Artykuły

Miarka za miarkę, czyli o kulejących mechanizmach władzy...

"Miarka za miarkę" Williama Shakespeare'a w reż. Oskarasa Korśunovasa w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Włodzimierz Neubart (Sakis) na blogu Chochlik Kulturalny.

W historii polskiego teatru sztuki Szekspira nigdy nie miały szczęścia. Cenzura, brak zrozumienia u publiczności szukającej łatwiejszych w odbiorze przedstawień... Największą orędowniczką Szekspira była swego czasu Helena Modrzejewska. Zaczęła od Porcji w "Kupcu weneckim", potem były jeszcze Julia z "Romea i Julii", Ofelia w "Hamlecie", Beatrice w "Wiele hałasu o nic", Rozalinda w "Jak wam się podoba", Lady Makbet z "Makbeta", Viola z "Wieczoru trzech króli", Kleopatra z "Antoniusza i Kleopatry", Imogena w "Cymbelinie" i wiele, wiele innych Późniejszym było już nieco łatwiej.

"Miarka za miarkę", z którą w Teatrze Dramatycznym zmierzył się Oskaras Korśunovas, jest jednym z bardziej przewrotnych tekstów. Łączy w sobie elementy politycznego dramatu ze zjadliwą satyrą, sporo tu też dobrego czarnego humoru. Tłumaczenie Piotra Kamińskiego jest odważne, a sposób, w jaki litewski reżyser przedstawia uniwersalną opowieść o tym, co dzieje się, gdy władza wykorzystuje swoją pozycję, by legitymizować kolejne poczynania, sprawia, że oto po ponad dwudziestu pięciu latach wraca w Polsce teatr aluzyjny. To nie tak oczywiście, że go przez te wszystkie lata nie było w ogóle, ale dzięki najnowszej inscenizacji "Miarki za miarkę" powraca on w pełni swojej krasy.

1. Dlaczego Litwin?

W ostatnich miesiącach mamy prawdziwy wysyp przedstawień przygotowywanych przez zagranicznych reżyserów. "Dziady" w Teatrze Narodowym znakomicie przedstawił Eimuntas Nekrośius, Yana Ross z Łotwy w Teatrze Łaźnia Nowa wyreżyserowała "Koncert życzeń", Konstantin Bogomołow dokonał scenicznej adaptacji "Płatonowa" w Starym Teatrze w Krakowie, a Leonardo Moreira w Teatrze Studio zaproponował "Wiosnę" do własnego tekstu.

Z jednej strony zaproszenie zagranicznego twórcy jest sposobem otwarcia się polskiego teatru na inne spojrzenie na sztukę, z drugiej zaś daje często możliwość zapomnienia o tym, że pewne przedstawienia mają już w Polsce swoje niejako kanoniczne inscenizacje. Ktoś z zewnątrz potrafi spojrzeć przez pryzmat innych doświadczeń, bardziej uniwersalnych.

Oskaras Korśunovas uznawany jest za jednego z najciekawszych współczesnych reżyserów. Wystawia m.in. na Litwie, ale też we Włoszech, Francji, w Norwegii, Szwecji, Rosji i Polsce. W sposób szczególny upodobał sobie sztuki Szekspira, w których dostrzega prawdy o ludzkich słabościach i absurdy życia publicznego. W jego ujęciu zobaczyć można więc było m.in. "Sen nocy letniej", "Romea i Julię", Hamleta", "Burzę", a teraz właśnie "Miarkę za miarkę".

2. "Miarka za miarkę"

Patrząc na to, co dzieje się na scenie, widać, jak trudny gatunkowo jest tekst Szekspira. To zarazem i komedia i dramat, wskazujące na kontrast między tym, co władza polityczna mówi a tym, co robi. Sprawiedliwość wyznaczana przez polityków nijak się ma do sprawiedliwości w kontekście biblijnym. A pamiętajmy przecież, że już sam tytuł odnosi się bezpośrednio do słów z Ewangelii św. Mateusza ("Jakim sądem sądzicie, takim was osądzą i jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą").

Rzecz dzieje się w Wiedniu (podobno, bo aluzje do aktualnej polskiej rzeczywistości są czytelne). Upadek moralny, rozpasanie seksualne są na porządku dziennym (i nocnym). Korupcja paraliżuje kraj. Książę przekazuje władzę w ręce namiestnika (nie podejrzewającego nawet, jaką rolę ma odegrać), który wykonuje rozkazy, kręcąc na mieszkańców bicz z paragrafów prawnych. Efekt jest łatwy do przewidzenia - więzienia wkrótce zapełniają się skazańcami, lecą głowy, nikt już nie jest bezpieczny. Jednym ze skazańców jest Claudio, który chwalił się, że jest ojcem nieślubnego dziecka. Tymczasem Książę jest cały czas w pobliżu. W przebraniu mnicha obserwuje rozwój sytuacji...

3. Klucz do spektaklu

Klasyczny tekst Szekspira jest stosunkowo łatwy do przetransponowania na grunt współczesny. Jest to wszak opowieść o władzy i jej absurdach. Zjawiska opisane przez Szekspira (czyli m.in. seks, śmierć, władza - i relacje między nimi) są rozmaicie odczytywane w różnych epokach. A jednak mechanizmy wciąż pozostają te same. Tutaj dochodzi jeszcze do głosu skrajny populizm, co daje nam obraz ciemnej strony moralności człowieka. Choć pozornie władza się zmienia, wszyscy są tak naprawdę tacy sami.

Urok przedstawienia kształtują aluzje i podteksty, misternie wplecione w fabułę sztuki, a także w samą scenografię, kostiumy i charaktery. Twórcy pozwalają nam myśleć o tym, że przedstawiane treści dotyczą konkretnych sytuacji z rzeczywistości Polski i Litwy, jednak całość dotyczy bardziej ogólnych mechanizmów funkcjonowania władzy, dążenia do niej za wszelką cenę i chęci narzucenia innym swojej woli. A to, że jest to sprawa jakże aktualna, cóż...

Mamy więc do czynienia z zamianami ról, wykorzystywaniem erotyki do zdobywania pozycji i dóbr, jest przemiana zła w zło i dobra w dobro. Niewinność jest na sprzedaż, liczy się prawo silniejszego. Moralność nie istnieje. Angelo karze Klaudia za to samo, czego i on się dopuścił. Nie zostaje ukarany, bo i Książę ma to i owo na sumieniu. Wszystko jest kwestią dogadania się: paradoksem polega na tym, że wszystko w życiu może być przedmiotem transakcji, czasem osobliwej - zgoda (gdy przyjdzie własną czcią ratować kogoś z więzienia), ale jak się okazuje, wszystko ma swoją cenę, wyznaczaną przez grupę silniejszych.

"Miarka za miarkę" udowadnia, że od zawsze rządzący wykorzystują moralność, by zdobyć i utrzymać władzę. Nie ma znaczenia, czy sami reprezentują głoszone wartości, efekt jest ważny. Mechanizmy władzy pozostają niezmienne, jedynie populistyczny puder bardziej się na licach błyszczy

4. Magiczna scenografia

"Miarka za miarkę" w Teatrze Dramatycznym ma niezwykle mocne otwarcie. Widząc po raz pierwszy scenę człowiek myśli sobie - o rany! Oto prezydium sejmu, z ławami rządowymi, miejscem dla zwaśnionych stronnictw politycznych i kątem dla stenotypisty. Pięknie to wygląda. Kolejne minuty otwarcia sprawiają, że w spektaklu trzeba się zakochać. Kilka wydarzeń (w tym taniec Agnieszki Warchulskiej przy lasce marszałkowskiej) i wiadomo już, że widownia jest kupiona.

Scena została opracowana w najdrobniejszym szczególe. Gintaras Makarevičius za drewnianym prezydium sejmu postawił ogromną ścianę z tkaniny, w której widać dwoje drzwi. Nad jednymi z nich wisi krzyż. Bardzo wymowne.

Pięknie umożliwiono w tej poplątanej schodami przestrzeni ruch sceniczny. Aktorzy wchodzą na scenę z wielu stron, także systemem przemyślnych ukrytych w scenografii przejść. Sceny mogą rozgrywać się równocześnie na kilku poziomach, tempo spektaklu przybierać na sile i gasnąć.

5. Siła wyobraźni

Pierwsza scena spektaklu, podobnie jak epilog, ma w sobie coś poetyckiego. Oniryczna wizja szatańskiego snu, w którym Książę (Sławomir Grzymkowski) wystukuje taneczny rytm laską marszałkowską, sprowadzając na scenę kolejne przypominające demony postaci, z genialną Agnieszką Warchulską na czele, jest swego rodzaju zapowiedzią tej politycznej aluzji, która przewijać się będzie przez cały spektakl. Oto bowiem świat polityki niczym nie różni się od burdelu, w którym wszystko jest na sprzedaż, ma swoją cenę, trzeba tylko wiedzieć, do kogo się zgłosić i ile zapłacić.

Warstwa wizualna przedstawienia pobudzać będzie wyobraźnię widzów aż do samego końca. Ciężarna kobieta zjeżdżająca na głowę po schodach, biegający w panice ludzie, żałosny człowiek uznający, że krzyż jest najważniejszym wyznacznikiem racji, wdzięczący się do publiczności stenotypista - wszystko ma tu swoją drugą głębię.

Tak naprawdę nie wiem, czy po raz pierwszy w życiu nie chciałbym dla porównania zobaczyć tego widowiska z góry, z balkonu. Tyle tu bowiem się działo

6. Dramatyczny aktorami stoi!

Od znakomitych kreacji aż się w "Miarce..." roi. Izabela w ujęciu Martyny Kowalik ujęła mnie szczerością, odwagą i siłą. Gdy wygłasza kolejne monologi, będące projekcją podszeptów lub własnych poglądów, widzimy kogoś, kto walczy o słuszną sprawę, choć nie wiadomo, czy wygra. Izabela szybko nauczy się, że w świecie politycznych układów na nic zda się niewinność, trzeba manipulować ludźmi, oszukiwać, przeinaczać. Aktorka ma tu dużą rolę - i wychodzi z niej zwycięsko.

Zapada w pamięć także arcygenialny Lucjo. Kreujący go Krzysztof Szczepaniak wykorzystuje wszystko to, co w jego fizjonomii najbardziej uderzające i plastycznie przedstawia złośliwca, który podszepnie Izabeli, jak podejść Angela, ale zmieni zdanie, gdy tylko zawieje inaczej wiatr. Świetnie odnajduje się w scenach komediowych, słowem - bezbłędny!

Nie sposób zapomnieć o urodziwym namiestniku. Angelo (Przemysław Stippa) ma przeprowadzić kraj przez podsunięte mu reformy. Brak mu wiary w swój talent polityczny, ale nie wątpi w misję, której służy. Miota się, zafascynowany Izabelą, wówczas zaczyna do głosu dochodzić zwyczajny popęd seksualny, który po prostu musi znaleźć ujście. Przemysław Stippa nawet swoją postawą ujawnia fascynację władzą i lęk przed jej utratą.

Mateusz Weber (Klaudio) pokazuje wreszcie, że nie brakuje mu zacięcia dramatycznego, Anna Szymańczyk (Marianna) zmienia całkowicie charakter porzuconej Marianny (wszak widać spod ubrania bieliznę, zatem z ta niewinnością musi być różnie...), Kinga Suchan (Julia) wzrusza, ale też gra niepokojąco, bardzo dobrze ukazuje bezsens postępowania ludzi. Brawo!

Tomasz Budyta imponuje jako Piana, Marcin Sztabiński wywołuje uśmiech jako Barnardyn, nawet Michał Podsiadło w niewielkie roli Służącego radzi sobie nad wyraz udanie.

Tymi, których zapamiętam jednak najbardziej, są: Agnieszka Warchulska i Sławomir Grzymkowski. Warchulska fenomenalnie otworzyła przedstawienie, o tym już mówiłem. Później jako Pani Przewalska gra dobrze (choć scena, gdy musi ulec sile ważniejszego i leży ze sztywno wyciągniętymi w górę nogami - nie jest najlepsza), by w zakończeniu ujawnić swój wielki talent. Będąc stroną politycznego sporu, wykorzystuje niewielki rekwizyt w sposób mistrzowski. Jest rozedrgana, emocjonalna, mówi niewiele, ale tak, że publiczność wiwatuje! Tego się nie da zapomnieć. Z kolei Sławomir Grzymkowski jako Książę - manipulator - świetnie udaje troskę o kraj, choć tak naprawdę gra tylko do swojej własnej bramki. To jego, choć pozornie okazuje się wybawicielem świata, trzeba bać się najbardziej. Nawet to, że zmiana kostiumu okazuje się tylko pozorna (wciąż widz go rozpoznaje, choć na scenie pozostaje anonimowy) ma w sobie wiele wymowności. Znów aluzja, znakomita. A aktor wykorzystuje szansę i gra jak z nut!

Wiele stron zajęłoby wymienianie, kto się jeszcze świetnie zapisał w swojej roli. Jest przecież Janusz R. Nowicki jako alfons Pompej, Łukasz Wójcik (Łokieć) wymachujący krzyżem niczym mieczem, Agnieszka Roszkowska - komiczna mniszka Franciszka i inni. Tylko Zdzisław Wardejn jako Eskalus, zwyczajnie mi się nie podoba. Dykcja się kłania...

7. O tym, co między wierszami

Oskaras Korśunovas wygrywa inscenizację "Miarki za miarkę" świetnymi pomysłami. Pomagający katowi alfons trzyma swoją własną laskę marszałkowską - miotłę, Skórwieszadło, czyli kat, zasiada sobie w fotelu marszałka (typowe: niewiele trzeba i oto człowiek z nizin zdobywa władzę!), rozterki Angelo ujawniają się, gdy niepewnie stąpa po krawędzi balustrady. Ileż w tym metafor, jakie nagromadzenie znaczeń. Widowisko broni się aktorsko i realizacyjnie (o wielu kwestiach nie zdążyłem napisać, ale wrócę jeszcze do tego kiedyś).

Najważniejsze jednak, o czym mówiłem na początku, jest to, że znów mamy w Polsce dobry teatr aluzyjny, zrobiony paradoksalnie przez Litwina, przez co nie będzie tak łatwo odsądzić go od czci i wiary. "Miarka za miarkę" to klasyczna przestroga, byśmy w świecie, w którym rządzą układy, zastanowili się, czy wszelkie mechanizmy "naprawcze" nie prowadzą tak naprawdę do pogorszenia sytuacji...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji