Metro
Na dość Bliskim Wschodzie wygasła wojna golfowa, a u nas rozpoczęła się wojna o teatr i jego kształt. Jest to starcie socjalizmu z kapitalizmem na gruncie teatralnym. Opiszę to na przykładzie musicalu "Metro" Stokłosy i Józefowicza, w wynajętym Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Teatr Dramatyczny, jako miejsce konfliktu, nie jest miejscem przypadkowym, gdyż sytuacja jest dramatyczna. W barwach kapitalizmu występują uzdolnieni amatorzy, natomiast zakonserwowanego socjalizmu bronią magistrowie sztuki.
Pierwsze starcie wygrali amatorzy, bo tak: po pierwsze grają, po drugie frekwencja dopisuje w nadkompletach, a na koniec jest stojąca owacja, a po trzecie bilet kosztuje równowartość 12 dolarów.
Musical "Metro" jest przedsięwzięciem całkowicie kapitalistycznym. Znalazł się ktoś kto bez oglądania się na państwowe dotacje, zainwestował własne pieniądze i teraz zamierza na tym teatralnym przedsięwzięciu zarobić.
Logiczną więc konsekwencją tego faktu, jest kontr uderzenie magistrów sztuki, gdyż naruszony został święty i wygodny układ, w którym państwo było od dotowania a magister sztuki od grania.
Ten układ nie przewidywał żadnego uzależnienia magistra sztuki od widza. Oczywiście widz był tolerowany. Mógł nawet przyjść, rzucać w magistra kwiatami i prosić o autograf, ale nie był warunkiem koniecznym, wykonywania przez magistra sztuki zawodu. Magister jest tak skonstruowany, że gra codziennie o 19.00 z wyjątkiem poniedziałków, bez względu na to, czy jest ktoś na widowni chętny do oglądania magistra na scenie, czy nie. To, że magister sztuki gra codziennie o 19.00 z wyjątkiem poniedziałków, gwarantują mu: Konstytucja, minister kultury, Sejm i Ministerstwo Pracy Płacy i Spraw Socjalnych. Jeśliby ktoś usiłował magistrowi odebrać to prawo, narazi się na natychmiastowe pomówienie o kosmopolityzm, renegatyzm i niszczenie tysiącletniej kultury narodowej, która pozwoliła przetrwać nam zabory.
I dlatego niewinne skądinąd przedstawienie pt. "Metro", jest dla magistrów sztuki takie niebezpieczne, gdyż podważa cały dotychczasowy wygodny socjalistyczny układ. Jest groźnym precedensem, że może istnieć teatr, bez dotacji Narodowego Funduszu Kultury; funkcjonuje i ma się dobrze, bo tego sobie życzy widz, który płaci 12 dolarów przy wejściu. Należy obecnie spodziewać się silnego kontruderzenia magistrów sztuki, którzy nie spoczną, póki wszystko nie wróci do normy, w której magister gra codziennie o 19.00 z wyjątkiem poniedziałków, państwo płaci, kultura narodowa kwitnie, a widz jest elementem zbytecznym, zwłaszcza, że często szeleści papierkami i śmieci.
A "Metro" może nawet być łaskawie tolerowane, pod warunkiem, że wróci na swoje miejsce. To znaczy pod ziemię, jako epizod i teatralny eksperyment pod nazwą underground.
Magistrowie sztuki wszystkich teatrów łączcie się ! Codziennie o 19.00, z wyjątkiem poniedziałków!