Artykuły

Zielona Góra. Powieść winiarza na deskach teatru?

Powieść mnie oczarowała. Ciekawe wątki historyczne wpisują się w nasz polsko-niemiecki warkocz - mówi Robert Czechowski, dyrektor Teatru Lubuskiego. Nim książkę wystawi na swoich deskach, stawia warunek autorowi słynnego "Grünberga". Winiarz musi napisać krwisty tekst teatralny, jakiego wymaga scena.

Pomysł wystawienia powieści lokalnego winiarza, właściciela winnicy "Miłosz", pisarza i poety, jest świeży i dopiero dojrzewa. Dyrektor Robert Czechowski [na zdjęciu] nie wyklucza jednak, że nagrodzony w 2012 r. Lubuskim Wawrzynem Literackim "Grünberg" doczeka się scenicznej adaptacji.

Takich tematów szukamy na 65-lecie

- Zawiera bardzo ciekawe wątki historyczne dotyczące naszego miasta, opowiada o ludziach, którzy tu żyli. To przepiękna podróż w świat historii, aż do współczesności, to piękny melanż czasów. Powieść wpisuje się w klasyczny polsko-niemiecki warkocz, który próbujemy splatać od spektakli "Spiegel im Spiegel" i "Trash story". Byłoby grzechem, gdybyśmy się nad tym nie pochylili. Szczególnie że w przyszłym sezonie obchodzimy 65-lecie. Chcemy to uczcić lokalną tematyką i naszymi autorami. Szukamy tematów. Póki co, wpisujemy się w ten nurt, szykując się właśnie do premiery sztuki inspirowanej życiem Maryli Rodowicz - opowiada Robert Czechowski.

Dyrektor stawia jednak jeden warunek: powieść musi zostać "przetłumaczona" na język teatralny. - A to nie będzie takie proste. Bo sama dobra powieść to za mało, musi powstać krwisty tekst teatralny. Scena rządzi się swoimi prawami, lubi wartkie dialogi, częste zmiany. "Grünberg" to powieść bardzo gęsta, właściwie pozbawiona dialogów, oparta głównie na narracji. Ta historia się snuje, toczy swoim życiem, charakteryzuje pewną szorstkością i gęstością. A teatr posługuje się inną metaforą i skrótem, mówi innym językiem niż powieść. Czuć, że tę powieść pisze poeta. Powiedziałbym, że to proza poetycka. Autor, wspaniały człowiek, sam jest ciekaw, jak mu taka adaptacja pójdzie. Przed nim wielkie wyzwanie, ale podjął się tej próby napisania sztuki na podstawie książki. A ja służę mu pomocą, bo znam scenę i jej specyficzne wymogi - tłumaczy dyrektor teatru.

Fedorowicz: to trudne, ale wykonalne

Przed autorem, Krzysztofem Fedorowiczem, rzeczywiście stoi więc wielkie wyzwanie: musi przeformułować własny tekst. - Tekst jest liryczny, opisowy. Próbuję przełożyć go na scenę. To nie będzie proste, ale wykonalne. Są wątki, które da się pokazać w teatrze. I myślę, że warto. Liczę na wizję reżysera - mówi Fedorowicz. Gdy pracuje nad scenariuszem, szczególnie uwypukla mu się jeden wyraźny wątek. - Ten związany z nacjonalizmem, jakże dzisiaj aktualny. Kiedyś na tym terenie panował narodowy socjalizm, co opisuję w "Grünberg". Idea narodowa, niestety, znów zyskuje na popularności. Sztuka może mieć wydźwięk przestrzegający przed faszyzmem - opowiada. - W książce pokazuję kilka przestrzeni: przeszłość, czasy przedwojenne, czasy wojny i czasy współczesne. "Grünberg" jest o tym, jak dzisiejsi mieszkańcy Zielonej Góry zaczynają żyć życiem dawnych mieszkańców. Odkrywają tajemnice przeszłości, w pewnym sensie stają się ich przodkami, ale nie w sensie pokrewieństwa, tylko bardziej duchowym. Przenikają duchy mieszkańców. Podobną tematykę poruszają "Spiegel im Spiegel" i "Trash Story", jest w nich dużo magii, która została po dawnych mieszkańcach, a teraz wychodzi w nas - tłumaczy autor "Grünbergu". Liczy, że w sztuce uda się oddać pewne wydarzenia z historii, jak choćby Noc kryształową.

- Ale mam też nadzieję, że przedstawienie przywoła atmosferę miasta ogrodu, miasta winnicy, ukaże perełkę, jaką był zielonogórski region winiarski. Gdzie, choć panował ustrój totalitarny, nie brakowało ludzi wewnętrznie wolnych. Taką osobą jest idący pod prąd, kontestujący bohater Ernst Bartsch, zapatrzony w pacyfistyczne i buddyjskie idee głoszone przez Hermanna Hesse - dodaje.

O czym jest "Grünberg

W "Grünbergu" Fedorowicza miasto i jego okolice poznajemy, śledząc losy mieszkańców między 1911 i 2011 r. Chronologia nie jest jednak zachowana. Opowieść zaczyna się w końcu II wojny światowej. Wkracza Armia Czerwona. Wokół mordy, gwałty, samobójstwa i wypędzenia. Nie wszyscy opuszczają ojcowiznę. Ernst Bartsch zostaje, bo nie wyobraża sobie ocalenia bez swego domu. Chodzi po winnicy, przycina krzewy.

Mija trochę czasu. Bartsch patrzy, jak winnice niszczy nowa władza. Jeździ traktor i wyrywa krzewy. - Grube pnie i długie korzenie nie dają za wygraną, nie poddają się, jak lwy bronią winnicy. Obcy gapią się z niedowierzaniem, kiwają głowami, gdy ich oczom ukazuje się kilkudziesięciometrowy korzeń, co pruje ziemię, rozbebesza, bezceremonialnie otwiera, pozostawiając głęboką bliznę.

Zdarzenia autor opisał na podstawie wspomnień autochtonów, m.in. Juliana Simonjetza z Zaboru. Gorzkie sceny przypominają film "Róża" Wojciecha Smarzowskiego. Tyle że osadzone zostały w znanej nam topografii przysiółków i wsi nadodrzańskich: Łazu, Zaboru, Przytoku.

W powieści pojawiają się też autentyczne nazwiska dawnych winiarzy. Losy Eduarda Seidela i jego wytwórni przy dzisiejszej ul. Drzewnej opisał Mirosław Kuleba w "Topografii winiarskiej Zielonej Góry". Fedorowicz wplótł je w swoją prozę.

Krzysztof Fedorowicz* - pisarz, poeta, winiarz, właściciel winnicy "Miłosz" w Łazie. Jest autorem kilku książek, to m.in. "Martwa natura" (Wydawnictwo Literackie 1998) i "Imiona własne" (WL, 2000), "Podróż na Zachód, podróż na Wschód" (Muzeum Regionalne w Świebodzinie, 2010), "Grünberg" (Wydawnictwo Libron, 2012). Jest laureatem nagrody im. Georga Trakla, Lubuskiego Wawrzynu Literackiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji