Artykuły

Piotr Wajrak przed premierą w Operze Nova

- "Don Carlos" niesie z sobą wspaniałą moc swego gatunku. Tutaj nie ma miałkich recytatywów i nic nie znaczących scen. Cała akcja przebiega bardzo intensywnie w oparciu o wspaniałe dramatyczne duety, czyli dialogi głównych postaci - przed inauguracją XXIII Bydgoskiego Festiwalu Operowego premierą "Don Carlosa" z dyrygentem Piotrem Wajrakiem rozmawia Anita Nowak w portalu Teatr dla Was.

To pana pierwsza przygoda z "Don Carlosem"?

- Poznałem "Don Carlosa" gruntownie kilkanaście lat temu w Teatrze Wielkim w Warszawie. Prowadziłem dziesiątki prób, jako asystent Jacka Kaspszyka przy premierze, której reżyserem był Krzysztof Warlikowski.

Czy przygotowywana przez pana w Bydgoszczy wersja "Don Carlosa" jest w jakiś sposób zbliżona do tamtej, czy też wprowadził pan w sferze muzycznej jakieś innowacje?

- Moje poprzednie spotkanie z dziełem traktuję wyłącznie w kategoriach poznawczych. Przez lata dojrzewało ono we mnie, stawało się coraz bliższe, ale jednocześnie przyprószone dystansem. Przystępując kilka miesięcy temu do pracy nad bydgoską premierą, spojrzałem na dobrze znane dzieło zupełnie innym, świeżym okiem. Zatem muzyczny "Don Carlos", który będzie miał premierę w Bydgoszczy nie jest żadną miarą oparty o "Don Carlosa" z Warszawy, po tamtym pozostało wspomnienie, a współczesne opracowanie wykonawcze jest sprawą nową.

Czy zmieniał pan dużo w warstwie muzycznej w stosunku do oryginału?

- W przypadku "Don Carlosa" dość trudno uzgodnić, co jest oryginałem. Ma on bardziej bujną historię, niż wystawiana przeze mnie w Bydgoszczy "Halka", gdzie korzystaliśmy z materiałów nutowych wersji warszawskiej, ale ideę przewodnią (wraz z reżyserką Natalią Babińską) zaczerpnęliśmy z pierwotnego pomysłu Stanisława Moniuszki, czyli wersji wileńskiej. Natomiast jeśli chodzi o "Don Carlosa", to należy zaznaczyć, że kompozytor przerabiał dzieło wielokrotnie w ciągu kilkunastu lat. Źródła historyczne podają, że przekomponowywanie dzieła wynikało nie tyle z przesłanek artystycznych, co użytkowych - komercyjnych. Pierwotna wersja pięcioaktowa została napisana dla Opery Paryskiej do francuskiego libretta opartego na dramacie F. Schillera. Ostatecznie Verdi pozbył się tego piątego aktu (a właściwie pierwszego) całkowicie, by pozostać wiernym pierwowzorowi Schillera. I tak powstała wersja czteroaktowa. Dzisiaj w świecie muzycznym wystawia się obie wersje tej opery, traktując je na równi, choć w partyturze cały czas widać ślady wersji francuskiej. W tekście włoskim borykamy się cały czas z tzw. prozodią, czyli niezgodnością akcentów wyrazów z akcentami frazy muzycznej. Zdecydowałem, by pomóc tak Verdiemu, jak i artystom śpiewakom poprzez wyrównanie melodii słowa z melodią zapisu nutowego. Trudno to jednak nazwać zmianami. Jest to po prostu zwykła redakcyjna praca dyrygenta przy pełnej współpracy śpiewaków po to, by słuchający widz odbierał włoski tekst zgodnie z naturalnym przebiegiem tego języka.

Częściej tekst dostosowuje się do muzyki, ale bywa i odwrotnie...

- Kiedy pojawiają się dwie sylaby na jednej np. ćwierćnucie - rozbijamy tę ćwierćnutę na dwie ósemki, wówczas spokojnie można wyśpiewać dwie sylaby i wiadomo, kiedy one mają być wyartykułowane. To jest normalny zabieg porządkujący przebieg muzyki i słowa. Na ogół w operach zdarza kilka takich retuszy w całym dziele, w "Don Carlosie" tej pracy jest znacznie więcej.

Można zatem mniemać, że w Bydgoszczy zobaczymy wersję włoską, czteroaktową?

- Niezupełnie. Wspólnie z reżyserem Włodzimierzem Nurkowskim zdecydowaliśmy, że wersję czteroaktową wzbogacimy o duet Elżbiety i Don Carlosa z pierwotnego francuskiego pierwszego aktu. "Don Carlos" rozpoczyna się sceną w klasztorze przy domniemanym grobie Karola V. Mnisi intonują pieśń na cześć zmarłego cesarza, a myśli naszego bohatera biegną ku jego pierwszemu spotkaniu z Elżbietą w Fontainebleau. Dzieje się to właśnie poprzez przywołanie duetu z wersji francuskiej. Jako ucieleśnienie imaginacji pojawia się na scenie Elżbieta i oboje z Carlosem śpiewają ten przepiękny fragment.

To najciekawszy element w całej operze?

- To po prostu zabieg spajający historię, którą chcemy opowiedzieć. Coś, co nas urzekło a jednocześnie stanęło u podstawy pomysłu na inscenizację, to historia miłosnego zauroczenia Elżbiety i Carlosa. Jednak wspomnienie ich spotkania rozwiewa się jak sen i wraca klasztorna rzeczywistość. Dalej już "po bożemu" toczy się wersja czteroaktowa. Dla mnie osobiście najciekawszym elementem Don Carlosa jest rozbudowana orkiestra i jej rola w kreowaniu ekspresji z niezwykle trudnym zadaniem towarzyszenia śpiewakom na scenie. Cały czas pracujemy nad właściwym balansem proporcji głośności i barwy dźwięku.

Które momenty muzyczne są dla pana najciekawsze w całej tej operze?

- "Don Carlos" niesie z sobą wspaniałą moc swego gatunku. Tutaj nie ma miałkich recytatywów i nic nie znaczących scen. Cała akcja przebiega bardzo intensywnie w oparciu o wspaniałe dramatyczne duety, czyli dialogi głównych postaci. Są to przede wszystkim duety miłosne między Don Carlosem i Elżbietą, ale jest też (w jakimś stopniu miłosny) duet między Don Carlosem a Eboli, która niespodziewanie nocą pojawia się w ogrodach zamiast królowej. Jest sławny duet przyrzeczenia dozgonnej przyjaźni między Don Carlosem a Rodrigiem, czyli markizem Posą, a także wielki duet Filipa i Posy, czy dramatycznie zbudowany Filipa z Inkwizytorem. Każdy duet niesie ogromne emocje, zmagania. Bo to nie są duety zgody, ale zazwyczaj duety konfrontacji, kto okaże się ważniejszy, kto kogo przekona lub zastraszy. Verdi po mistrzowsku ubrał te rozmowy za każdym razem w inną muzykę, więc to w żaden sposób nie nuży, nie przywołuje poprzednio poznanych motywów muzycznych. Za każdym razem jest to nowa myśl muzyczna mistrzowsko powiązana z librettem, co powoduje, że my samą muzyką odbieramy sens rozmowy. Między potężnymi dialogami o wielkich sprawach, mamy sławne sceny-arie i sceny zbiorowe. Ogromne wrażenie wywiera zwłaszcza jedna, największa - centralnie ułożona przez Verdiego w środku opery scena - autodafe, w której występują wszystkie postaci, chór, statyści, balet.

A najciekawsze głosy, najciekawsi artyści, którzy wystąpią?

- Wokalną podstawą naszego "Don Carlosa" są artyści bydgoscy m.in.: Darina Gapicz, Jacek Greszta, Ewelina Rakoca, Tadeusz Szlenkier, Bartłomiej Tomaka, Jolanta Wagner. Będziemy też korzystali ze wsparcia Stanisława Kuflyuka jako Markiza Posy i Wojciecha Śmiłka jako Filipa, będzie prawdopodobnie gościnny Inkwizytor - Marian Kępczyński z Poznania. Myślimy także o młodych śpiewakach - uczestniczą oni w próbach i, miejmy nadzieję, szczęśliwie zadebiutują na dużej scenie.

Na ile aktorstwo dorówna w tej inscenizacji stronie wokalnej?

- Nasze przedstawienie będzie zrównoważone we wszystkich swych elementach. Mamy wymagającą, intensywną, aktywną reżyserię połączoną z pięknymi, mocnymi, świeżymi głosami, a wszystko wsparte niezwykle czujną, wielobarwną orkiestrą. To powoduje, że będziemy mieli do czynienia ze spektaklem pod każdym względem interesującym. Ktoś, kto przyjdzie na "Don Carlosa" zainteresowany dramatem Schillera zobaczy tutaj historię teatralną wspartą wspaniałą muzyką. Miłośnik grand opra posłucha wspaniałego dzieła Verdiego wykonanego z płytową wręcz precyzją. Osoba, która przyjdzie pierwszy raz do opery zobaczy, czym jest synteza sztuk, a więc połączenie muzyki, dekoracji, śpiewu, gry aktorskiej, a także tańca. Bo chociaż Verdi w ostatecznej wersji "Don Carlosa" nie przewidział sceny baletowej, w naszym spektaklu będą tancerze.

"Don Carlo" jest jednak stosunkowo rzadko realizowany w teatrach operowych...

- Z realizacją premiery wiąże się konieczność tzw. eksploatacji spektaklu i szeroko rozumiana dostępność dzieła dla publiczności. Dlatego potrzebny jest pomysł inscenizacyjny powiązany z uwzględnieniem wytrzymałości współczesnego widza. Spektakl pięcioaktowy pokazany w całości trwałby ponad cztery godziny.

A u nas ile potrwa?

- Dzięki dobrej współpracy z reżyserem niewiele ponad trzy. Z jedną przerwą. To bardzo zwarta, interesująca inscenizacja z klarownym przesłaniem.

"Don Carlos" nie jest jedynym spektaklem na tegorocznym festiwalu pod pana kierownictwem muzycznym...

- Tuż po "Don Carlosie" na Scenie Kameralnej poprowadzę premierę "Wesela Figara" Mozarta zrealizowaną ze śpiewakami i orkiestrą Akademii Muzycznej w Bydgoszczy w reżyserii Lumíra Olšovský'ego, znanej postaci czeskiej bohemy. Pracowało się nam znakomicie, profesjonalnie i konkretnie. Przygotowując się do pracy Lumir nauczył się wielu polskich słów, by przybliżać nam swoją koncepcję. Trzeba przyjść na nasze "Wesele..." i zobaczyć młodych wykonawców w radosnej muzyce Mozarta. Kolejne wydarzenie to "Straszny Dwór" Stanisława Moniuszki w reżyserii Krystyny Jandy z Teatru Wielkiego w Łodzi, gdzie miałem wielką przyjemność przygotować tę premierę przed dwoma laty na 60-lecie Opery Łódzkiej. Zatem do zobaczenia na 23. Bydgoskim Festiwalu Operowym.

Życzymy powodzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji