Artykuły

Soplicowo. OwocilpoS. Suplement — wyszczekana wariacja wokół Pana Tadusza I to w Teatrze Narodowym!

Soplicowo. OwocilpoS. Suplement to wariacja wokół Pana Tadeusza bez — w zasadzie — ani jednego słowa. Piotr Cieplak z aktorami Teatru Narodowego w Warszawie i scenografem Andrzejem Witkowskim zabierają nas do jakiejś zdegradowanej krainy — podwórza, pośrodku którego zalegają resztki kanapy.

Zamieszkują je dwa skłócone, a zarazem podobne do siebie plemiona: jedno paraduje w szynelach niczym z teatru Kantora, drugie w aspirujących do nowoczesności skórach. Oba plemiona są ubogie — najcenniejszym dobytkiem są rozklekotane rowery. Odbywa się odwieczny rytuał zawsze tych samych, bojowych póz. Wszystko składa się na niemą groteskę, teatr przerysowanego gestu.

A Mickiewicz? Unosi się nad tym wszystkim, radykalnie obcy, wymarzony, odległy i uproszczony — jak użyty przez Cieplaka film Ryszarda Ordyńskiego z 1928 r., idealizowanego dziś przedwojnia. Przez gigantyczny ekran nad deskami przetaczają się idylliczne nieme sceny duserów i polonezów, ułańskie czaka i eleganckie toalety. Czy to, co wyświetla się ponad głowami barbarzyńców, to ich wyobrażona tożsamość? Wyśniony obraz nigdy niebyłej przeszłości? Nie wiemy.

Młodzi ludzie we współczesnych, kolorowych ubraniach robią im zdjęcia zza płotu i dziwują się osobliwym obyczajom, rozmawiając przy tym w zachodnich językach — włoskim, francuskim czy niemieckim. Nie rozumie Zachód Polaków, nie rozumie. A i oni go nie chcą.

Sadyzm i agresja w sielskim Soplicowie

Sami mieszkańcy podwórza nie mówią w żadnym języku — szczekają na siebie. Chyba, że rzucają się akurat na turystów za ogrodzeniem. Społecznością z Soplicowa... rządzi sadyzm i agresja. Potwierdzają to nie tylko kolejne starcia maczystowskich cyklistów, ale i takie scenki rodzajowe, jak rażenie niedźwiadka prądem. Z degeneracji tubylcy próbują się nieudolnie wydobyć przez naukę alfabetu.

Pomysł Cieplaka, opracowany choreograficznie przez Leszka Bzdyla i momentami zabawny, zdecydowanie nie nadaje się na 90-minutową partyturę. Soplicowo, poprzedzone w minionych tygodniach czytaniami narodowego poematu w Narodowym, to jak na dzisiejszą scenę Jana Englerta przedstawienie ostre, nawet bezczelne w swej ironicznej wymowie i radykalne w artystycznych środkach (mistrzowie słowa, a nie mówią!). Ale jak na współczesny teatr w Polsce i rozgorączkowane dyskusje roku 2016 — raczej poczciwe i mało odkrywcze. Brakuje tu nieoczywistych, intrygujących pomysłów, diagnoz i obrazów — takich jak w Albośmy to jacy, wariacji na Wesele Wyspiańskiego, którą Cieplak wystawił w Teatrze Powszechnym w 2007 r.

W ostatniej scenie Soplicowa... rowery, te rumaki Cieplakowych lumpenułanów, robią też za prądnice napędzające całą tę mitotwórczą projekcyjną maszynerię — ekran i szczekaczkę, z której wydobywają się chrapliwie strzępki Mickiewiczowskich fraz. Zaklęty krąg — trochę jak w Eroice Munka. Rzecz w tym, że szukając diagnoz w schematach „odwiecznych polskich problemów", powtarzając wytarte gesty i komunały o wojnie „polsko-polskiej", Cieplak paradoksalnie sam pedałuje na wytwarzającym monotonię polskiego życia umysłowego rowerku.
 

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji