Artykuły

Zamieszki, tłumy studentów. Dziady jak w 1968 roku?

Na "Dziady" bez skrótów zaprasza nas zdjęcie z archiwum IPN-u - zamieszki po zdjęciu "Dziadów" Dejmka z afisza. - Ten plakat odnosi się raczej do pewnego marzenia - wówczas studenci walczyli o to, żeby móc obejrzeć "Dziady" w całości. A dopiero dziś możemy im je pokazać - mówi reżyser Michał Zadara.

Rozmowa z Michałem Zadarą reżyserem "Dziadów"

Magda Piekarska: Na dwa czternastogodzinne maratony z "Dziadami" bilety sprzedały się błyskawicznie, do ostatniego miejsca. To dla pana niespodzianka, że publiczność udało się tak skutecznie Mickiewiczem zarazić?

Michał Zadara: Po dwóch latach grania "Dziadów" w Teatrze Polskim - już nie. Ale przed premierą pierwszej odsłony panowało przekonanie, że jest to dramat niesceniczny i trzeba mocno go skrócić i przeredagować, żeby nabrał struktury scenariusza, bo dopiero w ten sposób zadziała w teatrze. Tymczasem okazało się, że korzystając z niezmienionej mickiewiczowskiej, niearystotelesowskiej dramaturgii, można stworzyć spektakl, który jest atrakcyjny teatralnie i zajmujący dla widza.

Udało się panu też odczarować język Mickiewicza, zdjąć z niego to odium szkolnej lektury. I płynące z niej przekonanie, że jest to trudny, niezrozumiały tekst.

- Po zakończeniu pracy nad dwoma zrealizowanymi dotąd spektaklami miałem wręcz poczucie głodu, nie tylko tego języka, ale świata zaprojektowanego przez Mickiewicza. Chciałem wrócić jak najszybciej do tego skomplikowanego i kompletnego świata zapisanego w "Dziadach". Bo to nie jest jedna fabuła, to jest świat równoległy do naszego, ze swoimi zakamarkami, historyjkami, postaciami. Człowiek chętnie się w tej rzeczywistości zanurza.

Także ten dorosły, który - wydawałoby się - "Dziady" dawno zaliczył, zapomniał i nie będzie miał potrzeby do nich wracać. Teatr jest jedyną drogą takiego powrotu?

- Literatury klasycznej nie czytamy po dwudziestce, kiedy kończymy naszą edukację. Nie ma co liczyć na to, że dorosły widz nagle zacznie czytać wieszcza. Dlatego teatr literacki jako instytucja jest tak bardzo potrzebny - umożliwia dorosłym kontakt z wielką literaturą, z "Nie-Boską komedią" czy "Dziadami" właśnie, których nikt z nas nie będzie czytał do poduszki, po całym dniu pracy. To teatr jest po to, żeby człowiek myślący, któremu nie wystarcza kinowa rozrywka, mógł pooddychać mądrzejszym powietrzem. Bardzo się cieszę, że taką przestrzeń mogłem stworzyć wrocławianom.

A czym dla pana była ta przygoda z "Dziadami"?

- Po raz pierwszy spotkałem się z Krzysztofem Mieszkowskim w sprawie wystawienia "Dziadów" w 2010 roku - i od tego momentu zaczęła się moja poważna praca nad tekstem Mickiewicza. Z całą pewnością dzięki niej poznałem dogłębnie "Dziady". Dowiedziałem się, jakim są skomplikowanym systemem literackim i artystycznym. Bo dopóki ich nie przeczytamy uważnie, wydaje nam się, że mają jeden, względnie określony temat.

Ja np. na początku myślałem, że to jest opowieść o tych wszystkich ofiarach, które w polskiej ziemi nie zaznały spokoju, bo ich pamięć nie została adekwatnie uczczona. O tym zresztą mówiłem aktorom na pierwszej próbie trzy lata temu. Ale szybko okazało się, że to jest śladowy wątek, obecny w dedykacjach i w drugiej części. Jest mnóstwo innych rzeczy - satyra urzędnicza, dramat więzienny, strach przed ciemnością - i odkrywanie ich było największą przyjemnością. Te tematy układają się w fascynującą mozaikę, ale nigdy się nie dają sprowadzić do jednego, podstawowego mianownika. Część III jest m.in. o doświadczeniu więzienia, o morderczej biurokracji, o samotności, ale tych tematów nie da się zhierarchizować. I w tym sensie można "Dziady" porównać choćby do "Ulissesa" Joyce'a, do tych wszystkich skomplikowanych dzieł sztuki, które są jak labirynt z wieloma wejściami i wyjściami. I korytarzami, w których można spotkać niejednego Minotaura.

Podczas premiery zmieni się struktura całości - zobaczymy "Dziady" zagrane według numeracji przyjętej przez Mickiewicza, od części I aż do IV. Co ta zmiana porządku daje?

- Rzeczywiście, to wielkie nowatorstwo w polonistyce, żaden z mickiewiczologów nie wpadł na to, że można liczyć od jednego do czterech. Ale na poważnie - w sobotę po raz pierwszy zagramy "Dziady" w ten sposób. Od dawna wyobrażam sobie tę całość i wydaje mi się ona logiczna, sensowna, właściwa. Ma piękną klamrę - zaczynamy w lesie i w lesie kończymy, wychodząc od spraw bardzo podstawowych i do nich wracając. Bo całość zaczyna się od dziewczyny, która jest samotna i nie ma do kogo się odezwać, a kończy się na Gustawie, który wyznał całe swoje życie księdzu i wciąż czuje się opuszczony. Mamy więc opowieść o samotności, o poszukiwaniu miłości - rzeczy bardzo romantyczne. A w międzyczasie przetacza się kawał historii.

Na plakacie też odzywa się historia. Na "Dziady" bez skrótów zaprasza nas zdjęcie z archiwum IPN-u - zamieszki po zdjęciu "Dziadów" Dejmka z afisza. Mamy 8 marca 1968 roku, budynek Uniwersytetu Warszawskiego na Krakowskim Przedmieściu, na jego tle - tłum studentów. To aluzja do współczesnej rzeczywistości politycznej?

- Na szczęście nie wydaje mi się, żebyśmy dziś mieli do czynienia z niebezpieczeństwem cenzury klasyki narodowej. Sytuacja z 1968 roku pokazuje nam skalę nienormalności, jaka wtedy nawiedziła kraj. To były ciemne czasy ze złym rządem, odpowiedzialnym za emigrację znacznej części polskiej inteligencji, co jest wciąż nierozliczonym świństwem, którego efekty czujemy do dziś. Nie widzę dziś jednak podobnych zakusów ani możliwości u żadnej partii.

Ten plakat odnosi się raczej do pewnego marzenia - wówczas studenci walczyli o to, żeby móc obejrzeć "Dziady" w całości. A dopiero dziś możemy im je pokazać.

Dzisiaj studenci też walczą - o miejsca na widowni. Można powiedzieć, że marzenie się spełniło.

- To pokazuje, ile wciąż znaczy ten utwór. Bo "Dziady", mimo upływu czasu, mają szczególne miejsce w wyobraźni Polaków. To dziwne.

A kończy pan tę pracę z poczuciem ulgi czy niedosytu?

- Po sześciu latach pracy mam trochę dosyć tego kosmosu "Dziadów" i cieszę się, że go opuszczam, poznawszy go dogłębnie. Wolę końce od początków. Zawsze miałem w sobie dziwny spokój duszy na pogrzebach, za to żadnej przyjemności na czyimkolwiek ślubie. Przebyłem tę drogę dziadowską z Mickiewiczem od początku do końca: "Ach! Tak prędko przebiegłem gościniec tak długi!".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji