Artykuły

Kiedy historyk ogląda Mrożka

Sławomir Mrożek nie napisał nowej sztuki. Przedstawienie w Teatrze Pol­skim we Wrocławiu to dokonany przez Jerzego Jarockiego montaż jego daw­niejszych tekstów. Reżyser uznał, że posługując się fragmentami utworów Mrożka zdoła odtworzyć jego autorską, budowaną stopniowo przez kilka dzie­siątków lat wizję dziejów PRL.

Jestem historykiem, a nie kryty­kiem teatralnym, trudno mi więc w sposób fachowy oceniać efekt artys­tyczny tego przedsięwzięcia. Z punktu widzenia zwykłego widza przedstawia się on niewątpliwie interesująco. Cze­go więc możemy się z niego dowiedzieć o ostatnich pięćdziesięciu latach dzie­jów Polski?

Historia PRL to według Mrożka przede wszystkim historia przemian ludzkich postaw. Wyniosła, dystyngo­wana para z pierwszej sceny, przed­stawiającej wojenny, czy też tuż powo­jenny zamęt, będzie później opiewać prosty lud, głosząc pośród niego zasa­dy nowej komunistycznej wiary. Po­rucznik Zieliński, dowódca leśnego od­działu, stanie się ochoczo budującym nowy ustrój obywatelem Zielińskim. Z kolei młodego zetempowca zobaczy­my później w obozie internowania.

Z pewnością nie chodzi tu o przed­stawienie indywidualnych biografii. Konwencja spektaklu sugeruje coś wręcz przeciwnego. Reżyser śmiało łamie porządek chronologiczny. Po­dróżujemy w czasie. Oglądamy luźno powiązane ze sobą sceny, na ogół zbiorowe, bez jednej postaci wysu­wającej się na pierwszy plan. Jaroc­kiemu chodzi raczej o pokazanie pewnego zjawiska; zakręty historii Polski Ludowej sprawiały, że ludzkie losy plotły się w przedziwny sposób. Potrzeba przystosowania do gwałtow­nie zmieniających się warunków stawała się elementem doświadczenia zbiorowego. Jedni kierowali się czys­tym konformizmem, inni uginali się pod przymusem, jeszcze inni próbowa­li odpokutować grzechy popełnione w poprzednim, "niesłusznym" etapie swojego życia.

Ważna jest konstatacja Mrożka, że - nawet jeśli dziś przyjmuje się to bardzo niechętnie - PRL zaczął się od ogromnych nadziei. Dotyczyły one rzeczy wielkich i małych. Pierwszo­rzędne gimnazjum, ciepła woda w kra­nie, ale również brak policji i pełna wolność wypowiedzi - oto elementy tej wizji. Zamiast jej ziszczenia przyszedł jednak stalinizm. Rodzi się pytanie: jak można było dać się prze­zeń uwieść?

Odpowiedź Mrożka brzmi przeko­nywająco: do komunizmu dochodziliś­my w znacznym stopniu pozarozumowo. Ogromne znaczenie miało wspólne przeżycie. Oto młody człowiek, który "chce wiedzieć wszystko", stopniowo zaraża się ideologią. Otrzymuje dzięki temu rzeczywiście całościowy obraz świata, lecz przecież nie wiedzę, o którą mu chodziło. Nawrócenie na marksizm zaspokajało bowiem przede wszystkim potrzeby emocjonalne. Po­zwalało uczestniczyć we wspólnocie, doznawać radości, brać udział w orga­nizowanych obrzędach. Nie przypad­kiem ów młodzieniec ma okazję po­patrzeć w oczy ukochanej dziewczyny właśnie wtedy, gdy wspólnie śpiewają hymn na cześć Stalina. Droga czło­wieka do komunizmu przedstawiała się więc wedle Mrożka w następujący sposób. Najpierw kształtowała się wia­ra, że narodziny nowego systemu wynikają obiektywnie z prawideł rozwoju dziejowego. Później zaś przy­jmowano za własny, obiektywny i je­dynie prawdziwy, zaproponowany przez marksizm sposób patrzenia na świat. Przecież - jak się wydawało - wszyscy dookoła tak myśleli, wszyscy tak się zachowywali...

Po okresie stalinowskim komu­nizm stopniowo blaknął. Gdy docho­dzimy do roku 1980 okazuje się, że robotnik od dawna już nie jest w stanie uwierzyć, jakoby był "mo­torem dziejów". Patos przeplata się z groteską. W scenie rozgrywającej się w obozie internowania pojawia się Wałęsa, wystukujący jednym palcem na pianinie Etiudę Rewolucyjną, jest miejsce i dla Pieśni konfederatów Sło­wackiego, i dla nawiązania do Mic­kiewiczowskiej "Wielkiej Improwizacji". Ożywiona została zatem cała roman­tyczna tradycja walki o niepodległość.

System był już jednak na tyle nie­groźny, że można było pozwolić sobie, by z niego otwarcie zakpić, na przykład wystosowując z obozu inter­nowania podanie do władz o zgodę na napisanie wiersza.

A potem? Potem Polska Rzeczpos­polita Ludowa przeszła do historii. Ci, którzy w taki lub inny sposób zwią­zani byli z obozem rządzącym, nagle zapragnęli, aby o całym czterdziesto­pięcioleciu na razie przynajmniej za­milczeć. W finale przedstawienia Mro­żek pokazuje, jak bardzo fałszywie brzmiały u schyłku PRL słowa o tym, że wszyscy - i partyjni działacze, i opozycjoniści - w równym stopniu służyli ojczyźnie i że nikomu, broń Boże, nie wolno wystawiać cenzurki. A tak właśnie mówili wówczas ludzie władzy.

Jak więc historyk może odnieść się do tej wizji? Pytanie o jej prawdziwość jest z całą pewnością nie na miejscu. Artysta ma prawo budować swój świat przedstawiony w sposób dowolny, bez oglądania się na fakty. Nie wolno więc wymagać od Mrożka i Jarockiego sy­stematycznego wykładu dziejów PRL. Wartość wrocławskiego przedstawie­nia polega na czym innym - jego obejrzenie daje możliwość lepszego zrozumienia mechanizmów systemu. Zjawiska, które tak trudno uchwycić mozolnie badającemu źródła history­kowi, na scenie Teatru Polskiego stają się dużo łatwiejsze do pojęcia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji