Artykuły

Opętani

Od kilkunastu lat trwa w kul­turze współczesnej fascynacja okresem międzywojennym. Epoka wielkiego kryzysu eko­nomicznego, narodziny i roz­wój faszyzmu w Niemczech, amerykańskie szaleństwo jazzu - to niesłychanie często przewi­jające się tematy filmów, ksią­żek, nawet spektakli teatral­nych. Magia tamtego czasu, wcale nie tak odległego, lecz przecież już fascynującego od­miennością zachowań, mody, urokliwymi modelami staroś­wieckich samochodów, drama­tyzmem przeżywanych konflik­tów powoduje, że z zaciekawie­niem i sentymentem oglądamy filmy albo czytamy książki o epoce naszych rodziców i dziadków.

Teatr też ostatnio chętnie sięga po utwory, których akcja dzieje się w międzywojniu. Ponieważ brakuje odpowiednich utworów dramatycz­nych, adaptuje się powieści. Nie tak dawno pisałem o "Kronice wypad­ków miłosnych", którą przedstawił praski Teatr Popularny. Spektakl stanowiący adaptację znakomitej powieści Tadeusza Konwickiego ukazywał ostatnie miesiące przed­wojenne, świetnie odtwarzając kli­mat i ówczesne nastroje. Teraz z ko­lei Teatr Narodowy pokusił się o in­scenizację mało znanej powieści Witolda Gombrowicza, drukowanej w gazetowych odcinkach pod pseu­donimem. Druk przerwał wybuch drugiej wojny światowej, powieść jest przeto nieskończona; ocenia się jednak, że do zakończenia pozostało zaledwie kilka odcinków. W każdym razie najważniejsze sprawy są w po­wieści wytłumaczone, a wiele wąt­ków ma swe rozwiązania.

Co to za powieść i dlaczego Gom­browicz nie tylko ukrył swe autors­two, ale i w wiele lat później, już jako wybitny, głośny pisarz, niechętnie się do niej przyznawał? Rzecz nosi tytuł "Opętani" i jest - jak chcą jedni - powieścią sensacyjną, brukową, zaś - wedle innych - należy do ga­tunku powieści gotyckiej. Gombro­wicz pisał "Opętanych" dla pienię­dzy i na pewno nie zaliczał tego utworu do swych dzieł "wysokich". Okazało się jednak, że pisana z dużą swobodą, bez jakichkolwiek obcią­żeń i artystycznych "zobowiązań" powieść ujawnia lepiej aniżeli dzie­ła poważniejsze typowe Gombrowiczowskie motywy, obsesje i fobie oraz odsłania niektóre sekrety jego warsztatu. Sprawdziło się w tym wypadku to, co głosił sam autor powieści. Uważał on mianowicie, że granica między literaturą czy w ogóle sztuką "wysoką" czy "niską" nie jest wcale tak znaczna, jak się powszechnie sądzi. Sam Gombrowicz rozczyty­wał się w literaturze brukowej, ar­tystycznie bardzo pośledniej, znaj­dując w niej wiele pomysłów i inspi­racji przydatnych we własnym pisa­rstwie.

Adaptacja "Opętanych" przygo­towana przez Tadeusza Minca (któ­ry też przedstawienie wyreżysero­wał) i Elżbietę Morawiec poszła w kierunku prezentacji fabuły utwo­ru i utrzymania charakterystycznej atmosfery tego dzieła. Trudno było rzecz udramatyzować, lecz w dzi­siejszym teatrze nie jest to wcale konieczne. Niekiedy nie znaleziono dobrych teatralnych ekwiwalentów dla niektórych tematów czy moty­wów powieści. Banalny jest na przykład pomysł z obnoszonym po scenie zamkiem - symbolem "gotyckości" utworu.

Reżyserowi udało się przede wszystkim odtworzyć na scenie kli­mat lat trzydziestych. Gotyckość, przede wszystkim wątek zamku i je­go pana - obłąkanego księcia, po­głębia tu atmosferę całości, nie sta­nowi jednak sprawy pierwszopla­nowej. Elementy demoniczne do­dają drapieżności obserwacjom społecznym czy obrazowi czasu tuż przedwojennego. Motywy gotyckie czy po prostu brukowe - z obciąże­niami dziedzicznymi, wampirami czy obłędem na czele - służą tu celom podobnym, co perwersje al­bo groteska w filmach traktujących o hitleryzmie, takich jak "Zmierzch Bogów" Viscontiego albo "Kaba­ret" Fosse'a.

Tamte utwory ukazywały w stylu trochę operetkowym narodziny no­wej, demonicznej formacji; spek­takl w Teatrze Narodowym traktuje raczej o schyłku pewnej epoki, o jej upadku. W obydwóch przypadkach konieczne jest przerysowanie, wyo­strzenie akcentów. Mincowi taki za­bieg powiódł się w pełni. Utrafili w ten ton także aktorzy, zwłaszcza para głównych protagonistów. Grażyna Szapołowska i Tomasz Budyta, kobieta fatalna, z ziemiańskimi koneksjami, naznaczona opętaniem i podszyty też obłędem albo przyna­jmniej wampirem typowy przedsta­wiciel warstw szczególnie fascynu­jących Gombrowicza: parobków, ale również rozmaitych drobnych rzezimieszków, kelnerów, lokajów. Obydwoje zagrali dobrze swe - że­by tak rzec - role społeczne, stworzyli wyraźne postacie jak z komi­ksu. Którym zresztą po trosze po­wieść Gombrowicza jest.

Jeśli przyjąć konwencję komiksu można usprawiedliwić grę innych aktorów. Jest ona przeważnie nie­dostatecznie pogłębiona, a role jak­by naszkicowane tylko.

Cały spektakl ma też podobny charakter. Właściwie wiadomo tu od początku do końca, o co chodzi reżyserowi, a może raczej co chciał osiągnąć. Równocześnie jednak w przedstawieniu brak jakiegoś bla­sku, iskry... Można wyliczyć efek­towne pomysły, pochwalić umiejęt­ność przekazania nastroju powieści Gombrowicza czy dobre wypunkto­wanie motywów charakterystycz­nych dla pisarstwa autora "Porno­grafii". Można jednak z drugi ej stro­ny zarzucić spektaklowi brak dobre­go tempa, rytmu. Epicki rodowód przedstawienia jest w każdym nie­mal momencie mocno wyczu­walny.

Słowem spektakl udany tylko po­łowicznie. Dobrze, że przypomnia­no Gombrowicza, bo nigdy tego pi­sarza nie jest za dużo. Dobrze też chyba, że wystawiono na scenie mało znaną, lecz przecież atrakcyjną powieść autora "Kosmosu". Z dru­giej strony "Opętanych" można na pewno pokazać w teatrze lepiej i w ciekawszy sposób. Czekajmy więc na następną inscenizację tego utworu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji