Jadam glony
MAŁGORZATA KOŻUCHOWSKA opowiada o daniach, które odkryła, podróżując po świecie.
Jestem smakoszem kuchni tajskiej i włoskiej. Moimi ulubionymi tajskimi daniami jest aromatyczna, słodko-kwaśno-ostra zupa z krewetek Tom Yum z delikatnym cytrynowym posmakiem oraz warzywa w zielonym curry z ryżem.
Gdy zapraszam znajomych, serwuję im zazwyczaj włoskie potrawy, najczęściej pasty. Szybko się je przygotowuje i są smaczne. Bardzo lubię też kuchnię śląską, znam ją z dzieciństwa, ponieważ stamtąd pochodzi moja mama. Przepadam za zrazami zawijanymi z czerwoną kapustą, sosem i pyzami na parze oraz za kluskami śląskimi. Jednak na co dzień jadam głównie na planie lub w teatralnym bufecie.
Ale nie boję się próbować nowych smaków. Na Filipinach jadłam glony. Pewnego razu Filipińczycy, którzy obwozili nas łodzią po wyspach, wyłowili glony, opłukali je w słodkiej wodzie, którą mieliśmy ze sobą, i podali na surowo z wcześniej przygotowanym ostrym sosem. Do tego upiekliśmy sobie łososia, którego sami złowiliśmy. Wszystkim to bardzo smakowało, mnie też przypadło do gustu. Pamiętam też ogromnego małża, którego jadłam na surowo na plaży. Nie był jednak tak dobry jak glony.
W domu nie gotuję tego, co jadam na wycieczkach, ponieważ nigdy nie smakuje tak samo. W Polsce są inne produkty, przyprawy, klimat. Poza tym nie umiałabym przyrządzić takich dań, bo nie zbieram przepisów.
Po obiedzie lubię napić się dobrej herbaty. Z Chin przywiozłam sobie jaśminową w kształcie kulek. Herbacianą kulkę układa się w szklanym naczyniu, zalewa gorącą wodą i wtedy rozwija się z niej piękny różowy lub pomarańczowy kwiat, a nad nim unosi się wspaniały aromat.
Mam także słabość do słodyczy. Gdy nie mam czasu na posiłek, ciastkiem potrafię zastąpić cały obiad.
