Artykuły

Lubię lightowe bajki

- Narzędziem pracy w dubbingu jest wyłącznie głos. Kiedy gram, mogę wyrażać emocje na więcej sposobów: mogę się popłakać, rozzłościć, krzyczeć, trzepotać rzęsami - mówi aktorka MAŁGORZATA SOCHA.

Na łyżwach nie jeździ, ale uwielbia oglądać jazdę figurową na lodzie. Wendy z "Piotrusia Pana" przemówi głosem Małgorzaty Sochy, aktorki znanej z seriali "Dziupla Cezara" i "Złotopolscy".

Magdalena Dubrowska: Jeździ Pani na łyżwach?

Małgorzata Socha: Nie jeżdżę. Raczej sunę (śmiech). Żałuję, że nigdy się porządnie nie nauczyłam, ale w mojej rodzinie nie było tradycji łyżwiarskich, prędzej narciarskie... Natomiast uwielbiam oglądać jazdę figurową na lodzie. To jedna z bardziej widowiskowych dyscyplin, połączenie baletu, tańca, muzyki. Taki lodowy balet. Na pewno będę kibicować polskim łyżwiarzom podczas zbliżającej się olimpiady w Turynie.

Jak podoba się Pani pomysł przedstawienia na lodzie?

- To jest coś fantastycznego! Zwłaszcza że historia Piotrusia jest dobrze znana i producenci prześcigają się w adaptacjach. Mieliśmy przecież także naszego "Piotrusia Pana" w reżyserii Janusza Józefowicza w Teatrze Muzycznym "Roma". Przedstawienie odniosło duży sukces. Młodzi widzowie na pewno chętnie zobaczą swoją ulubioną historię w zupełnie innej aranżacji, która może zachwycić, bo nie będzie to tylko płaski ekran monitora, lecz coś prawdziwego. Poza tym wersji na lodzie jeszcze nie było. Dzięki popisom genialnych łyżwiarzy opowieść o Piotrusiu nabiera nowej jakości. Fantastyczna odmiana, świetny pomysł!

Czy wcześniej podkładała Pani głosy do filmów?

- Tak. Użyczałam głosu głównie do bajek animowanych, ale dubbingowałam też dwa filmy - francuską komedię "RRRrrrr!!!" oraz film "Garbi - superbryka", do którego polskie dialogi podobnie jak do "Piotruś Pan on Ice" napisał Bartek Wierzbięta.

Na czym polega specyfika dubbingowania spektaklu, który dopiero się odbędzie?

- Praca jest bardzo podobna do tej przy filmach. Chodzi o to, żeby jak najlepiej podłożyć głos. Podstawowa różnica polega oczywiście na tym, że podczas dubbingowania filmu widać obraz. A przy pracy nad "Piotrusiem..." nie musiałam ciągle dbać o to, żeby zsynchronizować się z ruchem warg aktorów. Taki system dawał większą dowolność.

Jak przygotowywała się Pani do tej roli?

- Nie można mówić o jakichś specjalnych przygotowaniach. Narzędziem pracy w dubbingu jest wyłącznie głos. Kiedy gram, mogę wyrażać emocje na więcej sposobów: mogę się popłakać, rozzłościć, krzyczeć, trzepotać rzęsami. A przy tej roli starałam się przekazać głosem jak najwięcej emocji. Chciałam, żeby moja Wendy była czysta, świeża i prostolinijna. Poza tym bohaterka jest małą, ciepłą mamą, najrozsądniejszą z tych wszystkich trzpiotów. I oczywiście dużo dojrzalszą od samego Piotrusia.

No właśnie. Określenie "syndrom Piotrusia Pana" nie budzi pozytywnych skojarzeń. Psychologowie mówią o nim w kontekście kryzysu męskości, niedojrzałości, braku odpowiedzialności...

- No tak, psychologowie zawsze dążą do najłatwiejszych porównań. Dla mnie określenie "wieczny chłopiec" niesie pozytywne skojarzenia. Mimo że istnieje ryzyko ucieczki w wyimaginowany świat. Ale czy tacy ludzie są infantylni, nieodpowiedzialni? To przecież kwestia indywidualna. I indywidualnej interpretacji. W tym kontekście dużo bardziej negatywne wydaje mi się określenie "niebieski ptak".

Czy inaczej czyta się historię Piotrusia Pana, będąc dzieckiem, niż gdy jest się dorosłym?

- Wydaje mi się, że w dzieciństwie rozumiałam ją trochę na opak, powierzchownie. Piotruś Pan i Wendy byli dla mnie kimś w rodzaju księcia i księżniczki. Dzieci wszystko widzą jako białe albo czarne, dobre albo złe. Ponieważ Wendy nie została w Nibylandii, tylko wróciła do rodziców, ta historia nie kończyła się dla mnie happy endem. Dopiero hollywoodzka wersja bajki - z Robinem Williamsem i Dustinem Hoffmanem, którą obejrzałam jako 11-letnie dziecko - ukoiła moje serce.

A jakie inne bajki lubiła Pani jako dziecko?

- Przede wszystkim Hansa Christiana Andersena i wiersze - Juliana Tuwima, Jana Brzechwy. Głównie Brzechwy. Poza tym zaczytywałam się "Dziećmi z Bullerbyn" i "Karolcią". Grimmów się bałam. Pamiętam, że raz w przedszkolu wychowawczyni puściła nam bajkę braci Grimm na winylowej płycie. Przez całe leżakowanie nie mogłam zmrużyć oka. Dlatego wybierałam bardziej lightowe bajki. Chociaż miałam słabość do wyjątkowo smutnych historii. "Dziewczynka z zapałkami", "Dzikie łabędzie". Najbardziej smucili mnie bohaterowie, którzy zostawali w jakimś innym bycie. Wolałam, żeby byli bliżej mnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji