Artykuły

Nagły atak tanecznej stylówki

Po bilety do Komuny Warszawa ustawiały się kolejki — rzadko kiedy takie zainteresowanie budzi taniec współczesny, który wciąż jest postrzegany jako sztuka niszowa.

Spektakl Zrób siebie powstał w Komunie Warszawa — najważniejszej dziś niezależnej scenie stolicy. Sala przy Dworcu Wschodnim dała przestrzeń dziesiątkom artystów zarówno z głównego nurtu teatru przygotowujących kameralne projekty w Komunie, jak i niezależnym twórcom, dla których jest szansą, by zaistnieć szerzej.

W pierwszej chwili performance Marty Ziółek może irytować. Ot, jeszcze jedna okazja do powiedzenia paru banałów, że kapitalizm dąży nie tylko do tego, by nas wydrenować z wypracowywanych pieniędzy, ale też kreować nasze pragnienia, sondować mózgi, np. przez serwisy społecznościowe, i sprzedać nam to, co sami o sobie powiemy. Jednak im dalej w las, tym bardziej zdajemy sobie sprawę, że ścieżka nie jest wcale taka prosta. „Znajdujemy się gdzieś między siłownią, imprezą techno a korporacyjnym kościołem mindfulness" — tłumaczy Marta Ziółek w zapowiedzi. Choć gra z tym, jak trenuje nas kultura, to raczej nie moralizuje - nie tyle odnosi się do rzeczywistych postaw, społecznych praktyk czy zachowań, ile odgrywa monstrualną fantazję o idealnym człowieku XXI w., wytworzonym przez jogę i dietę, trening i coaching.

„Czy oni tak serio?" — zastanawiam się w trakcie spektaklu. Zrób siebie lokuje się gdzieś między polityczną krytyką, ironicznym wygłupem a reklamowym spotem. Fluorescencyjne kostiumy, szorty z logo Coca-Coli, wreszcie szansonistka z głosem jak z filmu z końca lat 50., pojawiająca się nagle w tym neonówkowym świecie współczesnego tańca jak z kosmosu. Każdy z performerów przyjmuje efekciarski pseudonim jak z serwisu internetowego: „Beauty", „Coco", „Glow" czy „High Speed". Sekwencje choreograficzne są zapętlone jak ćwiczenia. Zrób siebie tworzy kolaż w estetyce przegiętego hipsterskiego glamouru, z wizualizacjami o upiornie żywych barwach w tle, jak z gry komputerowej retro. W końcu one też są dziś w modzie.

Sporo tu komediowej jazdy, jak np. zapętlone choreograficzne sekwencje ilustrujące wygłaszany z przejęciem banalny wykład o prawie popytu i podaży. Jednocześnie w tym zapętleniu pustki, piękna i wysiłku jest pewien rodzaj smutku. Marta Ziółek sprzedaje widzowi bardzo błyskotliwą tandetę, bardzo melancholijny dowcip.

Komiczny monolog Roberta Wasiewicza („Glow") doprowadza medialne przeestetyzowanie ciała do absurdu. Pojawia się w nim wizja monumentalnej rejestracji figury tancerki z użyciem najnowocześniejszych technologii: „Pierwszy dron pokazuje sylwetkę od góry, drugi krąży przy dolnym udzie, trzeci przy cyckach". Bo choć — jak na spektakl etykietkowany jako „taniec" — słów pada w Zrób siebie całkiem sporo, to cały koncept jest bardziej z obszaru sztuk wizualnych. Zrób siebie jest jak gigantyczny, przerysowany, ruchomy obraz, groteskowo gładki park teatralnej rozrywki wyrenderowany w 3D. A wystylizowane zdjęcia Witka Orskiego promujące projekt stają się zarazem jego integralną częścią.

Warto zwrócić uwagę na jeden szczegół. Maria Magdalena Kozłowska śpiewa tu w pewnym momencie — w jej wykonaniu mocniejszą niż w oryginale — piosenkę z serialu Bez skazy (Nip/Tuck). Serial ten bił podobno w Stanach Zjednoczonych rekordy popularności. Opowiada o chirurgach plastycznych. Jednak rozgłos przyniósł mu przede wszystkim wątek psychopaty napadającego na osoby, które poddały się operacjom upiększającym. Czy Zrób siebie ma być wirusem atakującym naszą przeładowaną przeestetyzowanymi obrazami wyobraźnię?
 

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji