PRL wg Jarockiego
"Historia PRL według Mrożka" w inscenizacji Jerzego Jarockiego to pierwsza w polskim teatrze próba podsumowania ostatniego półwiecza. Reżyser rysuje obraz świadomości społeczeństwa skażonego komunizmem, ale nikogo nie osądza. Artyści unikają dziś patrzenia w przeszłość, dlatego spektakl można uznać za ewenement.
Przedstawienie Jerzego Jarockiego trafia na wyjątkowo trudny grunt. Teatr z obrzydzeniem odwraca się dziś od spraw społecznych i politycznych, jakby obawiał się, że będzie posądzony o publicystykę. Artyści otwarcie przyznają, że nie głosują w wyborach, bo zaangażowanie w politykę i tak nic nie zmieni.
Gomułka, Kopernik, Szopen...
A przecież nie tak dawno teatr był manifestacją niechęci wobec władzy. Jak powietrza szukaliśmy w nim aluzji do ówczesnej sytuacji. Siedząc na widowni, czuliśmy, że wszyscy jesteśmy po tej samej stronie. Stąd akceptacja tak ewidentnego nieporozumienia, jak "Antygona" Sofoklesa w reżyserii Andrzeja Wajdy z antycznym chórem w mundurach i hełmach ZOMO-wców oraz Kreonem - lustrzanym odbiciem Jaruzelskiego.
Dziś sytuacja jest inna. Ludzie teatru chętnie opowiadają o swoich lekturach, artystycznych fascynacjach, o tym, komu ze światowych twórców najwięcej zawdzięczają, czyje pomysły wykorzystali we własnych przedstawieniach. Zachowują się przy tym, jakby urodzili się 10 lat temu.
Krzysztof Warlikowski stwierdził niedawno, że w czasach, gdy jego rówieśników wciągała konspira, on oddawał się rozrywkom bardziej intelektualnym. Zaangażowanie w opozycję uważa za rzecz absolutnie przebrzmiałą.
Artysta dołącza więc do tych, którzy Gomułkę stawiają obok Mikołaja Kopernika, bo ich epoki są im równie odległe. Refleksja nad niedawną przeszłością nie ma racji bytu, stała się krańcowo niemodna. Żeby mówić współczesnym językiem, należy stronić od spraw narodowych, a w swoich przedstawieniach wykorzystywać muzykę w rodzaju The Prodigy i stroboskopowe światła rodem z popularnych dyskotek. Tylko w ten sposób można nawiązać kontakt z młodą widownią - zdaje się mówić gros inscenizatorów.
Takie myślenie budzi głęboki sprzeciw. Nie odbieram twórcom prawa do robienia spektakli dla tzw. pokolenia X, które za nic ma najnowszą historię. Jeśli jednak twórcy, niezwykle z siebie zadowoleni, sami dezawuują przeszłość i wydarzenia, które zagwarantowały im wolność wypowiedzi - jest już znacznie gorzej. Odżegnują się od chwil, gdy teatr bywał sumieniem narodu. Teraz ma być tylko czczą zabawą dla wybranych bądź polem do pseudointelektualnego popisu artystów i grupki ich wyznawców przy kawie po przedstawieniu. Kiedy ludzie sceny świadomie wyrzekają się światopoglądu, od razu znać to po efektach ich pracy. Teatr unika wtedy mówienia o sprawach najważniejszych, skupiając się na schlebianiu gustom odbiorców.
Nienapisany Mrożek
I właśnie w takim momencie Jerzy Jarocki, artysta znany z bezkompromisowości, przedstawia publiczności swoją "Historię PRL według Mrożka". Kiedy realizował utwory Gombrowicza, Różewicza, Mrożka, jego inscenizacje były pretekstem do poważnej dyskusji o Polsce i Polakach w XX wieku. Przed 10 laty w Starym Teatrze w Krakowie przygotował "Portret" Mrożka z genialnymi rolami Jerzego Treli i Jerzego Radziwiłowicza i wydawało się, że tym spektaklem napisał już własną historię ostatnich 50 lat.
Dlatego zrealizowaną we wrocławskim Teatrze Polskim "Historię PRL..." przyjęto z rezerwą, twierdząc, że reżyser powiela pomysły i wnioski z tamtego przedstawienia.
Jest inaczej. Jarocki, posługując się dramatami Mrożka, napisał mu nową sztukę. Sukces scenariusza polega na tym, że Mrożek, który znał tekst sceniczny "Historii" i "pobłogosławił" go, mógłby taki utwór stworzyć.
Najpierw jesteśmy tuż po wojnie. Jeszcze słychać huk detonacji, ale nie wiadomo, kto i do kogo strzela. Ojciec i syn wędrują z jedną walizką z całym ich dobytkiem. Uciekają nie wiadomo dokąd, szukając opuszczonego kiedyś domu.
Pierwsza scena "Historii... " ukazuje świat w przededniu apokalipsy. Ludzie idą na stację kolejową, choć nie wiedzą, czy są jakiekolwiek pociągi. W pierwszych chwilach spektaklu pojawia się pytanie: kto jest kto? My jesteśmy swoi - mówi ojciec w panicznym strachu. Ale nikt nie wie, co to znaczy - co za swoi, czy są jacyś oni, no właśnie: Kto jest kto?
To pytanie najbardziej charakterystyczne dla opisywanej przez Mrożka i Jarockiego polskiej rzeczywistości.
Później są paradokumentalne sceny z obozów dla internowanych. Jarocki znalazł tu miejsce dla autentycznych świadectw, łącząc je fikcją Mrożka. Dopisał jego bohaterom dalsze losy. Nauczyciel z "Pieszo" stał się agitatorem i dokonywał rachunku sumienia w scenie z "Portretu". Superiusz i syn z "Pieszo" trafili do internatu, a pierwszy z nich wcielił się jeszcze w Anatola z "Portretu", który cudem uniknął kary śmierci.
Dlatego świat tej "Historii" rozpięty jest między celą a gierkowskim dancingiem, kiedy cała Polska rusza w hipnotyczny taniec, a nieapetyczna dziewoja robi striptiz, choć nikt na nią nie patrzy. I tylko gdzieś w kącie Bartodziej z Anatolem przed portretem wodza wywołują ducha Stalina. Gromkie okrzyki i wymuszony patos niczym ze sceny egzorcyzmów w "Dziadach" Mickiewicza muszą trafić w próżnię, bo nikt nie chce ich słuchać.
ZOMO idzie na zabawę
Rzadko ogląda się przedstawienia równie przenikliwie i bez taryfy ulgowej traktujące wszystkich. Jarocki wykorzystuje tu sceny z "Alfy" ze snem o Lechu, który pojawia się nocą więzionym. Nie boi się dosłowności. To, co do tej pory ubierane było w kostium aluzji, tu pokazane jest z obrazoburczą dosłownością.
Fragmenty poszczególnych sztuk dzieli reżyser intermediami wziętymi z "Zabawy". Trójkę parobków zastąpili ZOMO-wcy w hełmach i mundurach. Ich pytanie - co nas nie chcą? - brzmi więc zaskakująco, podobnie jak sielankowa pieśń Wincentego Pola śpiewana w finale przez cały uzbrojony chór. I nie wiadomo, jak odczytywać pojawienie się w finale zastawki przepasanej wąskim biało-czerwonym paskiem. Ten wątły symbol ma zastąpić flagę?
Polska Jarockiego i Mrożka nie jest ani czarna, ani biała. W przedstawieniu nie ma jednoznacznych ocen. Jest komunizm jako stan świadomości, z którego nie można wyzwolić się z dnia na dzień, choroba, której ślady pozostaną na zawsze. Jarocki nikogo nie osądza. Poprzestaje na konstatacji, że PRL był wspólnym, choć różnym dla każdego doświadczeniem i pozostaje bagażem, którego nigdy nie zrzucimy.