Artykuły

HAMLET wśród GANGSTERÓW

Jeden z najwybitniejszych dramaturgów amerykań­skich pierwszej połowy na­szego wieku, Maxwell Ander­son, polskim widzom jest pra­wie nieznany. Najwybitniejszą jego sztukę, "Scenerię zimową" w przekładzie Macieja Słom­czyńskiego, po krakowskiej prapremierze sprzed dwóch lat obecnie wystawia warszawski Teatr Dramatyczny w reżyserii Jana Bratkowskiego.

Przedstawienie to jest bardzo starannie i solidnie wykonane. Dojrzała, drobiazgowa reżyseria Jana Bratkowskiego, bardzo funkcjonalna i zarazem dobrze dostrojona i do naturalistycznego, i do poetyckiego planu sztu­ki Andersona scenografia Zofii Pietrusińskiej; dobra i doskona­le poprzez aparaturę teatralną brzmiąca muzyka Andrzeja Trzaskowskiego; świetna obsa­da aktorska, w której na czoło wysunęli się Zbigniew Zapasiewicz oraz Ignacy Gogolewski, a wymienić należy także Magda­lenę Zawadzką, Mieczysława Mileckiego, Ryszarda Pietruskiego i Zygmunta Kęstowicza. Są to niezaprzeczalnie dobre składniki dobrej pracy, włożo­nej przez teatr w wystawienie "Scenerii zimowej" - a jednak mimo wszystko odnosimy wra­żenie, że nasza znajomość An­dersona pozostanie w dalszym ciągu - jak w anegdocie - znajomością z widzenia. Obserwujemy na scenie prze­bieg akcji rozgrywającej się tak jak w dramacie sensacyj­nym, kryminalnym, policyjnym. Gangster Trock Estrella postana­wia usunąć świadków zbrodni, którą popełnił przed laty. Za­bija swego towarzysza, szanta­żuje innego byłego gangstera. W końcu zabija syna człowie­ka, który niegdyś skazany zo­stał niewinnie za zbrodnie po­pełnioną przez Trocka. Zabija go, ponieważ ten chłopiec - jak szekspirowski Hamlet - od cza­su gdy stał się samodzielny i za­czął rozumieć świat, postanowił wyjaśnić zagadkę śmierci swego ojca. Postanowił wykazać jego niewinność. Osiąga swój cel na naszych oczach, lecz ginie od kul rewolwerowców wynaję­tych przez Trocka.

Tu natykamy się na metodę tworzenia współczesnej tragedii przez Andersona. Idąc śladami Szekspira (a ślady wiodą nie tylko do "Hamleta", lecz także do "Romea i Julii") buduje we współczesnym świecie sytuacje, w których splot ludzkich dążeń do złego lub dobrego, splot sił pchających ludzi do miłości, do ocalenia życia, do posiadania pieniędzy tworzy węzły tragicz­ne, które, przeciąć może tylko śmierć. Można powiedzieć ina­czej: Anderson we współczesnym świecie znajduje sytuacje tragiczne, które uszlachetnia swoją sztuka do wymiaru tra­gedii, jak niegdyś Szekspir w "Hamlecie" czy w "Romeo i Julii". I tak to chyba jest, bo w "Scenerii zimowej" nie czuje się ingerencji literata w życie, nie słychać szelestu papieru krojonego do z góry powziętych ułożeń (by zrobić "coś pod Szekspira"). Przeciwnie, ele­ment realistyczny jest tu bar­dzo silny, sytuacje są nakreślo­ne z pełną prawdą, co możemy stwierdzić z powołaniem się na źródła (książka Stanisława Mie­rzyńskiego "Gangsterzy"). Ten Hamlet wśród gangsterów nie jest bynajmniej wymyślony. I realizm sztuki przedstawienie Teatru Dramatycznego wydoby­wa doskonale. Ale jest jeszcze druga strona sprawy, nie mniej ważna - wy­miar tragiczny tej życiowej sytuacji, ponadczasowa, uniwer­salna, powtarzająca się w lo­sach wielu ludzi tragedia Mio i Miriamne. Pozostaje właśnie to, co nadaje "Scenerii zimo­wej" szekspirowską rangę. I tu teatr w części zawiódł. Jedynie Ignacy Gogolewski i Zbigniew Zapasiewicz są bohaterami tego wielkiego, dramatu, który roz­grywać się powinien ponad podłogą sceny, ponad przyziem­ną akcją. Pozostali aktorzy (jeszcze prócz Mieczysława Mileckiego i Zygmunta Kęstowicza w końcówce sztuki) grają niestety role pomniejszone. Wydaje mi się, że w sporej części przyczyną nieporozumie­nia są trudności przekładowe sztuki Andersona i trudności z realizowaniem tego rodzaju sztuk poetyckich w teatrze. "Sceneria zimowa" jest napisa­na wierszem - białym wierszem elżbietańskim. Sądzę, że przypomnienie tego faktu bę­dzie dużym zaskoczeniem dla wszystkich widzów, którzy nie widzieli tekstu sztuki w dru­ku.

Wiersza w przedstawieniu Teatru Dramatycznego nie sły­chać wcale, co najwyżej lekkie zdziwienie wywołują czasem chropowatości gramatyczne nie­których kwestii (uchodzące przypuszczalnie za archaizację języka). Powody tego nieporo­zumienia są znane: nasza trady­cja literacka zna sztuki wier­szem, ale rymowane, a przecież ani wiersz Zabłockiego, ani Słowackiego, ani Fredry nie mógł być tu wzorem dla przekładu. A jednak nie można się godzić na to, by wiersz Ander­sona brzmiał dla naszego ucha jak proza, i to chwilami niepiękna. Poezja jest w sztuce Andersona niebłahym elemen­tem, pełni rolę zasadniczą ona jest właśnie sposobem widzenia tego brutalnego świata, który opisuje Anderson. Nie można jej pominąć, ani nie można jej skwitować tylko przy pomocy wygłoszenia podniesionym to­nem paru monologów oderwa­nych od akcji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji