Artykuły

Konkurs na dyrektora Teatru Polskiego to farsa

Trudno traktować poważnie konkurs urzędu marszałkowskiego na stanowisko dyrektora Teatru Polskiego, gdy Tadeusz Samborski, wicemarszałek odpowiedzialny za kulturę, otwarcie forsuje własnego kandydata - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Kiedy ogłoszono nazwiska kandydatów, wydawało się, że komisja ma dwa wyjścia: albo procedurę unieważni i dyrektora powoła poza konkursem, albo przełamie swój opór wobec Izabeli Duchnowskiej, która propozycją duetu z Krzysztofem Mieszkowskim dawała gwarancję podtrzymania wysokiego poziomu artystycznego, jaki udało się osiągnąć pod jego kierownictwem. Bo na znanym głównie z seriali i ról w farsach warszawskich teatrów aktorze Cezarym Morawskim ciąży wyrok sądu. W 2002 r. jako skarbnik Związku Artystów Scen Polskich przez ryzykowne decyzje finansowe naraził stowarzyszenie na wielomilionowe straty.

Z kolei Igor Wójcik, absolwent wrocławskiej ASP, i pisarz Andrzej Więckowski dotąd z teatrem nie mieli wiele wspólnego. Wójcik, działacz Platformy Obywatelskiej, jest szefem Ośrodka Kultury i Sztuki od ubiegłego roku. Więckowski, także związany z PO (kandydował do samorządu z list tej partii), w latach 70. był kierownikiem literackim we Wrocławskim Teatrze Lalek.

Tymczasem kandydatura Morawskiego, która wydawała się bez szans ze względu zarówno na wyrok sądu, jak i na brak spełnionego wymogu pięcioletniego doświadczenia w zarządzaniu instytucją kultury, wysunęła się niespodziewanie na czoło tego wyścigu. Z poparciem dla Morawskiego nie kryje się wicemarszałek Samborski, któremu najwyraźniej nie przeszkadzają kontrowersyjne elementy biografii aktora.

W rozmowie z "Wyborczą" na pytanie o wyrok w sprawie ZASP odpowiada lekceważąco, że faktycznie, Morawski "miał wyrok i był winny czegoś tam". Ale dodaje też, że dokumenty, jakie przedstawił, stając do konkursu, świadczą o jego niewinności.

Przypomnijmy zatem: "coś tam" to 9,2 mln zł związkowych pieniędzy zainwestowanych w obligacje Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA, która wkrótce po tej transakcji upadła. ZASP udało się z tej kwoty odzyskać połowę - resztę stowarzyszenie spłacało przez kilka lat. A o winie Morawskiego świadczy wyrok niezawisłego sądu. Nie istnieje żaden dokument zdolny podważyć to orzeczenie.

Żeby kandydat Morawski podczas procedury konkursowej czuł się komfortowo, wicemarszałek Samborski chce wykluczyć z obrad komisji przedstawiciela ZASP. Bo - jak twierdzi - wchodzi tu w grę "zaogniony konflikt instytucjonalno-personalny". Olgierd Łukaszewicz, prezes ZASP, zareagował na wypowiedź Samborskiego, proponując jako delegata stowarzyszenia Krystiana Lupę, który nie pełni w związku żadnych funkcji. "W ten sposób Zarząd Główny ZASP uchyli się od posądzenia o jakąkolwiek stronniczość ZASP, gdyby doszło do oceny forowanego - jak się wydaje - przez Członka Zarządu Województwa Dolnośląskiego kandydata na dyrektora Teatru Polskiego, tj. pana Cezarego Morawskiego. Nie wyobrażamy sobie, aby nasze Stowarzyszenie było pominięte w składzie komisji wybierającej dyrektora jednej z najważniejszych scen teatralnych w kraju" - napisał Łukaszewicz.

Trudno się spodziewać, żeby wicemarszałek na to przystał. Wszak Lupa właśnie za kandydatury Mieszkowskiego związał się z wrocławską sceną.

Ale brak przedstawiciela ZASP w komisji byłby ewenementem na skalę ogólnopolską. W komisji powinien bowiem zasiadać delegat stowarzyszenia właściwego dla specyfiki instytucji. W przypadku teatru trudno o związek bardziej właściwy niż ZASP.

Konflikt interesów, na którego istnienie powołuje się Samborski, owszem, jest tu widoczny. Ale nie dotyczy on ZASP, ale interesu publicznego. Z całą pewnością nie leży w nim powierzanie finansów tak dużej instytucji jak Teatr Polski w ręce osoby, która wykazała się tak ogromną - mówiąc delikatnie - niefrasobliwością w gospodarowaniu publicznymi środkami jak Cezary Morawski.

Tego aspektu jednak marszałek Samborski wydaje się nie dostrzegać. Tak samo jak nie widzi nic niewłaściwego w jawnym forsowaniu kandydatury Morawskiego i manipulacjach w składzie komisji. Nie dostrzega, że tym samym podaje w wątpliwość sens całej procedury konkursowej. Tego, że dziś we Wrocławiu mamy do czynienia z sytuacją, że jeszcze przed otwarciem kopert wszystko jest jasne - tak naprawdę jest tu jeden kandydat, któremu stanowisko chce dać wicemarszałek Samborski.

Skoro zapomina, że podległe urzędowi marszałkowskiemu instytucje nie są jego prywatną własnością, ale dobrem publicznym, warto zwrócić na to uwagę jego zwierzchnikowi. I mieć nadzieję, że skoro już sprawę Polskiego urząd marszałkowski postanowił rozwiązać w trybie konkursu, to zadba o transparentne procedury, zarówno przy wyborze członków komisji, jak i podczas jej prac.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji