Artykuły

Milczenie czerwonej żyrafy

Dramaturgiczna kakofonia, nieporadne aktorstwo, reżyserski chaos. Oto "Helena S." z TR Warszawa.

Kiedy dotarłem wreszcie do Sali Pompejańskiej Hotelu Europejskiego, spojrzałem na stojące na zaimprowizowanej scenie biurko. Biurko jak biurko, całkiem ładne, ale wzrok przyciągał na nim jeden drobiazg. Drewniana bodaj żyrafa w fantazyjne biało-czerwone wzory. Żyrafa nie dość, że kolorami flagi nawiązywała do nazwy projektu "TR/PL", którego częścią jest spektakl "Helena S.", to jeszcze ładnie komponowała się z wzorem na tapetach, którymi wyłożono ściany hotelowego apartamentu.

Grunt to reklama

Żyrafka mogła przynieść ukojenie, kiedy zmęczony aktorskim krzykiem kontemplowałem jej kolory. Była drewniana, ale przecież nie aż tak, jak odgrywający "Helenę S." wykonawcy. Stała sobie, jakby cały ten sceniczny humbug kompletnie jej nie dotyczył. Milczała i to jej milczenie było najlepszym, co zdarzyło się tego dziwnego wieczoru.

Jedno jest pewne - TR Warszawa z pomocą grupki zaprzyjaźnionych recenzentów wie, czym jest nowoczesny PR. Przed premierą spektaklu Aleksandry Koniecznej o projekcie TR/PL zrobiło się głośno, wmawiano wszem i wobec, że to jedyny sposób promocji nowej polskiej dramaturgii. Opowiadano o sztuce Moniki Powalisz i o tym, jak z jej "Portretu Heleny" podczas prób, w toku reżyserskich dociekań i aktorskich improwizacji, narodziła się "Helena S." i o tym, jak ważne to wydarzenie. Obrazu całości dopełniał wybór niecodziennej przestrzeni. Dlaczego grać na przykład w Malarnii Rozmaitości, skoro można wynająć kawałek nieczynnego dziś hotelu? Przecież wiadomo nie od dziś, że kiedy teatr opuszcza teatr - jest głębszy, ciekawszy, dziwniejszy. I na pewno jest za tym drugie dno, które odkryją tylko wtajemniczeni.

Tak to mniej więcej wygląda od strony specjalistów od teatralnego PR. Kłopot w tym, że reklama z rzeczywistością niewiele ma wspólnego. "Helena S." to bowiem błaha i bełkotliwa aż do bólu opowiastka o tytułowej panience, którą wszyscy... Najpierw zaciągnął ją do hotelu tatuś, by tak uczcić jej czternaste urodziny. Potem do rzeczy zabrał się skądinąd homoseksualny przyjaciel. I jeszcze mąż, i jeszcze jeden przyjaciel. Teraz, po samobójczej śmierci dziewczęcia, panowie spotykają się w gabinecie adwokata, aby rozstrzygnąć sprawę spadku po biednej Helenie - wartego bodaj 30 mln euro obrazu z XVII wieku.

Tarmoszenie kota

Spotkanie ma mieć dramatyczny przebieg, co daje aktorom TR Warszawa olbrzymie pole do popisu. Mogą do woli nakrzyczeć się na scenie, a nawet trochę sobie popiszczeć, powymachiwać rękami, poudawać, że dyrygują ogłuszającą muzyką Czajkowskiego, potarmosić niewinnego rudego kota. Najlepiej zaś wypadają w scenach bójek. Są tak naturalni, że co wrażliwsi widzowie zaczynają obawiać się o ich zdrowie. Ci natomiast, których usadzono w pierwszym rzędzie, muszą zatroszczyć się o siebie, bowiem pod ich stopy lecą powywracane krzesła.

Dodatkiem do męskiej obsady są dwie panie. Jedna gra służącą i mamrocze coś pod nosem albo krzyczy - w dodatku w niezrozumiałym języku, w którym rozpoznać można hiszpańsko brzmiące słowa. Kulminacyjnym zaś momentem roli jest udawanie kopulacji. Na biurku, oczywiście. Druga dama, nie wiedzieć czemu, najpierw pojawia się kompletnie naga, a potem, niestety, już w ubraniu, gra na fortepianie.

Trudno dociec, dlaczego sceniczny potworek Powalisz i Koniecznej jest częścią projektu TR/PL. O Polsce ani o dramaturgii przecież nie ma mowy. Jeśli jednak tak się dzieje, służę kierownictwu teatru nośnymi skrótami, z których można stworzyć tytuły kolejnych przedsięwzięć. PR-owcy znów będą mogli się wykazać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji