Artykuły

Artystyczna wiocha Dudzińskich

Drogą przez Lubiąż na Wołów, miniecie stary młyn, za mostem skręćcie w prawo. Miejscowi na to miejsce mówią Syberia. Robimy tu wioskę artystyczną - o artystycznym klanie Dudzińskich pisze Dorota Oczak-Stach w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Skręcamy, widzimy tabliczkę z napisem "Teren prywatny", ale zamiast dopisku "Wstęp wzbroniony" widnieje strzałka. Za chwilę ukazują nam się budynki folwarczne, w sąsiedztwie kurnik, a przy płocie tablica z informacją: "Skansen dzierżawią: Stowarzyszenie Artystyczne, Ale Wiocha", Stowarzyszenie "Teatr Performer" Instytut Sztuki Nowej i adresy stron internetowych.

- Fajne masz kolczyki - zaraz za bramą wita Paweł Dudziński. "Mimo 62 lat zachował sprężysty krok i niespotykaną energię" - napisał o nim dziennikarz dziewięć lat temu. Poza wiekiem nic się nie zmieniło.

Artystyczna rodzina

Państwo Dudzińscy mają pięcioro dzieci. Wszystkie zostały artystami. - Nie miary innego wyjścia! - śmieje się pani Bożena, mama.

Anna, na którą w rodzinie mówią Sasza, jest pianistką, performerką, kompozytorem i filmowcem.

Michał gra na perkusji i saksofonie, a na co dzień uczy języka angielskiego.

Sambor jest artystą totalnym. Śpiewa, reżyseruje, komponuje muzykę do spektakli, jest multiinstrumentalistą, performerem. W dowodzie ma wpisane Damian, bo urzędniczka na Sambora zgodzić się nie chciała.

Kajetan śpiewa, gra na pianinie i dętych instrumentach.

Najmłodsza, Seweryna, zwana w domu Agą, śpiewa i tańczy.

Na co dzień w skansenie tylko Sambor mieszka wraz z rodzicami. Przeprowadzili się tu sześć lat temu. Sambor:

- Podniosłem oczy do góry i zobaczyłem gwiazdy.

Bożena: - Zostawiliśmy wygodne mieszkanko w bloku. Zastaliśmy tu dziurawe ściany i dach, nie było drzwi, okien, prądu, wody, kanalizacji. Ale to była przygoda, bardzo dobrze wspominam tamte chwile. Zagubiliśmy się w czasie.

W skansenie jest kilka budynków. Dudzińscy mieszkają w gościńcu, gdzie na dole jest kuchnia i jadalnia z fortepianem, długim stołem i kominkiem zrobionym przez ojca oraz pracownia. W niej drewniane noże, łyżki, miski, siekierki, kubki, pojemniki i Matka Boska z Jezuskiem - niedokończona Na górze są sypialnie, gabinet i pokoje dla gości: biały, różowy, zielony, pomarańczowy. W każdym dwa wyrzeźbione przez Pawła łóżka- bez użycia gwoździ.

- Byłem w różnych regionach Polski, oglądałem domki, zamki, posiadłości. Odkąd tylko pamiętam, chciałem zrealizować marzenie, które było też marzeniem moich rodziców i przeszło na mnie - opowiada Sambor. - Pierwszy raz przyjechałem tu z kolegami z Capitolu, przywieźli nas tam Przemek Paśko i Wiolka Kołakowska, którzy chcieli kupić ten skansen, ale w końcu nie podjęli się tego. Wiem już dlaczego. Ogrom pracy...

Wszystko zrobili sami, cały remont. Najpierw kupili agregat, aby mieć prąd. Najważniejsze okazało się ładowanie telefonów komórkowych. Po wodę jeździ-li sporadycznie autem, sześć kilometrów pod kościół, gdzie jest studnia Przez dwa lata Przez trzy korzystali ze sławojki.

Dziś jest tu centralne ogrzewanie, działa zmywarka. Pani Bożena marzy jeszcze o przemysłowej pralce, bo dziś korzysta z malutkiej, nawet gdy trzeba wyprać kilkadziesiąt sztuk pościeli po gościach. Bo dom zazwyczaj jest pełen ludzi - przyjeżdżają festiwalowicze, artyści, rodziną przychodzą lubiążanie. Dziś tylko dziewięć osób: Sambor, rodzice, siostrzeniec z żoną, trójka dzieci i sąsiadka.

Sambor Dudziński jest artystą totalnym

- Na początku mieszkaliśmy w jednej izbie, nawet w jednym łóżku spaliśmy. Przez dziury w ścianach wpadał śnieg, wiał wiatr - opowiadają.

Skrzypek zamiast kowala

Sambor wymarzył sobie wioskę z różnymi gospodarstwami. Jak na wsi jego dzieciństwa, w Bondyrzu, gdzie jeden miał traktor, inny konie, jeszcze inny kury. Tak chce konstruować spektakle, jak się chodzi do sąsiada Pracownie obok siebie ma-ją mieć skrzypek, dyrygent, chórzystka, aktor, malarz. Chce przekształcić swoje życie w proces twórczy.

- Miejsce jest tylko narzędziem, istotny jest cel działań. Chciałem stworzyć wioskę artystyczną dla fuzji środowisk. Aby zamieszkali tu artyści reprezentujący różne dziedziny - muzykę, teatr, film, performance - i uzupełniali się nawzajem swoimi umiejętnościami. Taka wymiana zwiastuje rozwój - uważa Sambor.

Z Konradem Imielą, dziś dyrektorem Teatru Muzycznego "Capitol" we Wrocławiu, wielokrotnie występowali razem na teatralnych deskach. Razem z Cezarym Studniakiem, dziś dyrektorem artystycznym Przeglądu Piosenki Aktorskiej, założyli w trzech zespół Formacja Chłopięca "Legitymacje".

- Ja i Sambor przyszliśmy do teatru z zupełnie innych środowisk - opowiada Imiela - Pamiętam jego pierwotną ideę o wiosce artystycznej, wszyscy mieliśmy się tam sprowadzić. I faktycznie, razem z kolegami zapaliliśmy się do tego. Później się okazało, że ten ma dzieci w szkole, a inny musi być na miejscu. Dopadła nas proza życia Sambor został sam z rodziną. Jeszcze mnie tam u nich nie było. Ale z całego serca kibicuję jego działaniom.

- Jesteśmy na Ziemi tylko na chwilę, jutro może mnie nie być. Artysta stara się oczarować widzów, nawet jeśli się do tego nie przyznaje. Czasami z chęci oczarowania zapomina o odpowiedzialności. Jestem nawigatorem wyobraźni. Dokąd prowadzę ludzi? To dla mnie kluczowe pytanie - Sambor rozwija swą opowieść. - Jeśli czas tak szybko biegnie, żaden z ludzi nie wie, jak długo będzie żyć, to 45-minutowy spektakl jest bardzo ważnym czasem. Może ostatnim w czyimś życiu. Dlatego chcę szczególnie zadbać o te ulotne minuty i sprawić, żeby zostały na długo z pożytkiem. Ale Wiocha ma być miejscem podobnie myślących.

Artyści wśród ludzi

W 2007 roku, gdy Dudzińscy postanowili się tu sprowadzić, lokalne media pisały o protestach. Podobno radnym nie spodobała się nazwa, Ale Wiocha", ich zdaniem prowincjonalna

- To nie tak było, że myśmy ich tu nie chcieli - wyjaśnia Zbigniew Posacki, sołtys Lubiąża, radny gminy Wołów. Dodaje, że na sesję rady ktoś w ostatniej chwili przyniósł plik dokumentów i rzucił hasło "to trzeba przegłosować". - Oburzyliśmy się, bo nikt nie wiedział, o co chodzi. W dodatku okazało się, że mają dostać ziemię na 40 lat w dzierżawę za zaledwie 100 złotych rocznie.

- Symboliczny czynsz wynika z zapisów umowy, która wskazuje obowiązki dzierżawcy w zakresie zabezpieczenia i utrzymywania zabytkowych obiektów oraz prowadzenia działalności kulturalnej - wyjaśnia burmistrz Wołowa Dariusz Chmura.

Projekt przegłosowano, Dudzińscy otrzymali 9 hektarów ziemi i kilka znajdujących się na niej budynków. Umowa była taka mieli utworzyć i eksploatować wioskę artystyczną w formie żywego skansenu dolnośląskiej wsi, dbać o zabytkowe domy przysłupowe i zrębowe oraz krzewić kulturę w społeczności lokalnej. Zatem każdego roku organizują spektakle i warsztaty dla mieszkańców wsi.

- Sąsiedztwo nam nie przeszkadza. Może dzięki ich obecności więcej turystów będzie przyjeżdżać do Lubiąża Tam zaraz za ich terenem ma powstać droga rowerowa, ale to są plany na razie. Pieniędzy brak - mówi Posacki. - No ja tam do nich nie chodzę, to sztuka jest niszowa. Intutiva... intuitiva? Widzi pani, ja nawet nie wiem, jak się to wymawia.

Z kolei burmistrz zapewnia: - Przedstawiciele gminy uczestniczą w organizowanych przez stowarzyszenie wydarzeniach.

- Jak mieliśmy tartak, to współpracowaliśmy z panem Pawłem, oni dużo drewna potrzebowali - opowiada mieszkaniec Lubiąża - Jak wnuczki do nas przyjechały, to przedstawienie u nich robili. Bardzo fajne. No... tam takie zwierzątka były. Tuwim to był czy Brzechwa.. My emeryci jesteśmy, tam do nich nie chodzimy. Sztuka to nie dla nas.

Sambor twierdzi, że z gminą żyją w dobrych, ciepłych relacjach. - Choć do tej pory dostaliśmy od nich tylko dwie plandeki i toi toi, bo o nic więcej nie prosiłem.

Burmistrz Wołowa potwierdza, że stowarzyszenie sporadycznie występowało o wsparcie dla projektów artystycznych. - Finansowaliśmy warsztaty teatralne. Gmina przekazywała również środki na scenografię spektaklu. Ponadto gmina wielokrotnie wspierała działalność stowarzyszenia poprzez regularne

sprzątanie nieruchomości będących przedmiotem umowy. Należy jednak pamiętać, że zgodnie z umową pomiędzy stowarzyszeniem a gminą "Ale Wiocha" jest zobowiązana do działalności kulturalnej z uwzględnieniem własnego finansowania - zaznacza Chmura.

Sambor opowiada, że mAją w planach widowisko teatralne podczas dni Wołowa, scenografią do niego ma być stalowy wół. Wymyślili też ławkę - siedzisko miejskie w kształcie wołu. - Gmina to zaakceptowała i czekamy na informacje o realizacji-mówi.

- Gmina jest biedna i nic wam nie da! - wtrąca sąsiadka. Pani Lila mieszka w Lubiążu, często wpada posiedzieć u Dudzińskich. Urodziła się w Samborze na Ukrainie. - Czy to niesamowite? - pyta Sambor.

Burmistrz Wołowa rzeczywiście zna artystyczne propozycje Dudzińskich.

- Uważam, że widowisko to świetny pomysł, jednakże nie udało się nam wygospodarować środków na realizację tego zadania w ramach tegorocznego budżetu - komentuje. - Została mi również przedstawiona koncepcja siedziska miejskiego, jednak na chwilę obecną gmina ma ważniejsze potrzeby inwestycyjne. Nie wykluczam jednak możliwości powstania takiego siedziska, pod warunkiem pozyskania środków zewnętrznych.

Lila uważa, że ludzie powinni trochę pomagać Dudzińskim w tworzeniu wioski, ale nie ma co oczekiwać tego od nich, bo wszyscy są tu biedni.

- Im by się tam jakiś menedżer przydał, co by to ogarnął. To artyści są, trochę nie z tego świata, oni chyba żyją w innej rzeczywistości - ocenia sołtys.

Teatr w stodole

W dawnej wozowni powstały pracownie plastyczne i hotelik, czyli miejsca noclegowe - na materacach może tam przenocować nawet kilkadziesiąt osób. Ale najważniejszym miejscem w tej zagrodzie ma być stodoła Teatr Stodoła. Zdaniem Sambora jeszcze niegotowy.

- Przed nami najtrudniejszy etap remontu, nawet dach było łatwiej zrobić. Chcę tu zamontować siedmiometrową obrotówkę.

Będzie to udogodnienie dla publiczności i artystów - teraz odbiór utrudnia-ją słupy, a obrotowa scena daje wiele możliwości inscenizacyjnych. W przygotowaniu są już dwa przedstawienia. "Podróże Guliwera", które Bożena Dudzińska szykuje dla dzieci. Sambor chce pokazać w Stodole "Gusła" z Mickiewiczowskich "Dziadów". - Tam jest wszystko. Czytając, uświadomiłem sobie, że gadają scenariuszem - mówi Sambor. - Nie mam ambicji reżyserskich, chcę jedynie opowiadać ludziom o tym, co ważne, bez podejścia ambicjonalnego. Najcenniejsze jest to, co najmniej atrakcyjne, bo najprostsze. Potem nagle owo najprostsze okazuje się najbardziej atrakcyjne.

W szopie zaparkowana Dźwiękowiązałka, czyli muzyczny pojazd, na którym Sambor wykonuje widowiska muzyczne. Jest tam też Józef, który wraz z Matką Boską z pracowni, ma trafić do przygotowywanej wraz z mieszkańcami szopki w skali 1:1 (oni przynoszą drewno, Paweł Dudziński rzeźbi).

Dźwiękowiązałkę Sambor skonstruował kilka lat temu, miała swoją premierę na festiwalu Fringe. Teraz jeździ z nią (na przyczepie) po całej Polsce. Najpierw zamontował pianino, potem dochodziły kolejne instrumenty - m.in. bębny, talerze, saksofon, akordeon. Jak ma gdzieś zagrać koncert, to cały dzień przed tym poświęca na próby.

Sambon - Chcę realizować swoje powołanie. Jestem szczęściarzem. Komponuję muzykę, gram koncerty, występuję w przedstawieniach, w których chcę.

Nauka latania i przetrwania

Siedzimy na ręcznie rzeźbionej, drewnianej ławce przy wozowni. Na drewnianym stole leży drewniane domino, na drewnianej ścianie wisi trzepaczka do dywanów, obo kjest przypięta karteczkę z hasłem do Wi-Fi. Zaraz przybiegają wnuczki państwa, wokół kręcą się psy.

- Lubicie przyjeżdżać do dziadków' -pytam. - Bardzo! - odkrzykuje Maja

- A co ci się najbardziej podoba? - dopytuję. - To, że są tu dziadkowie. I jak dziadek zabiera nas do lasu...

Paweł Dudziński jest rzeźbiarzem, performerem, tancerzem butoh, twórcą Teatru Performer. Czerpie z tradycji Jerzego Grotowskiego, teatr oparł na improwizacji wykorzystującej śpiew i muzykę wykonywaną na żywo. Sambor nazywa go teatrem rodzinnym, jeździli z nim po festiwalach na całym świecie.

Metoda twórcza teatru opiera się na rytuale intuitywnym, stworzonym przez Pawła Dudzińskiego. Wraz z żoną Bożeną- śpiewaczką, tancerką, performerką - wymyślili i prawie 30 lat tworzą Festiwal Sztuk Intuitywnych, wcześniej Fortalicje, dziś Intuitiva Przez wiele lat mieszkali w Zamościu, gdzie mieli swą artystyczną siedzibę w Bramie Lubelskiej.

Po przeprowadzce Dudzińskich Festiwal Sztuk Intuitywnych również przeniósł się do Lubiąża - Podczas występów improwizujemy, nie umiemy inaczej - mówi Bożena, a Paweł wtóruje: - Punktem wyjścia jest koncepcja sztuki intuitywnej Stockhausena, którą rozwinęliśmy w Teatrze Performer o nowe dziedziny. Gdy kompozytor o tym usłyszał, chciał do nas przyjechać, ale nie zdążył.

- To ten, co skomponował utwór na helikopter i fortepian! - wtrąca Sambor.

Dzięki festiwalowi Lubiąż odwiedzili artyści ze Stanów Zjednoczonych i niemal całej Europy. Na lntuitive można wziąć też udział w warsztatach. W ubiegłym roku Paweł Dudziński poprowadził zajęcia "Nauka Latania".

Na co dzień kręci też filmy o bushcrafcie i wrzuca na swój kanał na YouTube. Jest ich tam już ponad 90. - Zaczęło się to, kiedy mój kumpel nagrał mnie, jak ostrzę nóż. Ma ten film do tej pory, ale jeszcze nie wrzucił na mój kanał. Po tych 12 latach pojawił się tutaj w Lubiążu i zaczęliśmy nagrywać na nowo - opowiada Bushcraft to, zdaniem Dudzińskiego, wyższa forma surwiwalu, czyli sztuki przetrwania

Wystarczy wpisać w serwisie internetowym hasło "Z obozowiska Łowców Mamutów" i można posłuchać, jak swym aktorskim głosem opowiada i jednocześnie pokazuje, czym jest zajęcza kapustka, jaka powinna być laga, jak zrobić ducha puszczy w kawałku kija lub pizzę na ognisku. - Przesyłam tam moją wiedzę na temat działania w drewnie. Sam się dziwię, skąd to wszystko wiem.

Kanał ma ponad pół miliona obejrzeń i pokaźne grono subskrybentów (ponad 4 rys.), których przedstawiciele przyjechali na zlot właśnie do Wiochy. Spali w hoteliku, chodzili z artystą do lasu.

Hejnał pożegnalny

Wracamy. Otwieram bramę i widzę, że rodzina Dudzińskich idzie za nami z trombitami. Oczywiście wyrzeźbionymi przez Pawła - Każdy, kto stąd wyjeżdża, jest żegnany hejnałem!

I zaczynają grać. Dorośli, dzieci.

Gdy zamykam drzwi do auta, mam wrażenie, jakbym wyszła z filmu. Albo z bajki. Że świat Dudzińskich nie jest realny i nie da się tak żyć. Dowodem na to, że jest inaczej, jest wystrugana z drewna łyżka, którą trzymam w torebce. Dała mi ją Maja, jego wnuczka. Dziadek pozwolił.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji