Artykuły

Piotruś Pan podróżuje z kamerą

Nowy Teatr ma szczęście do przedstawień dla dzieci. Piotruś Pan Łukasza Kosa to kolejna po Pinokiu Anny Smolar propozycja dla najmłodszych — nie dość, że zrealizowana ze smakiem i rozmachem, to jeszcze traktująca małego odbiorcę poważnie. Spektakl — z ogrywającym już nieraz swoją chłopięcość Piotrem Polakiem w roli tytułowej — to oniryczna feeria. Będą też momenty dość mroczne, ale okażą się tylko snuciem przez dzieci wieczornych strasznych opowieści.

Pierwsza niespodzianka czai się w scenografii Olgi Mokrzyckiej-Grospierre i Mikołaja Grospierre'a. A raczej całkiem sporo niespodzianek. Akcja Piotrusia Pana rozgrywa się w wielkim salonie mieszkania klasy średniej z początku XXI w. Szafa wnękowa z przesuwnymi drzwiami, kanapa — to wszystko przeistoczy się w zaczarowany świat dzięki teatralnej wyobraźni, ciemności i światłu. Nibylandia może być np. wyczarowywana na oczach widzów z folii malarskiej (świetnie się nadaje na lekko falującą lagunę).

Zabawa dużych dzieci płynnie przechodzi w teatr, umowność — w iluzję, udawanie — w postać. Może i bohaterowie znajdą azyl w domku zbudowanym ze stołu, krzeseł i koców, ale już latanie umożliwią Piotrusiowi i jego kompanom kamera i greenbox — leżąc na scenie, będą jednocześnie przemierzać na ekranie przestworza. To nie koniec technologicznych atrakcji: w spektaklu „gra" też mały dron zabawka, w którym dzieci chętnie zobaczą wróżkę imieniem Blaszany Dzwoneczek.

Ale docenią pewnie też bardziej tradycyjne teatralne pomysły: Aleksandra Osowicz na czworakach i w futrzanym kostiumie gra psa Nanę, który na potrzeby chłopięcych zabaw odgrywa z kolei rolę krokodyla — w kolejnym przebraniu. Sam reżyser — tu ciekawostka — wciela się w rolę okrutnego kapitana Haka.

Piotruś Pan z Nowego nie odtwarza pieczołowicie fabuły książki ani jej hollywoodzkiej adaptacji, ale zachowuje zrąb kluczowych wątków. Kosowi najwyraźniej nie zależy na tym, by snuć spójną opowieść. Płynnie przechodzi od sceny do sceny, od obrazu do obrazu. Zręcznie i wieloznacznie ogrywa fakt, że zagubionych chłopców grają dorośli mężczyźni - wszak psychologowie mówią o syndromie Piotrusia Pana, czyli charakterystycznej dla naszych czasów nie tyle może ucieczce przed dorosłością, co trudności z jej osiągnięciem w tradycyjnym sensie. „Nazwij, co do mnie czujesz" — mówi Wendy (Joanna Niemirska /Magdalena Popławska) całkiem serio do Piotrusia w trzydziestosześcioletnim ciele. To na chwilę przenosi spektakl w zupełnie inny rejestr niż zabawy w piratów. Robi się poważnie. Podobnie zresztą w scenie tłumaczenia społecznych ról i zabawy w dom.

Nie rozumiem tylko, dlaczego w jednej ze scen pojmani przez piratów chłopcy, postawieni przed dramatycznym wyborem, wolą umrzeć niż napluć na flagę i z patosem śpiewają polski hymn narodowy. Nowy Teatr zajął się krzewieniem tradycyjnego patriotyzmu, czy raczej Kos kpi z narodowego wzmożenia dzisiejszej młodzieży? Jeśli to drugie, ironię dzieciom trudno będzie wychwycić. Ale kłopoty z ironią to dzisiejsza bolączka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji