Artykuły

Czechowa się gra

"Wiśniowy sad" w reż. Olega Żugżdy w Akademii Teatralnej w Białymstoku. Pisze Jerzy Szerszunowicz w Kurierze Porannym.

Studenci białostockiej Akademii Teatralnej porwali się z lalkami na "Wiśniowy sad" i... wyszli z tarczą

Na "Wiśniowym sadzie" łatwo zapomina się, że ktoś tu zdaje egzamin, ktoś ocenia, a widownia jest świadkiem "męki twórczej". Tu rzecz idzie o sztukę.

Oleg Żugżda - reżyser i autor adaptacji - zmieścił tytułowy wiśniowy sad w jednej szklanej gablocie, w której zamknięto miniaturową, przypominającą drzewko bonsai wisienkę. Przypomina trochę eksponat muzealny, trochę wydelikaconą roślinę ze sztucznej hodowli. A może w ogóle jest tylko plastikową atrapą. Pełny znaczeń, otoczony wielkim sentymentem i przywołujący niezliczone wspomnienia wiśniowy sad zostaje zredukowany do rachitycznej roślinki.

Feeria pomysłów

Raniewska i jej rodzina występują jednocześnie jako lalki i w żywym planie. Przybywają z Paryża w walizach przypominających do złudzenia trumny. W taki sam sposób wyjeżdżają.

Ale są też postaci nie posiadające lalkowych odpowiedników. Np. Łopachin.

W ten sposób dokonuje się klarowny podział na "żywych" i "martwych", nowych i starych, a przede wszystkim silnych i słabych - tych, którzy są awangardą rzeczywistości, władają nią i tych, przed którymi już tylko śmierć.

W głębi sceny wieża Eiffla, pod nią coś w rodzaju sceny w varietes. Katarynka, popisy iluzjonistyczne, gra aktorów nieco przesadnie emocjonalna, nastawiona na wydobycie groteski, śmieszności postaci. Żugżda tworzy rodzaj show, w którym mieszają się stylistyki, kostiumy, sposoby gry - na scenie panuje umiejętnie reżyserowany chaos. Inscenizator wykazał się wielką pomysłowością, by ukazać nie tyle moment społecznej przemiany, co klimat, nastrój ścierania się postaw należących już do przeszłości i tych tworzących awangardę, do których należy przyszłość.

Się gra

Kreując ten urokliwy chaos, Żugżda omal nie zapomniał, że rzecz dotyczy autentycznych ludzkich dramatów. Na szczęście nie musiał zasłaniać się formą

i demencją, bo choć robił "Wiśniowy sad" ze studentami, to w niektórych przypadkach z dojrzałymi, ciekawymi osobowościami aktorskimi. Jest w czym wybierać. Osobiście stawiam na Łopachina Marcina Bikowskiego. Idealnie wkomponowany w rolę, naturalny, autorefleksyjny, jednocześnie czuły, usłużny i skłonny do okrucieństwa. Bikowski, autor niezbyt udanych "Głupców" (widowisko pokazywane w Białostockim Teatrze Lalek), pokazał się z jak najlepszej strony. Również jako asystent reżysera.

Ze smaczkiem

Dodatkowym smaczkiem studenckiego przedstawienia jest to, że niebawem zobaczymy "Wiśniowy sad" na scenie Teatru Dramatycznego. Będzie ciekawa okazja do porównań.

Tymczasem możemy wybrać się na "Wiśniowy sad" w Akademii Teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji