Artykuły

Czechow po brazylijsku

"Wiosna" wg tekstu i w reż. Leonarda Moreiery w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej-Stołecznej.

Dwa spektakle w jednym - tak mógłby reklamować "Wiosnę" Teatr Studio. Młody brazylijski reżyser Leonardo Moreira wystawił dramat własnego autorstwa. To gra w "co by było gdyby", alternatywna historia dwóch braci.

Początkowo aktorzy Marcin Bosak i Łukasz Simlat mówią jednym głosem, każdy zwrócony do jednej z połówek usadzonej naprzeciwko siebie i siedzącej przy zapalonych światłach widowni. Po chwili słyszymy, że teksty "rozjeżdżają się" w szczegółach, pojedynczych słowach; jeden monolog mówi o przeszłości, drugi o tym, co teraz.

Odkąd aktorów rozdzieli przepierzenie, dwie sceniczne akcje toczyć się będą równolegle, rozdzielone prawie do końca spektaklu. Paru szczęśliwców pod fotelem znajdzie zaproszenie na kolejne przedstawienie - by poznać drugi wariant sztuki. Zza prowizorycznej ściany słyszymy echa "tamtej" historii, czasem powróci zapętlone, znane nam już zdanie, w zmienionej formie.

Dwa spektakle w jednym

Postaci z "Wiosny" w większości ochrzczone są prawdziwymi imionami odtwarzających je aktorów. Bosak gra więc Marcina, Simlat - Łukasza, Krzywkowska - Monikę, Pawlicki - Antoniego itd. Ten zabieg to jeden z wielu mylących tropów w "Wiośnie" - przecież aktorzy nie grają tu siebie.

Na pierwszy rzut oka "Wiosna" to dość klasyczny obyczajowy dramat dziejący się na bliżej nieokreślonej prowincji, w świecie o osobliwej ekonomii, gdzie dochód z przydomowej pasieki może utrzymać nie tylko rodzinę pszczelarzy, ale też pozwolić jednemu z braci - Marcinowi - próbować szczęścia w wielkim mieście, gdzie usiłuje zrobić karierę artystyczną. Po latach wraca, poważnie chory, jak mówią: "zmieniony w roślinę"; pozostaje niewidoczny dla widza. Chorego odwiedza lekarz Antoni, który - gdy akurat nie pije z rodzinami pacjentów i nie flirtuje z siostrą braci Mają (Marta Juras) - szuka sensu życia i przygody, udzielając się charytatywnie gdzieś daleko - w Brazylii, którą wszyscy mylą to z Azją, to z Afryką.

Pamiętajmy, że "Wiosna" to dwa spektakle w jednym, więc opisuję zdarzenia z perspektywy "mojej" połówki przedstawienia. Przez akcję tę część widowni prowadził Łukasz, "gorszy" brat, który został na gospodarstwie. Dziś w wódce topi zazdrość wobec Marcina i niespełnione uczucie względem szwagierki. To żaden wiejski brutal, raczej kolejny bohater z pocztu romantycznych frustratów, kanapowy cynik i mistrz puenty znad kieliszka.

Na dość typowej fabule jednak "Wiosna" się nie kończy. Moreira miesza sen, marzenia, wspomnienia i rzeczywistość - im dalej, tym bardziej nie wiemy, co "naprawdę" się dzieje. Jeśli coś pod koniec będzie pewne, to emocje: kto w kim się nieszczęśliwie kocha, kto do kogo ma żal, a kto jest pogrążony w depresji.

Czechow potraktowany samplerem didżeja

W dodatku nieobecny główny bohater jest aktorem, jego żona - Monika - aktorką. To otwiera pole do kolejnych gier i dwuznaczności. Ktoś kogoś widział "w Wiśniowym sadzie", a może "w wiśniowym sadzie"? Moreira ostentacyjnie gra Czechowowskimi tropami, np. wplatając scenę, w której gospodarstwo ma zostać sprzedane, jak majątek Raniewskiej z przywoływanej sztuki. Czechowowska jest sama sytuacja - bezradnych, pogrążonych w melancholii inteligentów gdzieś w zapadłej dziurze. Tyle że to Czechow potraktowany samplerem didżeja albo montażem niczym z filmu Davida Lyncha. Zapętlone sceny powracają w różnych wariantach.

Cała ta struktura jest dopracowana, intrygująca i może wciągać. Egzystencjalną tematyką, pewnym liryzmem, zaburzonym, nieco "magicznym" realizmem i złożonością tekstu Moreira przypomina trochę Iwana Wyrypajewa.

I zwłaszcza w zestawieniu z rosyjskim ulubieńcem warszawskiej widowni widać, że jeżeli "Wiośnie" czegoś brakuje, to przede wszystkim pogłębionej pracy aktorów albo skuteczniejszej pracy z aktorem. Kiedy Simlat czy Pawlicki grają pijanych, ma się ochotę poczęstować ich wódką, by dodać ich odgrywanej czkawce, zataczaniu się i rechotom jakiejś organiczności. Skoro spektakl operuje pętlą i równoległymi płaszczyznami, prosiłoby się o większą precyzję rytmu, sprawność, grę z tempem. Chyba że pewne przeteatralizowanie i sztuczność psychologicznego aktorstwa to kolejna pułapka mylącego tropy Brazylijczyka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji