowieckim siadamy na widowni. Za osiem miesięcy nie poznamy tego miejsca... - ... Mam taką nadzieję - śmieje się dyrektor. - Fotele zostaną te same, bo są prawie nowe. Ale reszta rzeczywiście znika. Zyskamy klimatyzację, nowe wykończenie sali, oświetlenie. Scenę powiększymy. I pogłębimy o pięć metrów, czyli o całe garderoby. Te będą nowe i zupełnie gdzie indziej.

Aktorom żal starych śmieci

Zimnymi i ciasnymi korytarzami z podłogą z szarego PCV i przybrudzonymi białymi ścianami przemykamy do Piekiełka (mała scena w podziemiach, stąd jej nazwa). Po drodze zaglądamy do malutkiej garderoby Grażyny Zielińskiej i Hanny Zientary. Leżanka, dwa biurka z lustrami i lampkami, peruki, kanapki, stroje... - Niezły mają tu bałagan - szepcze dyrektor. - Aktorom trochę żal starych śmieci. Garderoby traktują jak mieszkania. No dobrze, powiem szczerze: po cichu popłakują. A za czym ja będę tęsknił? Za Piekiełkiem i za trzecią sceną. Piekiełko miało klimat, ducha. A trzecią scenę przecież sami stworzyliśmy, z sali prób - wspomina.

Trzecia scena już nie istnieje. Piekiełko, które na razie robi za magazyn biurek, zostaje jako mała scena kabaretowa.

W środku pozmieniało się tak bardzo, że w połowie pożegnalnego spaceru już nawet nie wiemy, gdzie jesteśmy. Gdyby dyrektor nas zostawił, nie wiedzielibyśmy jak wrócić.

- Jestem tu 16. rok i zdążyłem polubić gmach teatru. Choć był kompletnie niefunkcjonalny, przyzwyczaiłem się - opowiada Mokrowiecki. - Ale na początku też się głupio tu czułem. Nie mogłem się połapać w rozkładzie, gubiłem się. Żeby się go nauczyć, robiłem sobie wycieczki.

Dzicy lokatorzy

Do kota buszującego w podziemiach teatru też już się wszyscy zdążyli przyzwyczaić. Zawsze czekają na niego karma i mleko. Ale gorzej ma się sprawa z... duchem.

- Sam byłem świadkiem, jak tu straszyło - zarzeka się Mokrowiecki. - To było wiele lat temu na próbie generalnej "Czapy" Janusza Krasińskiego. W spektaklu na dwie sekundy gasło światło. W tym czasie jeden z aktorów miał wejść na scenę. Ale zamiast wejść, krzyknął: "Kto mi tu stoi! Nie mogę wejść!" "Światło" - zarządziłem. Zapalamy, a tu żywej duszy nie ma. To musiał być jej duch.

Jej?

- Garderobianej! Wiele, wiele lat temu zginęła w wypadku autokarowym zespołu teatralnego - wyjaśnia ze stoickim spokojem Mokrowiecki.

- Ja też kiedyś widziałam jej cień - dodaje inna garderobiana. - A jeden z aktorów to nawet z nią próbował rozmawiać. Wracał z monodramu. Było bardzo późno. Nikogo już w teatrze nie powinno być. A on spotkał kobietę. Zapytał, co tu robi, jednak ona nawet się nie odwróciła. Kiedy podszedł bliżej, już jej nie było. Nieeee, ona nikogo nie straszy. To porządna kobieta, bardzo kochała teatr. To dobry duch. Nie ma się czego bać. Przeczeka remont i zostanie z nami.

Nowy teatr

Projektuje go łódzka pracownia architektoniczna Lipski i Wujek, a zbuduje płocka Vectra i warszawska firma OTO specjalizująca się w kompleksowym wyposażaniu kin, teatrów, obiektów kultury. Będzie miał trzy sceny: główną, kameralną i kabaretową, a do tego elegancką architekturę elewacji, nowe foyer, kawiarnię. Przebudowa pochłonie 21 mln zł, za wszystko zapłaci samorząd województwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji