Artykuły

Z ducha muzyki

"Holzwege" Marty Sokołowskiej w reż. Katarzyny Kalwat w TR Warszawa. Pisze Tomasz Cyz w Ruchu Muzycznym.

Holzwege (1972) "to jednoczęściowy utwór orkiestrowy, stworzony pod wpływem inspiracji metaforą Heideggera" - jak czytamy w komentarzu Tomasza Sikorskiego w książce programowej Warszawskiej Jesieni. Małgorzacie Gąsiorowskiej kompozytor zaś opowiadał tak: "Holzwege to są te takie ślady drzew transportowanych w lesie, które drzewa zostawiają (...) czy to na śniegu czy wśród liści (...) on [Heidegger] życie określa jako takie błąkanie się, i tylko momenty iluminacji, kiedy człowiek znajduje się na polanie nazywa der Lichtungstehend". Istotą Holzwege Sikorskiego jest ostinato. "Mój utwór to jest długie oczekiwanie, które kończy się zawieszeniem, kończy się błagając o jakąś kontynuację, kończy się pauzą".

Tak właśnie swoją sztukę o Tomaszu Sikorskim zatytułowała Marta Sokołowska ("Dialog" 11/2015). Tekst przeszedł najpierw chrzest bojowy w postaci czytania performatywnego (por. RM 5/2015), następnie - już jako pełne przedstawienie - od stycznia 2016 roku wszedł do repertuaru TR Warszawa. Choć słowo pełne (albo gotowe) jest tu najmniej adekwatne.

"Holzwege" w reżyserii Katarzyny Kalwat - z udziałem Tomasza Tyndyka, Sandry Korzeniak, Jana Dravnela i, last but not least, Zygmunta Krauzego - nie jest spektaklem domkniętym, zakomponowanym od a do zet. Jest procesem, wiecznym zmaganiem się i próbą, falą dźwięków i słów odbijających się od lustrzanych ścian. Pomysł z czytania - w czasie którego aktorzy grali samych siebie zmagających się z materią tekstu, próbujących dotrzeć do prawd historii Sikorskiego -został tutaj wyzyskany do końca.

Wśród porozrzucanych w pozornym nieładzie mebli i sprzętów (wanna, krzesła, stół, plastikowe kubki do kawy, wieszak z ubraniami), wśród lustrzanych ścian, kamer, ekranów i telewizora (jeśli pokazujących to samo ujęcie, to w innym kadrze, w przesunięciu), snują się cztery postaci w poszukiwaniu kompozytora. Historii kompozytora. Wzruszające są wszystkie momenty wspomnień Zygmunta Krauzego - prywatne, bolesne. Cudowna jest walka Tomasza Tyndyka o to, by Sikorski wszedł w niego jak dybuk. Piękna i czysta jak łza jest scena, w której Sandra Korzeniak - po zrzuceniu z siebie wspomnienia o Marylin Monroe (którą kreowała w spektaklu Krystiana Lupy) - siada przy Tyndyku i mówi: tak prosto, bezradnie, intymnie.

Na stronie sikorski.polmic.pl czytamy: "W utworze "Holzwege" muzyka nie mówi o sensie słowa Holzwege, lecz tworzy jego znaczenie od podstaw. Słuchacz zostaje przeniesiony w świat dźwięków, gdzie owo doświadczenie się dokonuje, jest zatem nie tyle widzem, ile uczestnikiem". Na tej samej zasadzie działa "Holzwege" sekstetu Kalwat/Sokołowska/Tyndyk/Krauze/ Korzeniak/Dravnel. Uczestniczymy w intymnej rozmowie przyjaciół - kompozytora, muzyki, teatru; w odkrywaniu przeszłości, odsłanianiu prawd i półprawd. Oto nowe "Holzwege": cudownie pęknięty, rwany muzyczny performans, w którym niemożliwe staje się możliwe - duszna salka TR Warszawa wypełnia się fenomenalną muzyką Tomasza Sikorskiego po sam horyzont, otwierając sufit. Świetne jest granie-nie-granie performerów, naturalna i niewymuszona okazuje się obecność Zygmunta Krauzego. Wreszcie: bardzo odważny jest teatr Katarzyny Kalwat. Teatr, który wypełnia się dźwiękiem. Który staje się muzyką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji