Artykuły

Wierny operze

- Przy każdej operze spędzam tygodnie w bibliotekach. Kiedy realizowałem "Turandot", pojechałem na dwa miesiące do Chin. Sam nauczyłem się czytać partytury, chodziłem na zajęcia śpiewaków - mówi MICHAŁ ZNANIECKI, reżyser oper "Hagith" i "Ester" w Operze Wrocławskiej.

Magdalena Talik: Pana stały adres to Turyn. Uciekł Pan do Wrocławia przed olimpiadą?

Michał Znaniecki: I tak wyjechałbym wtedy z Turynu. Wszędzie kontrole policyjne, zamknięty ruch, rozkopane ulice, nieczynne metro. Teraz trochę żałuję, ale znajomi przywieźli mi olimpijskie kubeczki na pocieszenie.

A jak Pan ocenia ceremonię otwarcia igrzysk?

- Częściowo przeładowana szczegółami. Ale było też wiele nowoczesnych pokazów. Szkoda tylko, że zakończył je występ Pavarottiego śpiewającego z playbacku. Sam też startowałem w konkursie na projekt ceremonii. Nie udało mi się, bo nie jestem Włochem.

Na festiwalu Musica Polonica Nova pokazuje Pan operę "Hagith" Szymanowskiego, która od 40 lat nie była wystawiana w Polsce.

- "Hagith" to wstrząsająca historia opowiedziana dosadnym młodopolskim językiem. Mówienie o pocie, strachu czy gwałcie jest dalekie od konwencji operowej. Albo sytuacja, kiedy umierający człowiek odbywa stosunek z dziewicą, by odzyskać młodość. Śpiewa się tu o rzeczach intymnych, o fizjologii miłości. Bohaterowie się całują, wąchają. Na scenie jest niewielu śpiewaków, a nasza uwaga jest skupiona na psychologii postaci.

Jaki jest Pana sposób na reżyserowanie?

- Pełna wierność autorom oper. Nie ma to nic wspólnego z tradycją. Tradycja to kanon zbudowany przez innych artystów. Wierność autorowi polega na tym, by wiedzieć, dlaczego on napisał dzieło i jaki efekt chciał osiągnąć. Przy każdej operze spędzam tygodnie w bibliotekach. Kiedy realizowałem "Turandot", pojechałem na dwa miesiące do Chin. Sam nauczyłem się czytać partytury, chodziłem na zajęcia śpiewaków, by wiedzieć, jak im pomóc na scenie. Byłem bileterem i technicznym. Żaden elektryk nie może mi powiedzieć, że coś jest niemożliwe, bo znam każdy kabel.

Jest Pan prawnukiem słynnego socjologa Floriana Znanieckiego.

- Nazwisko uratowało mi życie, kiedy przyjechałem do Włoch jako nikt. Tam prace mojego pradziadka są bardzo znane. We Włoszech zostałem asystentem Umberto Eco. To było krótko po sukcesie "Imienia róży". Pisarz prowadził na uniwersytecie w Bolonii seminarium "Jak odnaleźć wolność w bananie?". Ja codziennie przychodziłem na zajęcia, jedząc banany, bo na porządny obiad nie było mnie stać. I nie mogłem nie zostać jego asystentem. Bardzo mi się to przydało, kiedy reżyserowałem w La Scali.

***

Michał Znaniecki

Polski reżyser, który w La Scali debiutował w wieku 24 lat i zrealizował tam pięć produkcji. Był uczniem legendarnego włoskiego reżysera Giorgia Strehlera. We Wrocławiu pracuje po raz pierwszy. Oprócz "Hagith" i "Ester" będzie też reżyserował "Cosi fan tutte" Mozarta w kwietniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji