Artykuły

Historia PRL według Mrożka, czyli ironia

W 1998 roku Jerzy Jarocki skompilował z tekstów Sławomira Mrożka rodzaj widowiska alegoryczno-historycznego poświęconego dziejom PRL. Jako budulca użył dramatów (mię­dzy innymi "Emigrantów", "Alfy", "Zabawy", "Portretu"), a także fragmentów publicystyki (między innymi pamiętnego tekstu "Popiół? Diament?"). Spektakl ten pozostaje do dziś najpełniejszą teatralną wypowiedzią na ten temat ze strony pokolenia nestorów. Pokolenia, którego niemal całe twórcze życie upłynęło w zmaganiach z peerelowskimi ciężarami, reprezentowanego tu przez jednego z najwybitniejszych reżyserów Polski powojennej oraz przez dramatopisarza, którego nazwisko weszło do mowy potocznej jako symbol absurdu epoki.

Jarockiego interesowały nade wszystko ciągi biograficzne, w jakie można poukładać losy bohaterów różnych sztuk Mrożka. Na tej zasadzie bohaterowie "Pieszo" - arystokra­tyczny z ducha Superiusz (porte parole Witkacego) i plebejski nauczyciel odnajdywali się po latach wśród innych inteligentów w obozie dla internowanych podczas stanu wo­jennego, gdzie toczyła się też debata o umysłowej truciźnie stalinizmu, rodem z "Portretu". Z drugiej strony trzej parobkowie z "Zabawy", żądający butnie i wściekle miejsca dla sie­bie przy społecznym stole, już przy swoim drugim czy trzecim wyjściu na scenę mieli w rękach zomowskie pały. Brawurowym konceptem inscenizatorskim było takie prze­formułowanie pamiętnego dialogu emigrantów AA i XX o sensie wolności, by móc wło­żyć go w usta aresztowanego opozycjonisty i jego prostodusznego klawisza. Jak widać, opowieści nie sposób odmówić celności w portretowniu peerelowskich przemian społecznych, aliści przy takim stopniu uogólnienia nie miały one ani odkrywczego charakte­ru (raczej zbierały prawdy dość znane), ani nie miały z czego krzesać siły emocjonalnej.

T o n a c j a była powściągliwie ironiczna. Inscenizator bawił się nieoczekiwanymi meandrami, w jakie poukładały się losy bohaterów, sytuacjami, w jakich się znaleźli, zmia­ną tonu zamordystów na liberałów czy stupajków na zatroskanych współobywateli. Ukoro­nowaniem tej zabawy była scena finałowa, gdy cały chór funkcjonariuszy ZOMO w peł­nym rynsztunku, w hełmach, z ochraniaczami, tarczami i pałami, śpiewał na scenie sielan­kę Wincentego Pola o ojczyźnie. Trudno jednak powiedzieć, żeby ten rodzaj scenicznego sarkazmu wzbudzał na widowni w ostatnich latach dwudziestego wieku żywszy oddźwięk.

T r a f i e n i a. Może najcel­niejszą metaforą przedstawienia był wieńczący dzieło obrazek. Już po chóralnym odśpiewaniu wspomnia­nej pieśni z nadscenia spadała płach­ta, na pierwszy rzut oka jednolicie monochromatyczna. Dopiero przy bliższym przyjrzeniu się płaszczyź­nie można było dostrzec biegnące przez jej środek wąziutkie poziome paski bieli i czerwieni; barwy giną­ce w morzu szarości. Z zupełnie innych powodów robiła wrażenie sekwencja z obozu internowanych, gdy któremuś z więź­niów śnił się charyzmatyczny gdański robotnik z wąsami, wyjadający śpiącemu truskaw­ki ze słoika; ten metaforyczny "strzał" wymierzony był jednak bardziej w czasy postpe­erelowskie niż w samą Twierdzę.

"Chociaż koordynacja czasów i akcji w tej sztuce wytrzymuje próbę prawdopodo­bieństwa, sztuka ta nie pretenduje do kategorii dokumentu historycznego" - napisał Mrożek w przedmowie do jednej ze swoich sztuk. To podstawowe stwierdzenie, które muszę rozciągnąć na potrzeby tej inscenizacji. To nie dokument, chociaż zawiera, oprócz tekstów Mrożka ze sztuk, opowiadań i felietonów, także mikroskopijne wstawki dokumentalne, na przykład list internowanego Antoniego Pawlaka do komendanta obozu internowanych o prawo napisania wiersza. Cytowane są teksty pieśni i piose­nek itp. Można by przyjąć, że lata stanu wojennego - 1981 -1982 - są podstawowym czasem akcji, a cała reszta to sny, zwidy, wspomnienia, koszmary poszczególnych internowanych. Można, ale nie zawsze trzeba. Nie chciałbym tak zawęzić możliwo­ści skojarzeń. Chciałbym widzowi dać większą swobodę w układaniu tego pasjansa. Może to nawet lepszy tytuł - "Pasjans polski"... Znów cytuję Mrożka: "w gorszej sytuacji są te utwory, w których fakty historyczne sprawdzalne i fakty zmyślone, choć prawdopodobne, są tak przemieszane, że czytelnik nieustannie zbijany jest z tropu". Mam nadzieję, że będzie to sytuacja jedynie gorsza, ale nie beznadziejna.

Jerzy Jarocki w rozmowie z Marią Dębicz "Siedmiu wspaniałych w internacie", Rzeczpospolita z 14-16 listopada 1998

Teksty Sławomira Mrożka, z których Jerzy Jarocki ułożył historię PRL, dawno nie brzmiały w teatrze tak aktualnie. Jedni zobaczą w tym spektaklu socjalistyczny skansen, inni odbiorą go jako dalszy ciąg wadzenia się z polską mitologią. Jak ten świat był możliwy? Jarocki zadał to pytanie bez cienia nostalgii, ale i bez demagogii, w sposób dotkliwy, bo przefiltrowany przez doświadczenie swego pokolenia, które w końcu bu­dowało PRL (Jarocki ur. 1929, Mrożek ur. 1930). [...] Każde pokolenie wyczyta w tym spektaklu inną historię Polski i inne (własne) z nią rozrachunki. Toteż jedni śmieją się z socjalistycznej rzeczywistości, jej fałszywego patosu, inni milczą, słysząc w tym śmie­chu raczej rechot Ducha Dziejów. Jarocki kreśli dramat postaw, postaci z dramatów łączą się tu w nowe biografie, sztukowane np. przez autentyczne listy internowanych w stanie wojennym, przez pieśni (nieodzowny atrybut polskiego entuzjazmu i smutku).

Maryla Zielińska "PRL: mit, ból i śmiech", Gazeta Wyborcza z 20 listopada 1998

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji