Obrazcow w Paryżu
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam go na scenie, Sergiusz Obrazcow trzymał na ręku dziecko. Nie było to dziecko z krwi i kości, lecz lalka podobna do Obrazcowa. Chcę przez to powiedzieć, że on i lalka mieli ten sam wyraz twarzy - dobroduszny, a jednocześnie szelmowski. Obrazcow śpiewał tego wieczoru swej laleczce kołysankę. Wyjaśnił nam potem: - Nie potrzebuję używać słów. Kiedy matka usypiając dziecko śpiewa, ono też nic nie rozumie. Czuje tylko jedno - miłość matki.
I my również tego wieczoru patrząc, jak z subtelną tkliwością odtwarzał przed nami świat dziecięcy, zrozumieliśmy miłość Obrazcowa do wszystkich dzieci
Chciałam wspomnieć o tym, zanim opowiem o rozmowie mojej z Sergiuszem Obrazcowem w saloniku przylegającym do jego pokoju w paryskim hotelu "Lutetia"
Kiedy wszedł do pokoju, zobaczyłam tego samego Obrazcowa, który na scenie podbił szturmem serca publiczności paryskiej. Jasne włosy, pełne wyrazu oczy, usta, uśmiech, jakaś promienność bijąca z całej postaci. W braku tłumacza Obrazcow stara się wyrazić to, co chce powiedzieć, gestem i uśmiechem. Ale wkrótce przychodzi nam z pomocą pani Obrazcow, współpracowniczka męża. Mówi po francusku z doskonałym akcentem i trudno mi uwierzyć, że nigdy dotąd nie była w Paryżu.
- Paryż jest dwunastą czy trzynastą stolicą świata, w której występujemy - mówi pani Obrazcow. - Jesteśmy tu po raz pierwszy, lecz znamy Paryż dobrze z fotografii i z książek.
- W Paryżu uderza mnie najbardziej - opowiada Sergiusz Obrazcow - różnorodność charakteru tego miasta. Olbrzymie place, pałace, pomniki i nagle wąska uliczka, rybak z wędką nad brzegiem Sekwany, sprzedawcy książek na bulwarach, małe kawiarenki, skrzyżowania ulic i placyki, przypominające prowincjonalne miasteczka... Tak samo różnorodni są ludzie spotykani na ulicach.
Pani Obrazcow przynosi plan miasta i mówimy długo o zakątkach Paryża, często niedostrzeganych przez turystów, a których piękno jest dumą Francuzów.
- Publiczność paryska może mieć tylko słabe wyobrażenie o naszym teatrze - mówi Obrazcow. - Pokazałem zaledwie kilka moich kukiełek, ponieważ musiałem ograniczyć repertuar do numerów, które mogą być zrozumiałe i wzbudzać śmiech widza nie znającego języka rosyjskiego. Można śpiewać piosenkę przed publicznością, która zna jej treść, ale trudno jest np. odtwarzać bajkę, jeśli widz nie rozumie słów.
Obrazcow szczególną miłością darzy te właśnie kukiełki, które przywiózł ze sobą i które w tej chwili jedną po drugiej wyciąga z walizki.
- Kukiełki nie są martwe - mówi - ożywiają je ręce człowieka.
I to jakie ręce! Ręce Obrazcowa, ukryte za zasłoną, każą ryczeć tygrysowi, poruszają ogonem i uszami małego pieska, wymachują rączkami niemowlęcia. Ręce Obrazcowa potrafią być arcykobiece, gdy ocierają łzę, spływającą z oka kukiełki, wyobrażającej sentymentalną śpiewaczkę,
Zebrani w małym saloniku hotelu "Lutetia" słuchamy, jak Obrazcow z uśmiechem odsłania nam tajemnice swych kukiełek, pokazuje, w jaki sposób wprawia je w ruch. Zdawałoby się, że nie ma w tym nic trudnego, lecz gdy ktoś z nas próbuje go naśladować, kukiełka pozostaje martwym pajacem. Kukiełki wielkiego artysty Obrazcowa żyją tylko w jego rękach.
Obrazcow, którego nazywają "mistrzem śmiechu" i którego artyzm daje codziennie tyło radości zarówno dzieciom, jak i dorosłym w jego ojczyźnie, budził ten sam radosny i szczery śmiech wśród publiczności paryskiej. Śmiech jest przecież językiem międzynarodowym, dla którego nie istnieją żadne granice i który pomaga, jak tego pragnie Obrazcow, do wzajemnego zrozumienia narodów, pogłębiając w ten sposób przyjaźń między ludźmi.