Artykuły

Antygona na gruzach współczesnego świata

Środek sceny, jak w antycznym teatrze, pozostaje pustą przestrzenią, tutaj roze­gra się dramat. Nad głowami bohate­rów zwisają potężne belki i potrzaskane betonowe płyty ze sterczącymi prętami zbrojeniowymi. Dymiące resztki potęż­nego budynku, potrzaskane lustra do­pełniają obrazu zgliszcz i ruin, w jakich rozegrał Marek Weiss-Grzesiński swoją inscenizację "Antygony", najnowszej opery Zbigniewa Rudzińskiego.

Kompozytor, pisząc libretto, pozosta­je w zasadzie wierny dramatowi Sofoklesa, zmienia jednak jego akcenty i wymowę. Podobnie zresztą postąpił reżyser, przenosząc akcję w bliżej niesprecyzowaną współczesność. Wyelegantowanemu dworowi Kreona przeciwstawił szary świat bezwolnego ludu. Antygonę postawił na uboczu obu światów. Główna bohaterka, prze­strzegając odwiecznych boskich praw, staje się osobą odrzuconą i samotną. Nikt poza nią nie ma odwagi przeciw­stawić się tyranii władzy i walczyć w imię własnych przekonań. Pokona­na sięga po narkotyki, które wywołują wizję mściwych Erynii i Kasandry. Ten ostatni z reżyserskich zabiegów naj­mniej mi się podoba. Nic nie usprawie­dliwia sięgania po narkotyki. Zresztą postać Antygony jest tak skonstruowana, że widz, od pierwszego jej poja­wienia się na scenie, wie, że czeka ją tragiczny koniec. Zupełnie inaczej jest z postacią Kreona, przekonanego o słuszności swoich sądów i postępo­wania. Dlatego dopiero w chwili kiedy świat jego wartości wali się w gruzy, przychodzi świadomość popełnionych błędów: "Noc przyjdzie i światłość zgasi, potem szron ranny pocznie topnieć w słońcu. Chwila każda nową nieść bę­dzie udrękę, ten zaś co z cierpień cię zwolni, nie narodził się jeszcze" - sły­szy umierający w samotności Kreon.

I tutaj mam kolejną wątpliwość. Dla­czego prorok Terezjasz, wymawiający to zdanie, zjawia się tutaj jako dziecko. W ustach starca (jak u Sofoklesa) te sło­wa nabierają szczególnej wartości i są dopełnieniem przesłania całego dra­matu. W ustach dziecka brzmią zupeł­nie bezbarwnie i nieprzekonywająco.

Trzecią wątpliwością są Erynie i obłą­kana Kasandra, których dwukrotne po­jawienie się nie bardzo pasowało do dramatu i rozbijało jego spójność.

Głównymi postaciami dramatu w dziele Rudzińskiego są Antygo­na i Kreon, pozostałe stanowią dla nich jedynie tło. Właśnie te dwie par­tie zyskały we Wrocławiu znakomitych wykonawców. Antygonę pięknie za­śpiewała i z całym przekonaniem za­grała Dorota Dutkowska. Jej kreacja mieniła się pełną paletą emocji. Od tkliwości, kiedy symbolicznie przy­gotowuje do pogrzebu zwłoki Polinejkesa, przez bunt kiedy Ismena odma­wia jej swojej pomocy, do pełnych dra­pieżnego dramatyzmu chwil w rozmo­wie z Kreonem. Równie wiele uznania należy się Wiktorowi Gorelikowowi za znakomitego Kreona, który z dum­nego władcy staje się w finale złama­nym nieszczęściami człowiekiem. Jego potężnie brzmiący bas wydaje się być idealny do tej partii, której istotą są rozbudowane monologi. Pozostałe ro­le z powodzeniem śpiewali Ewa Czermak - Ismena, Agnieszka Rehlis - Eu­rydyka, i Andrzej Kalinin - Hajmon.

Konstrukcyjnie podzielone na dwa akty dzieło utrzymuje się w konwencji tradycyjnej opery: aria - monolog, du­et, scena z chórem, wreszcie kwartet w finale pierwszego aktu. Emocjonal­nie zróżnicowana muzyka Zbigniewa Rudzińskiego utrzymuje przez cały czas odpowiednie napięcie dramatycz­ne. Wątpliwości budzą wprowadzone do partytury dosłowne cytaty z dzieł "Don Giovanniego" W.A. Mozarta i Su­ity J.S. Bacha. Szczególnie podobał mi się monolog Eurydyki pięknie zaśpie­wany a cappella przez Agnieszkę Reh­lis. Nad stroną muzyczną czuwał To­masz Szreder, który prowadził premie­rowe przedstawienie z właściwą sobie pasją, dynamiką i precyzją, konse­kwentnie prowadząc narastający w muzyce dramatyzm.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji