Artykuły

Buntownicy w telewizji

Jest czas na walkę i czas na ekumenizm — mówi Monika Strzępka. Zamiast napier..., proponujemy rozmowę — dodaje Paweł Demirski. Teatralni prowokatorzy nakręcili serial Artyści, który robi furorę.

Na Woronicza w zasadzie już mieszkam — mówi mi Monika Strzępka, gdy spotykamy się wieczorem. Widać, że jest wyczerpana. Kończy ostatnie odcinki serialu Artyści, siedzi w TVP od rana do nocy. Serial według scenariusza Pawła Demirskiego i w reżyserii Strzępki Dwójka pokazuje od dwóch tygodni. — Jaka tam panuje atmosfera? — zagaduję o TVP. To nie jest w końcu ich środowisko naturalne. Strzępka i Demirski pracowali dotąd w teatrach. I to najlepszych. W Wałbrzychu, we wrocławskim Teatrze Polskim, a ostatnio nad spektaklem dla Starego w Krakowie.
— To zależy — mówi Strzępka.
— Od czego?
— Od tego, w którym siedzisz bloku.
— A w twoim jest OK?
— Blok F, montażownia. Jest bardzo wesoło i pracowicie. Z Beatą Barciś wrastamy żywcem w krzesła już od miesięcy — opowiada reżyserka.

Zero ironii w głosie. Strzępka mówi, że trafiła w TVP na świetnych fachowców. Montażystka, ludzie od kolor-korekcji, technolodzy — wszyscy są bardzo profesjonalni.

Artyści powstali na zlecenie poprzedniego szefa telewizyjnej Dwójki, Jerzego Kapuścińskiego, ale świetne recenzje zbierają, gdy w telewizji rządzi już nowa ekipa prezesa Jacka Kurskiego.

Szok, skandal, niedowierzanie

W fikcyjnym warszawskim teatrze popularnym, gdzie rozgrywa się akcja serialu, spotykają się bardzo różni obywatele współczesnej Polski. Jest 30-latek z kredytem frankowym, jest celebryta (w tej roli Tomasz Karolak), panie sprzątaczka i bufetowa, pan dyrektor ds. finansowych, księgowa, która odeszła z korporacji z solidną odprawą (i ciężkim załamaniem nerwowym). A także chłopak z bloku, który społecznie awansował i został dyrektorem teatru. Bohaterowie mówią różnymi odmianami polszczyzny, mają odmienne poglądy, ale w obliczu wspólnego zagrożenia — miasto właśnie chce teatr zamknąć, a w każdym razie już go nie finansować — muszą się jakoś dogadać.

Duch solidarności społecznej rodem z pamiętnego Domu Jana Łomnickiego jest wyczuwalny od pierwszych odcinków. Co jest o tyle zaskakujące, że Strzępka i Demirski w teatrze byli raczej prowokatorami, wichrzycielami, a nie orędownikami społecznej zgody.

— To nie jest tak, że teraz nie zrobilibyśmy takiego spektaklu, jak Był sobie Andrzej Andrzej Andrzej i Andrzej, bo staliśmy się tacy ekumeniczni — mówi Strzępka. — Jest czas na walkę i czas na ekumenizm. Po prostu. Jeszcze kilka lat temu, gdy mówiło się o liniach podziału w społeczeństwie, elity zastanawiały się, co to takiego. O jakie linie chodzi? Dzisiaj to już nie są podziały. Dzisiaj to są wielkie rowy. Widoczne gołym okiem. Czas na przekonywanie przekonanych się skończył.

— Wczoraj został bezprawnie zwolniony ze stanowiska dyrektora Instytutu Adama Mickiewicza Paweł Potoroczyn — kontynuuje.— Na moim Facebooku szok, skandal, niedowierzanie. I wpisy: „Zróbmy coś dla Pawła, spotkajmy się, podziękujmy".

Potoroczyn jest dyplomatą i menedżerem kultury. Mówi się, że po jego przyjściu do instytutu promocja Polski na świecie zaczęła przynosić świetne efekty.

— Tylko po co to robić — pyta Strzępka? — Co to da, że posiedzimy razem w knajpie z ludźmi, którzy myślą tak jak my? Pożalimy się? No fajnie. Ale co dalej?

Demirski dopowiada: — A PiS poparcie tylko rośnie.

O co z tymi całymi serialami chodzi

— Tak zwaną sztuką krytyczną już niczego się nie zdziała — uważa Paweł Demirski. — Nie w atmosferze, jaka panuje teraz w Polsce. Ludzie odbierają dziś rzeczywistość przez proste definicje: słyszą coś niezgodnego z ich poglądem i automatycznie budują pancerz. Zajmują pozycje obronne, cała reszta argumentów już ich nie obchodzi. Doskonałym na to przykładem jest minister kultury Piotr Gliński: im bardziej będziemy w niego walić, im głośniej buczeć, gdy jego nazwisko pada na oficjalnych uroczystościach, tym radykalniejsze rzeczy będzie robił. Najbardziej politycznym gestem, na jaki można się dziś zdobyć w sztuce, jest budowanie wspólnoty między ludźmi o różnych poglądach. W Artystach to właśnie próbujemy robić — tłumaczy Demirski. — Zamiast napier..., proponujemy rozmowę.

W Artystach Strzępka i Demirski proponują coś jeszcze — zupełnie nową na polskim rynku jakość i formę. Serial jest zrobiony w zachodnim stylu, ale w wiernie oddanych polskich realiach: rzecz rozgrywa się w ciasnych mieszkaniach, przaśnych bufetach, dialogi są swojskie. Oglądając polski serial, można się poczuć jak w domu.

Pytam, jak to się stało, że z ambitnego, prowokacyjnego teatru, który robili dotąd, trafili do serialu.

— Na samym początku chciałem po prostu zobaczyć, o czym ci wszyscy ludzie tak, ku..., gadają? O co z tymi całymi serialami chodzi? — mówi mi Demirski.

Zaczęło się od Homeland, który oglądali razem. Później oglądał już głównie sam Demirski. Przez długie godziny, dni, tygodnie, w końcu miesiące. — Bartek Nalazek, operator Artystów, powiedział mi kiedyś na planie: „Stary! Ty tego oglądasz tyle! Weź, zrób w końcu listę" — opowiada Demirski. — No to zrobiłem. I wyszło mi, że widziałem ponad 200 tytułów. Od Spartakusa, czyli serialu dla onanizujących się nastolatków, po wszystkie naprawdę dobre: Peaky Blinders, Mad Men, Mr. Robot, Sons of Anarchy.

Karzeł teatru czy gigant chałtury

Demirski oglądał ciurkiem zagraniczne seriale i uczył się, jak budować strukturę odcinka, a jak dramaturgię serii. — I wyszło mi na przykład, że jeśli serial ma dziewięć epizodów, coś specjalnego dzieje się zazwyczaj w siódmym, a gdy ma dwanaście, prawie zawsze w dziewiątym — opowiada.

Kapitalna jest obsada Artystów. Marcin Czarnik jako dyrektor Konieczny, Krzysztof Dracz, Michał Majnicz, Marta Ojrzyńska, Miłogost Reczek, Adam Cywka, Klara Bielawka. A oprócz tej stałej ekipy Strzępki i Demirskiego gra ekstraklasa polskiego aktorstwa: Jerzy Trela, Andrzej Seweryn, Edward Linde-Lubaszenko, Tadeusz Huk. Ten ostatni, co zresztą zabawne, niegdyś pięknoduch z Aktorów prowincjonalnych Agnieszki Holland, tutaj został przekornie obsadzony w roli teatralnego majstra.

— Trzy czwarte obsady naszego serialu to są aktorzy, którzy grają lub grali w Teatrze Polskim we Wrocławiu — mówi Strzępka. — Trzeba powiedzieć jasno: gdyby nie ten teatr i jego dyrektor Krzysztof Mieszkowski, gdyby nie wybitny zespół, który Mieszkowski tam przez lata zbudował, ten serial zwyczajnie by nie powstał. Nasze pierwsze spotkanie z Marcinem Czarnikiem miało miejsce przy Dziadach. Ekshumacji właśnie w Polskim, z Michałem Majniczem pracowaliśmy tam przy Tęczowej Trybunie 2012. W serialu grają ci sami ludzie, którzy z czarną taśmą naklejoną na usta stali parę dni temu we Wrocławiu, protestując przeciwko... No tak. I jak ja mam właściwie teraz określić tego gościa, żeby go nie obrazić? — pyta Strzępka.
— Karzeł teatru? — rzuca Demirski.
— Gigant chałtury raczej — mówi Strzępka.
Demirski: — To jest tak banalne i tak straszne. Dyrektorem Teatru Polskiego został człowiek, którego dorobek polega na tym, że jeździł z chałturami po Polsce. A został nim dlatego, że ma kolegów w urzędzie marszałkowskim.

Atakować widza szerokim frontem

— Czy ktoś z góry składał wam już w TVP gratulacje? — pytam. Po dwóch odcinkach o serialu zrobiło się głośno, entuzjastyczne głosy słychać i z prawa, i z lewa, od ludzi z branży i od widzów.

— Jacek Kurski jeszcze do mnie nie zadzwonił, jeśli o to pytasz — śmieje się Strzępka. — Ale wokół produkcji generalnie jest w TVP dobra atmosfera, ludzie przychodzą, gratulują.

— Dla polskich seriali jest teraz w ogóle dobry moment — dodaje Demirski. — Bardzo trzymam kciuki za Belfra w nc+ [kryminał z Maciejem Stuhrem i Piotrem Głowackim, który debiutuje 2 października — przyp. red.], za nowy sezon Paktu w HBO. Oglądam Drugą szansę w TVN — to jest też porządnie napisana historia. Nie moja bajka wprawdzie, ale jestem w stanie docenić, jak sprawnie dziewczyny opisują tam współczesną Warszawę — opowiada. — I o to chodzi! Trzeba atakować widza szerokim frontem, dać mu różne opcje!

Słyszę w jego głosie, że wsiąkł w seriale na amen. Chwilę wcześniej cytował mi koślawy dialog z jakiegoś tasiemca, który włączył o poranku.

— Na planie Artystów Paweł siedział przez dwa miesiące przy monitorach jako tzw. scenarzysta planowy — opowiada Strzępka. — Był zawsze na próbach w teatrze, więc na planie też chciałam go mieć. Siedział, doglądał, pilnował tekstu i pisał nowy serial. Dwa takie notesy zapełnił — Strzępka pokazuje dłońmi grubość kilkusetstronicowej książki.

— To będzie produkcja historyczna — mówi Demirski. O rabacji galicyjskiej. I o rozwoju przemysłu naftowego w Polsce. Historia będzie taka: polski chłop ucieka z pańszczyzny i ląduje w Stanach, a po latach wraca do Galicji, żeby szukać ropy. Musi pertraktować z ziemiaństwem, z Austriakami. Oczywiście rodzi się konflikt... — ciągnie. Czuć, że znów jest w swoim żywiole.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji