Artykuły

Dzieci rewolucji umierają z nudów

"Parawany" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Premiera "Parawanów" Geneta w Teatrze Wybrzeże Reżyser Krzysztof Babicki próbuje obudzić w nas poczucie winy za przeszłość kolonialną Francji. Efekt: jego rewolucja narodowo-religijna nie dotyczy żadnego narodu i żadnej religii, a problem świadomie czynionego zła sprowadza się do kłopotów wieku dorastania

We wspólnej Europie najtrudniej dzielić kompleksy. Każdy naród ma w szafie inne trupy, inną krew na rękach, innych obcych. Dramat Geneta pisany w przeddzień wyzwolenia Algierii spod francuskiej okupacji (1961) odnosił się do konkretnych działań z 1954 r. i bezpośrednio wskazywał mordujących i mordowanych.

W Polsce konflikt islam-chrześcijaństwo to wciąż abstrakcja. Krzysztof Babicki, pokazując Algierczyków, próbował więc nadać im cechy "obcych dla każdego" - trochę realistycznych i muzułmańskich, trochę alegorycznych "skrzywdzonych i poniżonych". Kobiety noszą czadory, mężczyznom spod czarnych marynarek wystają arabskie suknie. Odgrywają sceny z 11 września - porwanie, strzelanina w kabinie, zabawa atrapami samolotów.

Jednocześnie mają być uniwersalną wersją "wyzyskiwanych mas". Ciągną wózki z supermarketu i chadzają do niezwykle kosmopolitycznego burdelu, gdzie niemiecki lateks spotyka się ze stylem cygańsko-ludowym. Panowie, przeciwko którym się buntują, są zniewieściali i śmieszni, trudno widzieć w nich bezwzględnych tyranów. O co więc chodzi? Czy to konflikt religijny, wojna o niepodległość, uniwersalna walka dobra ze złem, rewolucja proletariacka?

Babicki podpowiada niewiele. Jedynie plakat i pojawiające się na scenie rozbite samochody nawiązują do zeszłorocznych walk ulicznych we Francji. Ale na wojnę z niewiernymi rusza nie policja, ale żołnierze z międzynarodowego korpusu irackiego. Kontekst polityczny gubi się podobnie jak problem absolutnego zła.

U Geneta główny bohater Said to nie tylko złodziejaszek i zdrajca, ale też człowiek, który świadomie wybrał grzech, nienawiść, okrucieństwo. Piotr Jankowski gra jednak niedojrzałego nastolatka, który przestępując z nogi na nogę, wykrzykuje płaczliwie swoje rozgoryczenie. Żonę Lejlę (Monika Chomicka) poniża, bo jest brzydka, w zaświaty nie idzie, bo mu się nie chce. Wydaje się, że cała rewolucja to nie wynik nienawiści, ale wszechogarniającej nudy. Nudzą się muzułmanie czekający w długich kolejkach do burdelu, nudzą się żołnierze spędzający czas na przeglądzie mundurów i homoseksualnych flirtach. Mirosław Baka rewelacyjnie pokazuje napięcie porucznika, dla którego największą namiętnością jest wojna i ciała młodych chłopców. Swój oddział muska niczym kreator mody przed pokazem. Taki wizerunek armii francuskiej sprawia jednak, że otrzymujemy groteskową wojnę smutnych mężczyzn arabskich z europejskimi panienkami.

Jedynie kobiety wydają się mieć prawdziwe emocje. Dorota Kolak jako matka Saida doskonale oddaje wszystkie przywary i śmiesznostki współczesnej Matki Courage, prymitywnej łachmaniary z ambicjami, w której pycha i złość mieszają się z obłąkańczą miłością do jedynego dziecka. Tomira Kowalik wprowadza w ten dramat rodzinny trochę metafizycznej grozy. Niewidoma wysłanniczka piekieł, szatańska trucicielka z twarzą niczym maska wydaje się jedyną nicią łączącą tę inscenizację z okrutnym, perwersyjnym Genetem. Gdy w drugiej części wszyscy po kolei trafiają w zaświaty, bez problemu godzą się i przyznają, że tak naprawdę nie było o co się bić.

Czy taka konstatacja warta była dwuipółgodzinnego spektaklu angażującego liczny zespół? "Parawany" długo pozostawały dramatem nieodkrytym. Od słynnej inscenizacji Jerzego Grzegorzewskiego (1982), którą rozpoczął dyrektorowanie w Teatrze Studio w Warszawie, była tylko jedna próba ich wystawienia w Polsce. Dla Francuzów ta czarna, brutalna sztuka była rodzajem "Wesela", symbolicznego rozliczenia z narodowymi winami. Dla Polaków zagrożenie islamem (mimo doświadczeń irackich) leży wciąż między legendą Sobieskiego pod Wiedniem a futurologicznymi przepowiedniami o czwartej wojnie światowej. Gdy Anna Augustynowicz podejmowała podobny temat w "Powrocie na pustynię" Bernarda-Marie Koltesa (Powszechny w Warszawie), przeniosła go w sferę metafor. Spektakl Babickiego prześlizguje się po sferze wartości, mija z polityką. Jest czarny i pusty. Niby tak właśnie Genet widział świat, ale nie takie przedstawienie chcieliby zobaczyć widzowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji