Artykuły

Teatr i obrazy

ELŻBIETA KRYWSZA, krakowski scenograf, od 17 lat związana jest z Teatrem Ludowym. - Aż wierzyć się nie chce, że w tym roku strzeli mi 35 lat pracy zawodowej.

Ukończyła malarstwo w krakowskiej ASP, a jako specjalizację wybrała scenografię u wybitnego artysty Andrzeja Stopki. Po dyplomie wyruszyła w Polskę, by zacząć swą teatralną przygodę. Elżbieta Krywsza, scenograf, od 17 lat związana jest z Teatrem Ludowym, któremu tyleż samo dyrektoruje jej mąż - Jerzy Fedorowicz (chwilowo urlopowany z powodu poselskich obowiązków). -

W maju 1970 roku zrobiłam dyplom, a już w czerwcu realizowałam z Jowitą Pieńkiewicz sztukę "Wkrótce nadejdą bracia" w Szczecińskich Teatrach Dramatycznych prowadzonych wówczas przez Józefa Grudę. Kiedy dostałam angaż do szczecińskiego teatru, mąż zrezygnował z etatu aktorskiego w Rozmaitościach (obecnie Bagatela) i przeniósł się do Szczecina. Po roku urodziłam syna, a Jurek wrócił do Krakowa, tym razem do Starego Teatru. A ja krążyłam jeszcze przez dwa lata, spędzając noce i dni w pociągach. Namordowałam się, bo co tu dużo kryć, to była poniewierka. Nieraz wpadałam zdyszana o szóstej rano na dworzec, mróz siarczysty, a mnie pociąg uciekał sprzed nosa. Po trzech latach powiedziałam: dość, muszę zacząć pracę w Krakowie. I zaczęłam, co nie znaczy, że z wyjazdami skończyłam. Jeździłam nadal po Polsce realizując spektakle w Opolu, Rzeszowie, Grudziądzu, na Śląsku. Szczęściem mąż bardzo mi pomagał w wychowywaniu dzieci.

Pani Elżbieta ma na swym koncie co najmniej sto realizacji scenograficznych. Długo współpracowała z nieżyjącym już reżyserem - Wojciechem Jesionką. Do najlepszych swoich przedstawień z tamtych lat zalicza m.in. "Pannę Maliczewską", "Pannę Julię", "Burmistrza poznańskiego". .- Odetchnęłam, gdy zaczęłam współpracę z teatrami krakowskimi. Sporo scenografii przygotowałam w Operze, jeszcze za dyrekcji Ewy Michnik. Zaczęłam "Poławiaczami pereł" w reżyserii Wojtka Ziętarskiego. Potem był "Król Roger" i moja ukochana "Traviata" z Elżbietą Towarnicką w roli tytułowej. Bardzo dobrze wspominam ten czas, bo praca w operze daje możliwość stwarzania kreacyjnych scenografii i stylowych kostiumów. A przecież dla scenografa nie ma nic przyjemniejszego jak wymyślanie formy kostiumu i komponowanie go z różnych materii: tafty, jedwabiu, aksamitu, które łączy się ze starymi koronkami czy wyrafinowaną pasmanterią. W czasie bidy stanu wojennego należało kombinować, bo przecież w sklepach nic nie było i często farbowana bawełna musiała "robić" w kostiumie za jedwab. Wtedy też dorabiałam poza teatrem, szyjąc torby, malując obrazki i jakoś wszystko udawało się sprzedawać. To był trudny czas, ale miło go wspominam, bo przecież byliśmy wtedy piękni, młodzi i pełni zapału do pracy. To był też okres mojej współpracy ze szkołą teatralną. Nigdy nie zapomnę realizacji "Płaszcza " Gogola, kiedy to Jurek Trela nie mógł się doczekać na kostium, bo żadna krawcowa nie potrafiła skroić szynela. Wreszcie pożyczyliśmy go dopiero na trzecią generalną.

W 1989 roku pani Elżbieta związała się z Teatrem Ludowym, gdzie realizowała spektakle m.in. z Krzysztofem Orzechowskim, Jerzy Stuhrem i Jerzym Fedorowiczem. - Z Jurkiem Stuhrem zrealizowałam m.in. "Poskromienie złośnicy", "Mieszczanina szlachcicem", "Makbeta", którego schlastała krakowska krytyka, a kiedy wyjechaliśmy ze spektaklem na festiwal do Edynburga i do Londynu - przywieźliśmy znakomite recenzje. Ostatnio, na jubileusz Teatru Ludowego przygotowaliśmy wspólnie "Ryszarda III". To była ciekawa praca, bo zderzyłam w niej kostium współczesny z historycznym. Lubię z Jurkiem pracować, ponieważ zawsze dokładnie wie, czego chce, jest bezkonfliktowy i ma w sobie kupę wdzięku.

A jak się współpracuje pani Elżbiecie z osobistym mężem?

Me narzekam. Jestem osobą łagodną, unikającą konfliktów, a to pomaga w tej pracy. W ostatnich latach zrobiliśmy wspólnie dwie angielskie farsy: "Prywatną klinikę" i "Biznes". Wszystkie projekty omawiamy godzinami w domu, do którego siłą rzeczy wciąż wkrada się teatr. Rozumiemy się dobrze i większych zgrzytów zawodowych nie doświadczyliśmy.

Pani Elżbieta wciąż narzeka na brak czasu, bo oprócz spraw zawodowych zajmuje się domem - ukochane wnuki obowiązkowo przychodzą na niedzielne obiady - ale też maluje gwasze i akwarele w swoim królestwie, czyli w domowej pracowni. - Odkąd mąż zaczął posłować, wciąż wyjeżdża do Warszawy i w domu jest rezydentem. Ale i tak znajduję czas na to, by wyrzucić wobec niego moje polityczne żale. Bo polityka wkurza mnie ostro, a skoro Jurek jest posłem, to uważam, że i on jest winien różnym sprawom. A teatr? No cóż, przeżyłam w nim wiele ciekawych chwil. Może na emeryturze opiszę to w książce?

Na zdjęciu: "Piatka gorszej szansy", scenografia - Elżbieta Krywsza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji