Artykuły

Kultura czeka na zmiany

- Zmiana 1989 roku za bardzo zaskoczyła całe to środowisko artystyczne. Nikt tam nie pomyślał o tym, że należy spojrzeć, co się dzieje w bankach, zakładach produkcyjnych, gdzie niezbędne zmiany wymuszało życie. Cała sfera instytucji artystycznych została całkiem z boku - mówi prof. Emil Orzechowski, kierownik Katedry Zarządzania Kulturą Instytutu Spraw Publicznych UJ.

Ryszard Kozik, Tomasz Jakub Handzlik: Panie Profesorze, obserwuje Pan zawirowania w instytucjach muzycznych całego kraju, także w Krakowie? Mnożą się konflikty wewnątrz zespołów, pomiędzy artystami a dyrektorami, a także nadzorującymi ich działalność samorządowcami... To chyba niewesoły obraz? Prof. Emil Orzechowski: - Przerażający wręcz. Ale i obiecujący. - Co? - Obiecujący, że wreszcie niezbędne stanie się wykonanie jakiegoś zdecydowanego ruchu. Andrzej Wajda kilka lat temu powiedział, że w Polsce są dwa sektory niezreformowane: koleje i teatry. Przy czym, jeśli rozumienie tego drugiego określenia rozszerzymy na pokrewne teatrom instytucje, to okazuje się, że Wajda miał stuprocentową rację nie tylko wówczas, ale - niestety - ma ją nadal. Bo nic się w tym względzie nie zmieniło. Zresztą, moim zdaniem, to, co się teraz dzieje w instytucjach muzycznych, przeniesie się niedługo także na dramatyczne...

- Takie napięcia już się pojawiają, że wspomnimy naciski części zespołu Starego Teatru, która domagała się odwołania dyrektora Mikołaja Grabowskiego... Ale wracając do systemu: co należy zmienić? Marszałek Janusz Sepioł mówi: Wszystko, i marzy o wygaszeniu działalności Opery Krakowskiej i Filharmonii Krakowskiej, a następnie odtworzeniu tych instytucji... - To jedno z ewentualnych rozwiązań. Zresztą już wypróbowane. Dorota Szwarcman przypomina w najnowszej "Polityce" los Bohdana Wodiczki, który w warszawskiej operze postępował właśnie w ten sposób - zwolnił ponad setkę muzyków, rozwiązał zespół i powołał go na nowo. I miał sukcesy. Pomimo tego go zwolniono.Nie chciałbym analizować sytuacji konkretnych instytucji. Bo żeby móc to zrobić, trzeba dobrze znać ich sytuację, przestudiować mnóstwo dokumentów, materiałów. Chętnie natomiast opowiem o tym, jak to wyglądało przed laty w krakowskich teatrach. Nie do wyobrażenia było na przykład, żeby teatr mógł w ogóle skutecznie funkcjonować, jeżeli dyrektor dziedziczyłby po poprzedniku cały zespół - ze wszystkim jego gwiazdami i nieużytkami. Dyrektor nastawał i kompletował zespół, ale to wymaga oczywiście zupełnie innej formuły zatrudnienia w tych instytucjach, niż mamy dzisiaj.

Marszałek proponuje też m.in. zatrudnianie muzyków na kontraktach czasowych oraz wprowadzenie systemu ocen i weryfikacji. Mówi się też o formule fundacji publicznej, na jakiej działa np. Zamek Królewski w Warszawie.

- Formuła fundacji publicznej się sprawdza - w muzeach w Holandii, w teatrach w Wiedniu, o ile wiem. To też jest model do rozważenia. Natomiast jeśli idzie o kontraktowe zatrudnienie, to jest naprawdę materia bardzo skomplikowana. Wyobraźcie sobie, że ktoś Grotowskiemu mówi: będziemy mieć kontrakty. Nigdy by takiego zespołu nie udało się zbudować. Natomiast tam weryfikacja była, następowała poprzez decyzje mistrza, których nikt nie kwestionował.

Dziś w większości instytucji kulturalnych takiej możliwości nie ma. Działa, na przykład, pięć lub sześć organizacji związkowych i co drugi pracownik pełni w którejś w nich jakąś funkcję, co z kolei powoduje, że aby go zwolnić, należy mu udowodnić przestępstwo wobec prawa pracy i jeszcze zgodę związku uzyskać...

- Ocena jest niezbędna, tak jak w każdym innym zawodzie. Związki zawodowe powinny skoncentrować się na swojej statutowej działalności. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że halabardnicy skupieni w związkach nie mogą decydować o przyszłości instytucji artystycznych.

Oczywiście, otwarte pozostaje pytanie o sposób i zasady oceniania. Nasze nieszczęście zaczyna się od tego, że w odróżnieniu od każdego cywilizowanego kraju, u nas nie ma żadnej instytucji, która by była na tyle niezależna, żeby mogła bez powikłań politycznych gromadzić i analizować dane, a następnie podsuwać decydentom alternatywne rozwiązania. Dane o kulturze w skali kraju gromadzi u nas tylko GUS. One nie są wystarczające, a przecież trzeba byłoby jeszcze zanalizować je i znaleźć odpowiedzi na pytania np. o reguły weryfikacji.

Poziom artystyczny całej instytucji też powinien być oceniany przez jej "nadzorcę", czyli na przykład prezydenta miasta.

- Zdecydowanie tak, ale nie jest on wszechwiedzącym, zatem powinien posługiwać się zespołem ludzi kompetentnych.

A nie jest. Owszem, sprawdza się, czy prawidłowo rozliczono dotacje, ale na tym ocena się kończy.

- To już jest błąd systemu. I znowu można sporo się nauczyć sięgając do historii. Początki Teatru Miejskiego w Krakowie - miasto było właścicielem, działała komisja teatralna, ogłaszano konkursy dyrektorskie... Wyspiański, co prawda, w takiej konkurencji przepadł, ale to były bardzo konkretne konkursy - na trzy lata, z bardzo precyzyjnie sformułowanymi warunkami. To był wypracowany system, a właściciel czy też organizator danej instytucji miał nad nią pełną kontrolę. Tak też powinno to funkcjonować teraz.

Są też wzory bardziej współczesne. W 1999 roku wiedeńskie teatry państwowe przekształcono w spółki z o.o. z radą nadzorczą na czele - jeśli Austriacy wykonują taki ruch, to oznacza, że uważają to rozwiązanie za sensowne. To kolejny pomysł wart rozważenia.

Na razie podstawowym narzędziem oceny poziomu artystycznego danego zespołu teatralnego czy orkiestry są występy, spektakle. I zarówno artyści, jak i dyrektorzy zgodnie to wykorzystują, mówiąc: Proszę zobaczyć, jak wysoką mamy frekwencję, i jeszcze publiczność bije nam brawo.

- Frekwencja nie może być jedynym kryterium oceny. Są teatry sprofilowane na wysoką frekwencję, operujące repertuarem jak najprzyjemniejszym dla ludzi. Ale są też instytucje, którym obowiązkiem wręcz jest spełnianie oczekiwań i ambicji nie tylko krakowskich, ale i polskich. Bo jeśli czymkolwiek ten kraj ma się szansę wyróżniać w świecie, to w pierwszej kolejności działalnością artystyczną właśnie.

I czasem się wyróżnia. Przecież także w Krakowie powstają nowe orkiestry, które podbijają kraj i Europę. Może to jest alternatywa, która wymusi zmiany np. w filharmonii?

- Bardzo dobrze, że tak się dzieje, ale to, niestety, nie jest takie proste, że powstaje nowy, prywatny zespół i szybko zastępuje tak stabilną instytucję jak filharmonia. Można zrobić bardzo kameralny teatr, kameralny zespół muzyczny, ale nie wyobrażam sobie, że ktoś zaryzykuje zrobienie prywatnej filharmonii czy opery. Oczywiście, cały czas mówimy o naszym stanie braku systemu. Bo normalnie nie widziałbym niczego złego w tym, żeby w sytuacji, gdy jest głęboki kryzys w instytucjach artystycznych, a równocześnie są zalążki czegoś nowego, wartościowego, zdecydowanie wesprzeć finansowo tę drugą opcją, zamiast uparcie podtrzymywać to, co się nie rozwija.

Wracając jednak do propozycji naszych notabli. Prezydent Jacek Majchrowski proponuje wprowadzenie dla szefów instytucji kulturalnych kontraktów na konkretny okres, z jasnymi zasadami oceny, kadencyjnością.

- Zgadzam się z prezydentem, że wskazana byłaby - podobnie jak na uczelniach - kadencyjność. Tyle tylko, że nie rozumiem, dlaczego koniecznie musiałoby istnieć ograniczenie, że można kierować instytucją na przykład tylko dwie kadencje. Jeżeli działa ona dobrze, to dlaczego ją niszczyć. Instytucja artystyczna trochę się jednak od uczelni różni.

Ale tu znowu pojawia się problem oceny. Kto niby miałby wystawiać notę instytucji i jej szefowi?

- Gdzie jak gdzie, ale w Krakowie ze skompletowaniem zespołów potrafiących ocenić instytucje kulturalne nie powinno być kłopotów.

Wierzy Pan w to, że byłyby one w pełni niezależne, rzetelne, że góry nie brałyby sympatie i antypatie? Trochę to do różnych krakowskich doświadczeń nie pasuje.

- Ja wiem, jak działała komisja teatralna w Krakowie na przełomie XIX i XX wieku, z Estreicherem na czele. Zawsze były możliwe różnego rodzaju opinie, złośliwości i sympatie, ale tam się rozmawiało rzetelnie i konkretnie. Ale i reguły gry były wówczas jasne.

Reguły to jednak nie wszystko. Przede wszystkim chyba jednak brakuje nam menedżerów potrafiących poprowadzić instytucje kulturalne?

- Zmiana 1989 roku za bardzo zaskoczyła całe to środowisko artystyczne. Nikt tam nie pomyślał o tym, że należy spojrzeć, co się dzieje w bankach, zakładach produkcyjnych, gdzie niezbędne zmiany wymuszało życie. Cała sfera instytucji artystycznych została całkiem z boku. Dziś dalej więc obowiązującym modelem jest u nas dyrektor artysta. I to jest do przyjęcia, jeśli potrafi się otoczyć sprawnymi menedżerami. Próbę powierzenia instytucji kultury nie artyście przeżyliśmy właśnie w Operze. Uważam zresztą, że jej dyrektora niesprawiedliwie wyśmiano za próbę wprowadzenia systemu oceniania. Owszem, zrobił to niezręcznie, ale tego typu ankiety to dziś nic dziwnego.

Kuźnią takich kadr dla kultury powinna być m.in. kierowana przez Pana katedra.

- I oczywiście jest. Kolejne roczniki naszych absolwentów idą w świat i mam nadzieję, że coraz częściej będą wygrywali różne konkursy, stawali na czele ważnych instytucji i je zmieniali. Ale to nie wystarczy. Niezbędne są zmiany systemowe, w których zresztą też moglibyśmy pomóc. Pod warunkiem jednak, że byłoby zainteresowanie ze strony władz. Przecież powinno być normą, że studenci uczelni artystycznych mają zajęcia u nas, które przygotowują ich do wykonywania także działań menedżerskich. Uczelnie chcą, tyle tylko, że podlegamy pod inne ministerstwa i nie da się tego przeskoczyć. Także prace naszych studentów mogłyby być poświęcane konkretnym zagadnieniom, ważnym dla osób przygotowujących reformy.

Na razie takiego zainteresowania nie ma. Jestem jednak pewien, że będzie, bo - jak wspomniałem na początku - to nie koniec kryzysu w polskich instytucjach artystycznych, a dopiero początek. Przed zmianami nie da się uciec.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji