Artykuły

Częstochowa. Remigiusz Grzela opowiadał o Mrożku, Torańskiej, Maksymiuku

Ceniony prozaik, poeta, dziennikarz i dramaturg opowiedział częstochowianom o obecności i nieobecności, słuchaniu, pytaniu, szanowaniu człowieka, i o tym, że nie wszystkie historie są na sprzedaż.

Literackie spotkania w odwachu to jeden z najmocniejszych punktów miejskiego projektu "Aleje, tu się dzieje". Dotychczas w częstochowskim odwachu gościli już m.in. Wojciech Tochman, nieżyjący już ksiądz Jan Kaczkowski, Wojciech Kuczok czy Jacek Dehnel. Do grona tych niezapomnianych spotkań dołączy także to, które odbyło się 4 lipca. W literackim odwachu zjawił się wówczas Remigiusz Grzela, prozaik, dziennikarz, dramaturg, poeta. Człowiek, który nie tylko mądrze pyta (choć Sławomir Mrożek miał ponoć nieco inne zdanie na ten temat), wytrwale słucha, ale także pięknie opowiada - o sprawach ważnych z szacunkiem, o sobie samym - ze sporym dystansem i humorem. Rozmowę z dziennikarzem, który przeprowadził wywiady m.in. z Vaclavem Havlem i Lechem Wałęsą, prowadziła Beata Cichoń. Udało jej się namówić bohatera spotkania do przeczytania dwóch wierszy - a tu zaznaczyć trzeba, że czyni on to niechętnie i z ujmującą tremą.

Rozmowa z "panem od wywiadów"

Remigiusz Grzela opowiadał w Częstochowie o powstawaniu swoich wierszy (z obserwacji i spotkań z ludźmi), dramatów (gdy jako dziennikarz zgłębiający dany temat, nie znajdzie wszystkich odpowiedzi), książek, rozmów. Przyznał też, że zdarzało mu się nazwać siebie złośliwie "panem od wywiadów".

- Był taki moment w moim życiu, gdy wydawało mi się, że nikt ode mnie nie chce tekstu innego niż wywiad. Jak każdy dziennikarz zawsze chciałem sięgnąć po większą formę, spróbować napisać reportaż, książkę reporterską. A tu uczyłem wywiadu na Uniwersytecie Warszawskim, zamawiano u mnie wywiady i jak ktoś chciał, żebym napisał jakiś tekst - zawsze chodziło o wywiad. W pewnym momencie pomyślałem, że się z tej formy nie wyrwę. Choć jest to forma piękna, trudna i niedoceniona. W tym czasie umarła Teresa Torańska. Byłem na jej pogrzebie. Zobaczyłem ludzi ze strony prawej, lewej, ze środka, z różnych opcji politycznych, którzy przyszli ją pożegnać. Pomyślałem sobie wtedy, że nie mam prawa obrażać się na ten gatunek, tylko wymagać od siebie tego, by spróbować go jakoś wypromować - wyjaśniał Grzela.

"Nie chcę usłyszeć historii za wszelką cenę"

Dowodem na to, że warto być takim specjalistą od wywiadów jest choćby książka "Obecność". Złożyły się na nią rozmowy o obecności nieobecnych, o tych którzy odeszli i o tych, którzy pozostali, o cierpieniu i szukaniu ukojenia. Kolejny dowód? Rozmowy łamiące tabu, trudne, krytykowane - tak jak ta, w której Teresa Nawrot opowiedziała Grzeli o przemocy panującej w słynnym Teatrze Laboratorium Jerzego Grotowskiego

- To moja praca, ale znam jej granice. Często zajmuję się trudnymi tematami. Nie jestem psychoterapeutą tylko dziennikarzem, staram się, żeby ta granica była jasna. Czasem ktoś bardzo się otwiera, są łzy, emocje, ja się wtedy zatrzymują i zatrzymuję tego bohatera. Nie chcę usłyszeć historii za wszelką cenę. Jestem empatyczny, dana historia mnie oczywiście interesuje, ale nie wszystko jest na sprzedaż i nie wszystko jest dla czytelnika, nie musi wiedzieć on wszystkiego. Rolą dziennikarza jest pilnować bezpieczeństwa bohatera - zaznacza dziennikarz.

"Odpowiem panu zza grobu"

Mylił się jednak ten, kto pomyślał, że poniedziałkowe spotkanie będzie obarczone ciężarem rozmów smutnego czy dramatycznego kalibru, Grzela - zachowując ogromny dystans do swojej osoby - opowiadał bowiem także o spotkaniach nietuzinkowych i pytaniach ocenianych na "tróję czy dwóję".

Takie noty wystawił mu bowiem Jerzy Maksymiuk, ceniony dyrygent i kompozytor.

- Pierwszą rozmowę prowadziliśmy w pociągu jadąc do Krakowa. Po drodze dosiadła się do nas śpiewaczka, z którą pan Jerzy miał nagrywać materiał. Wręczył jej partytury i kazał śpiewać. Ona śpiewała, on dyrygował, a ja siedziałem z boku. Dobrze, że nie chciał mnie nauczyć śpiewać. To nie żart, innego dziennikarza zapragnął nauczyć śpiewać podczas rozmowy w kawiarni - wspomina dziennikarz. - Gdy przyszło do autoryzacji, dał mi pokreślony tekst. Moje pytania oceniał na "tróje", "dwóje", o istnieniu "jedynek" pewnie nie wiedział. Na koniec powiedział, że wyrzuca mnie z orkiestry. Może i dobrze, bo na wiele bym się tam nie przydał.

Jeszcze większym wyzwaniem była rozmowa ze Sławomirem Mrożkiem, na którą Grzela pojechał do Krakowa.

- Są ludzie, z którymi nie da się rozmawiać. Jednym z nich był właśnie pan Sławomir Mrożek. Spotkaliśmy się na rok czy pół roku przed jego śmiercią. Gdy tylko przyszedł wiedziałem, że większe porozumienie znalazłbym z naczelnikiem urzędu skarbowego. I szybko zacząłem żałować, że to nie z nim rozmawiam. Dziś się z tego śmieję, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Na każde pytanie słyszałem "nie odpowiem", "na to też panu nie odpowiem", "co za durne pytanie", "nudzi mnie pan" albo wreszcie "na to pytanie odpowiem panu zza grobu". Wyszedłem załamany. Za to pan Sławomir był ponoć bardzo zadowolony z rozmowy. Nie dziwię się. To był niemal pojedynek bokserski: ja cały czas leżałem na macie, a on mnie był. Czułem, że w trakcie tej jednej rozmowy straciłem swój cały warsztat i pora szukać ogłoszeń typu "szklarz przyjmie na staż". Na szczęście nie poddaję się tak łatwo. Opisałem jak było i nadałem temu tytuł "Odpowiem panu zza grobu". Wywiad był różnie komentowany - jedni mówili "jak można zadawać takie głupie pytania", inni - "jak można traktować tak biednego dziennikarza". Oczywiście popierałem tych drugich - opowiadał gość literackiego odwachu.

Kto nie był, niech żałuje. I to bardzo!

Oczywiście nie brakowało też wątków częstochowskich - w tym opowieści o tym, jak Franz Kafka zakochał się w aktorce z Częstochowy - Mani Czyżyk (był to jeden z wątków książki Grzeli zatytułowanej "Bagaże Franza K.".

Było to chyba jedno z najdłuższych spotkań w odwachu. Jednak te dwie godziny (ze sporym jeszcze haczykiem) nie dłużyły się ani przez moment. Zresztą po oficjalnej części, dalszych pytań od czytelników nie brakowało. Częstochowianie ustawili się w długiej kolejce czekając na po zdjęcia, autografy czy kilka chwil osobistej rozmowy. Kto nie był, powinien żałować. I to bardzo! Tak inspirujące wydarzenia nie zdarzają się bowiem często.

Co ciekawe, poniedziałkowe spotkanie można było zobaczyć również w sieci, transmitował je projekt Wspieraj Kulturę. Film można obejrzeć na stronie www.facebook.com/wspierajkulture.

Tym, którym żal, że przeoczyli takie spotkanie, już teraz wskazujemy terminy kolejnych literackich poniedziałków w odwachu. I tak 18 lipca odwiedzi go czeska pisarka Petra Hulova, a 25 lipca - Adam Wajrak. Informacje dotyczące sierpniowych spotkań można śledzić na stronie aleje.czestochowa.pl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji