Artykuły

Festiwal otwarty, Don Carlosa trzeba zobaczyć

Udana inauguracja XXIII Bydgoskiego Festiwalu Operowego. Don Carlos urzeka muzyką wykonaną niemal z płytową precyzją i udaną reżyserią. To doskonale zaśpiewana opera, która zachowuje najwspanialsze walory dramatu Schillera

Opera Giuseppe Verdiego to dzieło wyjątkowe pod względem bogactwa libretta i rozbudowanej, efektownej partytury. Mimo swej niezaprzeczalnej urody, niesie za sobą szereg inscenizacyjnych niebezpieczeństw, z którymi borykał się już sam kompozytor. Verdi zmuszony był wielokrotnie przepisywać operę, gdyż w swym integralnym kształcie była zbyt skomplikowana fabularnie i zbyt długa. Wymagała od widzów wielogodzinnego skupienia i w efekcie nużyła ich.

Realizatorom bydgoskiego przedstawienia, świadomym tych zagrożeń, udało się stworzyć dynamiczne widowisko, logiczne i spójne pod względem narracji libretta. Ale też z zachowaniem najważniejszych fragmentów muzycznych, tych które są przebojami świata opery. Za sprawne opracowanie bogatego materiału muzycznego, na potrzeby nieco zmienionego układu fabularnego — duże brawa dla kierownika muzycznego, Piotra Wajraka. Pokazał znawstwo techniki dyrygowania wypływającej z krytycznej analizy interpretacyjno-wykonawczej partytury. Podczas sobotniej premiery poprowadził orkiestrę tak, by słuchacz docenić mógł wielobarwną kompozycję. Udało mu się przy tym zachować balans środków, by chór i soliści byli odpowiednio słyszalni.

Trudnego zadania podjął się reżyser, Włodzimierz Nurkowski. Za cel postawił sobie wyraźne zarysowanie skomplikowanych relacji łączących poszczególnych bohaterów. W konsekwencji widz nie tylko śledzi losy rozdzielonych kochanków — Don Carlosa i Elżbiety de Valois. W poruszających scenach towarzyszymy też Filipowi II, cierpiącemu z powodu nieodwzajemnionej miłości do Elżbiety i księżnej Eboli — którą zazdrość o względy Don Carlosa posuwa do podłej intrygi. Na to nakładają się skomplikowane relacje rodzinne i relacje przyjaźni, które stają się katalizatorami kolejnych tragicznych wydarzeń. Całości dopełnia wątek polityczny. Tu ośrodkiem konfliktu staje się spór Filipa II i Don Carlosa, który staje w obronie protestanckiej Flandrii, przeciwstawiając się opresyjnej polityce katolickiej Hiszpanii. Nurkowski dodatkowo pogłębia rys tych powikłanych zależności stosując ciekawy zabieg fabularny. Don Carlos niejako opowiada nam całą swoją historię już zza klasztornych krat. Rekonstruuje w swojej pamięci i analizuje wszystkie wydarzenia, które doprowadzają go do finałowych scen zapisanych w libretcie.

Głęboka psychologizacja postaci i trudność muzyczna dają duże pole do popisu solistom. W Don Carlosie nie ma słabej partii. Tytułowy Don Carlos nie może pokazać się co prawda w efektownej arii, ale śpiewa doskonałe duety. Z tym niełatwym zadaniem radzi sobie Tadeusz Szlenkier. To tenor o głębokiej barwie. Śpiewa z naturalną swobodą. Najbardziej dramatyczne partie wykonuje z emocjami, ale wciąż z kontrolą nad precyzją dźwięku. To samo można powiedzieć o spintowym sopranie Jolanty Wagner w roli Elżbiety. Na scenie zachwyca Księżna Eboli. Darina Gapicz to artystka kompletna. To piękny mezzosporan, ale też charyzma na scenie. Gest, mimika, sposób poruszania się, praca z kostiumem — to dowód dobrego warsztatu aktorskiego.

Pięknie brzmi baryton czyli Markiz Posa (Stanisław Kuflyuk) i basy — Filip II (Wojtek Smiłek), Inkwizytor (Bartłomiej Tomaka) czy Mnich (Janusz Żak). Do wykonania mają partie o blisko dwuoktawowym ambitusie, co jest nie lada wyzwaniem.

Samej inscenizacji brakuje spektakularnych rozwiązań wizualnych. Jest to jednak zabieg celowy. Anna Sekuła nie odtworzyła ściśle historycznego entourageu. Zrezygnowała z odwzorowania na rzecz symbolicznego nawiązania i zrobiła to z sukcesem. Koloryt epoki najbardziej dostrzegalny jest w kostiumach. Na scenie królują suknie z kryzami, gorsetowo krojoną górą oraz spódnicami z fiszbinami i fortugałami. Nie ma w nich jednak zdobnej przesady. Najsilniejszym akcentem są jaskrawe, połyskujące kolory, które pojawiają się również w ornatach inkwizytorów.

Ascetyczna jest scenografia. Przestrzeń ograniczona jest dwiema potężnymi ścianami i pochylającym się nad sceną trapezem. Te ruchome geometryczne elementy w różnych konfiguracjach wyznaczają ramy kolejnych scen. Stają się też rodzajem ekranów dla wizualizacji Macieja Igielskiego. Wszystkie zainspirowane są dziełami malarskimi doby renesansu i baroku. Najbardziej sugestywne są te wykorzystujące fragmenty dzieł Hieronima Boscha, artysty, którego Filip II szczególnie cenił. Dostrzeżemy tu zarówno scenki z Ogrodu rozkoszy ziemskich jak i Sądu ostatecznego. Złożona symbolika, dotycząca w wielu przypadkach grzeszności i niedoskonałości człowieka — stała się tu ciekawym kontekstem dla wielu scen. Momentami obrazy zdają się też ożywać. Bohaterów otaczają demoniczne postaci o nadprzyrodzonych kształtach. To udane — symboliczne wykorzystanie baletu.

Nie rzucał słów na wiatr Piotr Wajrak obiecując widzom przed premierą „operową syntezę sztuk, muzykę wykonaną niemal z płytową precyzją, intensywną akcję reżyserską, wspaniałe dekoracje i stroje, które ubarwiają historię językiem nowoczesnej scenografii i nowoczesnego kostiumu tylko nawiązującego do epoki".

23. Bydgoski Festiwal Operowy

Rozpoczął się w sobotę i potrwa do 8 maja. Kolejny spektakl — Straszny dwór Stanisława Moniuszki z Teatru Wielkiego w Łodzi — pokazany zostanie w poniedziałek (25 kwietnia). Ciekawostką jest, że w roli reżysera opery debiutuje w nim Krystyna Janda. Początek o godz. 19.
 

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji