Artykuły

Antygona we Wrocławiu

Wbrew poglądom głoszonym dość po­wszechnie, lecz bez bliższego rozezna­nia sprawy, polska współczesna twór­czość operowa nie jest wcale - w zesta­wieniu z dorobkiem wielu innych kra­jów - szczególnie uboga. Rzecz tylko w tym, że sceniczne życie ogromnej większości dzieł, nawet tych wartościo­wych, zakończyło się na jednej zaled­wie inscenizacji w którymś z naszych teatrów i dlatego dość szybko o nich zapomniano. Kto, dajmy na to pamięta, dziś historyczną operę Stefana B. Poradowskiego "Płomienie" o treści osnutej wokół krwawego epizodu z dziejów Gdańska (podstępny najazd Krzyża­ków), albo pogodną "Panienkę z okienka" Tadeusza Paciorkiewicza na tle popu­larnej w swoim czasie powieści Deotymy? A przecież nie były to dzieła po­zbawione zalet - podobne zaś przykła­dy można by mnożyć.

Ze szczególną uwagą i satysfakcją odnotowywać zatem należy przypadki, kiedy jakaś opera polskiego kompozy­tora zaczyna żyć naprawdę, czyli - po swej prapremierze pojawia się na sce­nie innego teatru, po czym ewentualnie następują dalsze jeszcze inscenizacje. Operowa twórczość Krzysztofa Pende­reckiego pozostaje tu oczywiście poza wszelką konkurencją. Warto jednak zau­ważyć, że takie np. "Manekiny" Zbignie­wa Rudzińskiego, wystawione jesienią 1981 przez Roberta Satanowskiego w Operze Wrocławskiej, rok później po­jawiły się na kameralnej scenie warszaw­skiego Teatru Wielkiego, gdzie też po dziś dzień utrzymują się w repertuarze, a przez ten czas wystawiane były m.in. w Bonn, Londynie, Helsinkach, Berli­nie, Lipsku, Paryżu, Tel Awiwie, Mona­chium i nawet w Seulu. Zachęcony tym snadź kompozytor spróbował ponownie swych sił na polu opery, sięgając tym razem do antyku i pisząc na zamówie­nie Stefana Sutkowskiego rzecz więk­szego znacznie formatu - "Antygonę" na tle tragedii Sofoklesa. Wystawione nie­spełna półtora roku temu w Warszaw­skiej Operze Kameralnej w ramach Fes­tiwalu Oper Współczesnych, dzieło to weszło ostatnio również do repertuaru Opery Dolnośląskiej we Wrocławiu, a wiele wskazuje, że na tym się nie skoń­czy.

Zarzucano wprawdzie kompozytoro­wi po prapremierze niejaką wtórność pewnych epizodów wobec dawniejszych arcydzieł operowej literatury, ale jest też w "Antygonie" sporo momentów ciekawie brzmiących - jak przede wszystkim po­tężne partie chóralne oraz piękny mo­nolog tytułowej bohaterki czy drama­tyczny tercet w pierwszym akcie. Protagoniści mają okazję się wyśpiewać, ich postacie są wyraziście zarysowane, a ca­łość zdradza znakomity zmysł dramaturgiczny. Obok tych czysto muzycznych i teatralnych walorów odznacza się ope­ra Rudzińskiego przejmującą aktualnoś­cią i stąd jest bez wątpienia dziełem waż­kim, silnie przemawiającym do współ­czesnego widza. Brzmieć to może para­doksalnie, skoro treść opery wywodzi się z głębokiej starożytności, ale... w his­torii o bohaterskiej Antygonie, która nie wahała się wbrew wyraźnemu zakazowi władcy pochować poległego brata, cho­ciaż groziła za to kara śmierci, rysuje się przecież dramatyczny konflikt nie tyle może pomiędzy władzą a obywate­lem (czego dopatrywali się tu niektórzy krytycy), ile raczej pomiędzy racjami po­lityki a prawem moralnym i prawem su­mienia; takie zaś konflikty znamy bar­dzo dobrze z doświadczeń dnia dzisiej­szego. Tragedie zniewolenia i upoko­rzenia, tragedie wynikające z buty i aro­gancji władzy - także. Że zaś ostrze tra­gedii obraca się w pewnym momencie przeciwko temu, kto ją spowodował (w tym przypadku przeciwko złowro­giemu Kreonowi, który utraci żonę i uko­chanego syna) - to już inna sprawa...

Tę odwieczną aktualność tematu "An­tygony" potrafiła w Operze Dolnośląskiej znakomicie wykorzystać Małgorzata Słoniowska, projektując posępną scenogra­fię przedstawiającą ruiny antycznych Teb, które jednak kojarzyć się mogą rów­nież ze zwaliskami World Trade Center, a przyodziane w panterkę ciało poleg­łego w bratobójczej walce Polinejkesa mogłoby również być zwłokami czeczeń­skiego bojownika. Rozmach dramatycz­nych wydarzeń w kolejnych epizodach opery podczas prapremiery rozsadzał wręcz szczuplutką scenę WOK. Tutaj, we Wrocławiu, przestrzeni było więcej (choć wobec ciągnącego się bez końca remontu XIX-wiecznego gmachu Opery do dyspozycji zarówno wykonawców, jak i... widzów pozostawała tylko scena), co doskonale wyzyskał reżyser Marek Weiss-Grzesiński, tworząc widowisko potężne i dynamiczne, nasycone przy tym intensywną mroczną ekspresją.

Reszty dokonali już wykonawcy: zna­komicie skontrastowane jako postaci i obdarzone wartościowymi głosami Do­rota Dutkowska oraz Ewa Czermak, czy­li dwie skrajnie różniące się charaktera­mi siostry, córki króla Edypa - walczą­ca przeciw całej policyjnej machinie państwowej o uszanowanie boskich oraz rodzinnych praw Antygona i pragnąca beztrosko cieszyć się życiem Ismena. Następnie rozporządzający pięknym po­tężnym basem Wiktor Gorelikow w roli groźnego Kreona, a dalej - bardzo dob­ry tenor Andrzej Kalinin jako jego syn Hajmon oraz Agnieszka Rehlis w partii Eurydyki, małżonki Kreona, umierają­cej z rozpaczy po stracie syna. Muzycz­ną całością bardzo sprawnie i z należną energią dyrygował Tomasz Szreder. Chciałoby się tylko, aby ważne słowa śpiewanych tekstów z większą wyrazis­tością docierały do uszu widza...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji