Artykuły

Legnica. Nowy spektakl Urbańskiego i Głomba

W sobotę [25 lutego] na scenę legnickiego Teatru Modrzejewskiej wjedzie czołg! Jest on głównym rekwizytem kolejnej w tym sezonie premiery "Operacja Dunaj". Sztukę napisał Robert Urbański, a wyreżyserował ją Jacek Głomb. - Chcemy pokazać ludzką twarz historii z lekkim uśmiechem. Nazywamy to "odelżeniem" historii. Chcemy w ten sposób lepić, a nie rozdrapywać stare rany między narodami - mówi Głomb.

To już trzeci tekst młodego legnickiego dramaturga Roberta Urbańskiego, po "Wschodach i zachodach miasta" i "Szawle", który Teatr Modrzejewskiej przenosi na scenę. Tym razem zajął się on niesławną interwencją wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji w 1968 roku. Wzięła w niej udział również polska armia, co do dziś jest tematem w naszym kraju niezbyt popularnym. Polsko-czeski cień. - W polskim teatrze i kinie do dziś nikt nie podjął tego tematu. Chętniej wspomina się o przyjaźni polsko-czeskiej w kontekście Wyszehradu, a o inwazji z 1968 roku się milczy. A nasz teatr wychodzi z założenia, że o bolesnych sprawach trzeba mówić - mówi Jacek Głomb. Interwencja wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji do dziś kładzie cień na stosunki polsko-czeskie, a udział w niej Polaków zniszczył po raz kolejny mit polskiej armii walczącej z despotyzmami "za wolność waszą i naszą". Ostatnim chyba narodem, który w niego wierzy, są właśnie Czesi, którzy w pamięci mają jeszcze udział Polski w rozbiorze ich kraju w 1938, dokonanego wspólnie z faszystowskimi Niemcami. Dla Czechów udział polskich wojsk w najeździe na ich ojczyznę w 1968 roku odbywał się pod hasłem "za niewolę waszą i naszą". I trudno odmówić naszym południowym sąsiadom racji.

Znikający czołg

Treścią sztuki Urbańskiego jest historia czterech polskich czołgistów, którzy nieopatrznie odłączają się od konwoju i gubią w czeskim lesie. Zdezorientowani i pozbawieni łączności żołnierze próbują uporać się ze swymi kłopotami, ale co rusz popadają w następne. Pomagają im w tym kobiety - Czeszki i nie tylko. Autor dramatu pisząc go, posłużył się relacjami ludzi, którzy brali udział w wydarzeniach z 1968 roku. Niektóre wątki są więc oparte na faktach. Na przykład historia zaginionego czołgu.

- W drugim dniu inwazji naprawdę zaginął jeden z polskich czołgów. My już wymyśliliśmy dla niego fikcyjną misję - zdradza Jacek Głomb.

- "Operacja Dunaj" nie jest analizą historyczno-polityczną. Interesuje nas kontekst ludzki tamtych wydarzeń. Mają one spory ciężar polityczny. Dlatego my chcemy pokazać ludzką twarz tej historii z lekkim uśmiechem. Nazywamy to "odelżeniem" historii. Chcemy w ten sposób lepić, a nie rozdrapywać stare rany między narodami - dodaje Głomb.

Funkcję terapeutyczną spektakl będzie realizował w Czechach, Słowacji i na Węgrzech. Terminy występów są jeszcze do ustalenia.

- "Operacja Dunaj" przywołuje historię, o której wielu dziś woli nie pamiętać. Ale mówi też o potrzebie utopii czy rewolucji, takiej która polegałaby nie na utopieniu złego starego świata we krwi, ale na wyciąganiu go z bagna - tłumaczy autor dramatu, Robert Urbański.

Wystarczyła jedna noc

Operacja "Dunaj" rozpoczęła się 20 sierpnia 1968 roku o godzinie 22. Była ona wtedy największą akcją wojskową w Europie od czasu zakończenia II wojny światowej. W ciągu kilku godzin do Pragi przyleciało 469 samolotów, które przewiozły oddziały trzech radzieckich dywizji. Na ranem cala Czechosłowacja znalazła się pod okupacją wojsk inwazyjnych. W ich skład weszły, oprócz armii radzieckiej, dywizje polskie, węgierska i pułk bułgarski. W odwodzie pozostały jeszcze NRD-owskie. Polskę "reprezentowała" powołana specjalnie na tę operację II armia pod dowództwem generała Floriana Siwickiego. Dysponowała ona 18,5 tys. żołnierzami, prawie pięciuset czołgami i ponad pół setką transporterów opancerzonych. Polskie czołgi wjechały do Czechosłowacji po wcześniejszym opanowaniu i rozbrojeniu placówek granicznych przez komandosów. Inwazja na Czechosłowację zakończyła się sukcesem. Czeska armia dostała rozkaz niewychodzenia z koszar, dzięki czemu nie doszło do większego rozlewu krwi.

Sowieci już nie wyszli

Ofiary jednak były. Opór przeciwko agresorom stawiała ludność cywilna. W sumie życie straciły 72 osoby. Było też wielu rannych. Po osiągnięciu celu, jakim było zdławienie demokratyzacji Czechosłowacji, najeźdźcy wrócili do domu. Wszyscy, oprócz Sowietów. Ci zostali u naszych południowych sąsiadów aż do upadku muru berlińskiego.

Udział polskich wojsk w inwazji do dziś kojarzy się wielu Czechom z tragedią, która miała miejsce 7 września w Jiczinie. Pijany polski żołnierz zaczął strzelać do grupy cywili i przejeżdżających samochodów. Zabił dwie i ranił pięć innych osób. Żołnierz został dla "przykładu" skazany na karę śmierci. Następnie kara ta została zamieniona na dożywotnie więzienie. Po 15 latach wyszedł on jednak na wolność. Do ofiar najazdu zaliczyć też należy Ryszarda Siwca, który dzień po tragedii w Jiczinie, podczas centralnych dożynek na Stadionie X-lecia, podpalił się, protestując w ten sposób przeciwko udziałowi Polaków w agresji na sąsiadów.

Legnicki ślad

Fakt, że tą niechlubną kartą naszej historii zajął się teatr z Legnicy, ma specjalne znaczenie, ponieważ miasto odegrało bardzo ważną rolę w operacji "Dunaj". To właśnie w Legnicy została ona przygotowana. Dokładnie w siedzibie dowództwa Północnej Grupy Wojsk Radzieckich w Kwadracie. Przygotowaniami kierował osobiście naczelny dowódca sił zbrojnych Układu Warszawskiego, marszałek Iwan Jakubowski. Ciekawostką jest, że już w maju z Legnicy kierowano manewrami wojsk radzieckich o kryptonimie "Szumawa". Czołgi, które wyjechały z Legnicy, dojechały do Czechosłowacji, a nawet przekroczyły jej granicę. Zresztą w manewrach udział brała również armia czechosłowacka. Tak naprawdę był to najzwyczajniejszy wojskowy zwiad. Na początku sierpnia z Legnicy znów wyjechały czołgi. W ramach kolejnych manewrów "Pochmurne lato" przemieściły się pod granicę. Ich cel był bardzo jasny w kontekście wydarzeń z 20 sierpnia.

* * *

Dubczek, Praska Wiosna i las z bezpieką

W styczniu 1968 roku pierwszym sekretarzem KC Komunistyczne! Partii Czechosłowacji został Aleksander Dubczek. Szybko okazało się, że ten uznawany dotychczas za twardego aparatczyka człowiek - będzie zwolennikiem głębokich reform, które totalitarny komunizm miały zastąpić "socjalizmem z ludzką twarzą". W Czechosłowacji zaczęto rozliczać się więc z epoką stalinowską, zlikwidowano cenzurę, zapowiedziano zwiększenie swobód obywatelskich i politycznych oraz rehabilitowanie ofiar politycznych procesów z lat 50. Jednocześnie Dubczek zadeklarował lojalność wobec obozu krajów socjalistycznych i Układu Warszawskiego. Wydarzenia te przeszły do historii jako Praska Wiosna. Reformatorski ruch w Pradze zaniepokoił Moskwę. A deklaracje lojalności nie wystarczyły Leonidowi Breżniewowi. Związek Radziecki postanowił użyć siły, czyli "bratniej pomocy". 26 sierpnia Praska Wiosna się skończyła. Dubczek stopniowo został odsunięty od władzy. W 1970 został wyrzucony z partii. Do 1989 roku pracował w administracji leśnej w Bratysławie, znajdując się pod baczną opieką bezpieki. Po "Aksamitnej Rewolucji" wrócił do polityki i został przewodniczącym parlamentu.

Na zdjęciu: próba spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji