Artykuły

Don Cristobal i młody brutalizm

O bezwzględności świata i barbarzyństwie człowieka można rozmaicie. Ostatnimi czasy polskie sceny dramatyczne obficie spływają krwią i wszelkimi innymi cieczami fizjologicznymi. Czwarta ściana odsłania przed widzem na przemian ring, melinę i rynsztok. Wszystko bez osłonek, w mikroskopowym powiększeniu, obcesowym słowem. Ów młody brutalizm, jak się go często określa, rodzi naturalistyczne widowiska na granicy histerii, nierzadko ocierające się o fizjologiczny peepshow, zarezerwowany dla widzów o stalowych nerwach, lubiących mocne wrażenia zarówno wizualne, jak i słuchowe.

Brutalizm może i młody, ale nie nowy. Tematy niepogodzenia ze światem, chorej ambicji, zakodowanej w naturze człowieka agresji były obecne w teatrze od zawsze. Po nie też sięgnęła Unia Teatr Niemożliwy, biorąc na warsztat lalkową groteską Federico G. Lorki "Szopka don Cristobala". Niczego tu nie brakuje. W ciągu niespełna godziny jesteśmy świadkami krwawej bijatyki, dwóch morderstw, gwałtu, rabunku, rozpusty, zdrady i pięciokrotnego dzieciobójstwa. Mrożąca krew w żyłach historia feralnego małżeństwa ospałego Don Cristobala z ognistą Rositą, w inscenizacji Wojciecha Olejnika, wywołuje na przemian zdrowy śmiech i dreszcz grozy. Bawią stworzone przez Przemysława Karwowskiego zawadiackie pacynki hiszpańskich kochanków o fallicznych nosach oraz lustrzanie zbudowane lalki rozognionych dam o rozbrykanych popiersiach i sempiternach.

Najwyższą grozą przejmuje scena pięciokrotnego dzieciobójstwa, gdy Cristobal-rogacz z okrzykiem: "Nie moje!" kolejno rzuca o ścianę pacynkowe niemowlęta. Przeraźliwej aktualności nabiera etiuda lekarska, gdy Cristobal-medyk leczy pacjenta swoją pałką, a na koniec kuracji wrzuca go do stawu, inkasując należność... Bo Cristobal to ponadczasowy prostak, sądzący świat podług siebie i wymierzający mu sprawiedliwość swoją maczugą. Ten bliski krewniak włoskiego Pulcinelli, niemieckiego Kaspra, francuskiego Guignola, rosyjskiego Pietruszki, angielskiego Puncha czy rumuńskiego Vasilache istnieje pod każdą szerokością geograficzną, jest niezniszczalny. Ale też świat wokół niego okazuje się równie witalny - uśmiercony pacjent powraca pod postacią jurnego kochanka, zamordowana po wielekroć teściowa po wiele kroć ożywa.

Takich zwrotów i zmian tonacji z dramatycznej na komiczną jest w spektaklu Wojciecha Olejnika wiele. A wszystko to ubrane w formę teatru w teatrze. Lalkarze zmuszani do odgrywania tych brutalnych etiud przez Dyrektora trupy na koniec zbuntują się i zostawią samego w pustej garderobie, gdzie pocieszać go będą lalki - jak zawsze wierne i cierpliwe aż do bólu. Siłą spektaklu Wojciecha Olejnika jest bardzo konsekwentne rozwinięcie tej podwójności scenicznego świata, dość pobieżnie zamarkowanej w tekście Lorki. Liryczny Aktor-Arlekin i despotyczny Dyrektor raz po raz wychodzą przed ozdobiony pastelowym miejskim pejzażem transparentny parawan, by dać upust swoim emocjom, a niekiedy i marzeniom. Tymczasem Aktorka grająca Rositę pozostaje zawsze pod osłoną parawanu - to widoczna przez tiul w swojej aktorskiej postaci, kiedy stroi się w buduarze-garderobie, to znów wyłaniająca się znad parawanu jako groteskowa pacynka.

Tę grę konwencji i zmienność nastrojów doskonale puentuje muzyka Bogdana Szczepańskiego, w której pobrzmiewają na przemian liryczne i gorące nuty hiszpańskich romansów, a także pastiszowe cytaty Bizetowskich arii, przeradzające się w aktorskie duety rodem z opery buffo. Wszystko to stawia przed aktorami trudne zadanie, z którym trójka "Unitów" radzi sobie wyśmienicie. Bawi despotyczny Dyrektor Macieja Dużyńskiego, raz po raz wcielający się w pacynkową rolę lubieżnej staruchy; wzrusza liryczny Arlekin Adama Kamienia, przymuszony do grania prostackiego Cristobala; rozbraja ognista Rosita Doroty A. Dąbek snująca sopranowe marzenia o "Juanie na sianie".

Wszystko to sprawia, że "Szopka don Cristobala" Wojciecha Olejnika bawi zarazem i budzi gorzką refleksję - nad człowiekiem, nad światem i całą resztą. Bo o sile miniatury Lorki, wywiedzionej z komedii dell'arte i andaluzyjskiego folkloru, stanowi teatralna umowność, artystyczny cudzysłów, sceniczna metafora, która niczym krzywe lustro odbija pokraczną niezmienność ludzkiej natury. Tajemnica starych mistrzów polega bowiem na mądrym użyciu metafory, która umiejętnie dozowana pobudza ludzką wrażliwość. W przeciwieństwie do scenicznej dosłowności, która w krótkim czasie owocuje zobojętnieniem widzów na płynące ze sceny potoki krwi i fekaliów.

Oto dlaczego tak ożywcza jest wizyta w wilanowskich Kuchniach, zimowym królestwie Unii Teatr Niemożliwy, gdzie władzę sprawuje watowana pałka, wymierzająca bardzo precyzyjne i bolesne razy.

"Szopka don Cristobala", Federico G. Lorca. Przekład Zofia Szleyen. Reżyseria Wojciech Olejnik,

scenografia Przemysław Karwowski, muzyka Bogdan Szczepański. Unia Teatr Niemożliwy, Warszawa Premiera 2001.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji