Artykuły

Wiesław Cichy: Mają nas za frajerów

- My, artyści, jesteśmy postrzegani jako frajerzy. Ciągle wyciągamy łapska po jakąś kasę. Ciągle czegoś chcemy. Ciągle jest nam niewygodnie - mówi Wiesław Cichy, aktor Teatru Polskiego we Wrocławiu, w rozmowie z Dorotą Oczak-Stach w Gazecie Wyborczej.

Wiesław Cichy: To koledzy mnie namówili na ten wywiad. Dorota Oczak-Stach: Dlaczego? - Ja się trzymam raczej z daleka od mediów. Wypowiadam się dopiero, kiedy nie ma we mnie na coś zgody. Koledzy wiedzą, że nie przebieram w słowach. - Co się zmieniło po pierwszym spotkaniu zespołu artystycznego z nowym dyrektorem Teatru Polskiego? - Nic. Fenomenalne fatum: 16 minut komisja obradowała nad wyborem nowego dyrektora, 16 minut trwało jego pierwsze spotkanie z załogą teatru. Dyrektor powiedział, że trzeba przeprowadzić remont, teatr się wali również finansowo. Remonty - tym będzie się zajmować nowy dyrektor teatru? Podał dwa tytuły premier bez nazwisk reżyserów, bo są to podobno wrażliwi twórcy. Ja też jestem wrażliwy, i to jak! Dyrektor twierdzi, że zależy mu, aby nasza współpraca "jakoś" wyglądała. Nam też zależy. My chcemy pracować w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Każdy z nas.

Kilku aktorów udzieliło wywiadu, w którym mówią, że Teatr Polski zszedł do podziemia. Ale przecież nie grają państwo po piwnicach.

- Zszedł do podziemia w sensie komunikacji między nami. Nie mam zaufania do portali społecznościowych, ponieważ bardzo wielu ludzi je czyta. Mało życzliwi albo nierozumiejący sytuacji wyciągają przedziwne wnioski, nawet ci, którzy byli kiedyś w naszym środowisku. Jestem od niedawna użytkownikiem Facebooka, założyłem sobie konto w czasie konkursu na dyrektora, odkryłem hejt, jak to się teraz modnie mówi. I choć ja nie jestem człowiekiem hejtu, nie wiedziałem już, jak reagować na tę sytuację. Miesza się we w mnie wściekłość i bezsilność. Jest taki utwór słowno-muzyczny zespołu Leningrad, który się nazywa "Chujnia". Refren tego utworu brzmi "Chujnia chujnia chujnia... chuj". To jest mój wstępny komentarz do sytuacji.

I takie są teraz nastroje w zespole?

- Nastroje są paradoksalne.

Na czym polega paradoks?

- Opowiem historię. Sześć lat temu kupiłem mercedesa od stolarza spod Rzepina. Zachwalał go nieprawdopodobnie, sprowadzony z Niemiec, "Niemiec płakał, jak sprzedawał". Uwierzyłem. Zakup wyniósł mnie ok. 30 tys. zł. Okazało się, że ten samochód jest jednym wielkim bublem, z przekręconym licznikiem i odpadającym lakierem. Udało mi się go sprzedać na części. Od sześciu lat jestem w plecy 30 tys. i nie jestem w stanie zniwelować tej dziury w swoim budżecie. I wie pani, na czym polega paradoks? Na tym, że nie ten stolarz spod Rzepina jest złodziejem, bo mnie okradł, tylko to ja jestem frajerem. To ja jestem winien, że się dałem sfrajerować. Takie jest myślenie przeciętnego Polaka.

Ale jak się to ma do sytuacji w teatrze?

- My, artyści, jesteśmy postrzegani jako frajerzy. Ciągle wyciągamy łapska po jakąś kasę. Ciągle czegoś chcemy. Ciągle jest nam niewygodnie. Banda pedałów w różowych koszulkach, która na niczym się nie zna. Tak nas widzi społeczeństwo.

Użytkownicy forów piszą, że gdyby oni w zakładach pracy protestowali przeciwko nowym dyrektorom, zostaliby zwolnieni i nie byłby to powód ani do zdziwienia, ani do protestu. Aktorzy zasługują na inne traktowanie niż reszta społeczeństwa?

- To w ogóle nie chodzi o inne traktowanie. Chodzi o godność. Protestuje około 40 aktorów. Ktoś twierdzi, że to jest "grupka", a ja twierdzę, że jest nas AŻ 40 osób. Gdyby z kopalni wyszło 50 górników, byłaby heca na cały kraj. Nawiązując do mojego frajerstwa, chcę przypomnieć, że dział gospodarki narodowej, który nazywa się kultura, zarabia do budżetu państwa gigantyczne pieniądze. My nic nie kosztujemy. Przywileje branżowe - górnicze, hutnicze, kolejarskie, nauczycielskie - kosztują nas grube miliony i na ten temat się nie rozmawia. My, artyści, zarabiamy kasę. I właśnie przestaliśmy być frajerami. Wyciągamy ręce po swoje pieniądze, które godziwą, rzetelną pracą zarabiamy. Gdyby marszałek wreszcie policzył, jakie pieniądze teatry Wrocławia zarobiły dla miasta i regionu dolnośląskiego, przyczyniając się do pozyskania tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, to by może w końcu zapaliłaby mu się lampka w głowie.

Ale Teatr Polski miał i ma długi.

- Ale to jest dług strukturalny! Serial pod tytułem Teatr Polski zaczął się dziesięć lat temu, kiedy dyrektorem nastał Krzysztof Mieszkowski. Działający w teatrze związek zawodowy "Solidarność" nie był z niego zadowolony, a wicemarszałek Mołoń usiłował go wyrzucić. Stale powtarzano, że Mieszkowski nie trzyma rygoru finansowego. I tu cofnę się do mojego mercedesa - ciągle mi brakuje 30 tys., które wydałem sześć lat temu. Mieszkowski był frajerem, bo przejął ten teatr z długiem strukturalnym. On ciągnie się od pożaru, czyli od ponad 20 lat. O tym nikt nie mówi i nie chce pamiętać.

Wanda Zwinogrodzka, wiceminister ds. teatru, która dała wywiad tygodnikowi "wSieci", powiedziała, że przecież Polski ma w sumie 10 mln zł dotacji. Tylko zapomniała dodać, że te środki są ściśle podzielone - od organizatora idą na koszty stałe i własne, od ministerstwa mają być przeznaczone na działalność artystyczną. Polski ma trzecią dotację w kraju - to faktycznie brzmi świetnie. Tylko z kosztów stałych i własnych nie można przeznaczać środków na produkcję spektakli! Tylko i wyłącznie! Nawet Grzegorz Stryjeński, człowiek nasłany z urzędu na stanowisko wicedyrektora, policzył, że dotacja z urzędu marszałkowskiego nie pokrywa kosztów stałych teatru. Świadczy to o tym, że urząd nie spełnia swoich statutowych obowiązków.

Część zespołu Teatru Polskiego weszła w spór zbiorowy z nowym dyrektorem? Chcecie strajku?

- Nikt nie chce strajku, bo strajk wiąże się z tym, że teatr przestanie grać. Jeśli urzędnicy nie zaczną z nami rozmawiać, może dojść do wszystkiego. Zdaję sobie sprawę, że oni mają narzędzia, by strajk ukręcić jednym pociągnięciem sznurka. My jesteśmy zdeterminowani. Ale żeby było jasne: nie bronimy stanowiska dyrektora Mieszkowskiego. Jego nie ma w teatrze, jest posłem, pracuje teraz w sejmie. Bronimy dobrego imienia Teatru Polskiego we Wrocławiu.

Jesteście wściekli na niego, że was, aktorów, wciągnął w politykę?

- Nie jesteśmy szczęśliwi z tego powodu. Teatr jest polityczny w tym sensie, że my, artyści, mamy prawo, ba!, obowiązek, zabierać głos. Jeśli reżyser i aktorzy nie zgadzają się z wypowiedziami polityków o aborcji, to robimy sztukę o aborcji. I w tym sensie robimy teatr polityczny. Ale ani reżyser, ani aktorzy nie należymy do żadnej partii. Prowadzimy apolityczny teatr, a w spektaklach odnosimy się tylko do zjawisk społecznych, które nas otaczają bądź w których tkwimy. Nie mówię nic nowego. Nie mam pojęcia, jakiego wyznania politycznego był Szekspir. Nie ma to kompletnie znaczenia, ponieważ jak się go czyta, widać, że komentował rzeczywistość. Czyli w gruncie rzeczy wszystkie jego teksty są polityczne.

Pytaliśmy Mieszkowskiego, w jaki sposób poradzi sobie, usiłując być dyrektorem teatru i jednocześnie politykiem Nowoczesnej. Kłóciliśmy się o to. Spieraliśmy się również o finanse teatru. To nie jest tak, że wcześniej w teatrze była sielanka, skończyła się i teraz jesteśmy wkurwieni.

W polityce to jest tak jak z tym moim samochodem: sterta kłamstw. A potem kto wychodzi na frajerów? Ci okłamani. To oni są winni.

Pan się czuje okłamany?

- Ze wszystkich stron. Apelowaliśmy, by nie łączyć grubej polityki z naszym teatrem. Wystosowaliśmy pismo po wspólnej konferencji Mieszkowskiego i Petru. Odcinamy się od tego. Z drugiej strony, jeśli Wanda Zwinogrodzka myśli, że my nie wiemy, że konkurs był ustawiony pod Cezarego Morawskiego, to się grubo myli. Nie mamy wątpliwości.

Mam też pretensje do dziennikarzy. Także od was zależy nasz los. To wy powinniście wrzeszczeć, tupać i bić redaktora naczelnego gazety, by nie ścinał kolejnych szpalt kultury, bo jeżeli to robi, to jest idiotą! Nie rozumie świata i nie chce z nim iść na bakier. Boicie się kultury? Sądziłem, że Europejska Stolica Kultury da szansę wypromowania ludzi z tego miasta: aktorów, performerów, śpiewaków, tancerzy, mimów, rzeźbiarzy, malarzy. Nie ma tego!

Bogusław Danielewski, aktor Polskiego od 1952 roku, w wywiadzie udzielonym kilka lat temu powiedział: "Każdy z dyrektorów popełniał jeden błąd: zawsze uważał, że teatr zaczyna się od niego. O tym, co było przedtem, można zapomnieć, bo teraz to dopiero będzie!"

- Nie jestem w stanie zrozumieć tego myślenia. Kiedy ktoś mnie pyta o moją drogę, mówię, że spotkałem ludzi, którzy mnie na nią pchnęli i dali mi z siebie to coś, z czego dziś mogę korzystać. Nie narodziłem się tu i teraz. Dlatego wkurza mnie, że przychodzi jakiś nowy dyrektor, udając, że nic się przed nim nie wydarzyło. Wydarzyło się! Teatr Polski nie wziął się znikąd, nie narodził się w momencie, gdy przyszedł tu Krzysztof Mieszkowski. Wcześniej był tu Grzegorzewski, przed nim Skuszanka z Krasowskim, przed nimi jeszcze inni, a jeszcze wcześniej był Breslau i Schauspielhaus i inni wielcy twórcy, którzy chodzili po dechach tego teatru. W ogóle nie pamiętamy o tej tradycji. Dyrektorzy często są przekonani, że wszystko, co było, to jest gówno, a ja będę robił WIELKIE.

Nie boi się pan zwolnień?

- Każdy się obawia o swoją pracę. Może być tak, że nowy dyrektor zechce wyrzucić cały zespół. Tadeusz Samborski myli się, myśląc, że można wymienić wszystkich. Z zespołem aktorskim będzie wtedy jak reprezentacją Polski za czasów Smudy. Będą jacyś gracze, którzy nie tworzą drużyny. Katastrofa. Fenomen niemieckiej piłki polega na tym, że Joachim Löw nie zawsze bierze tych najlepszych, ale tych, którzy grają wspólnie i tworzą zespół. W Teatrze Polskim we Wrocławiu są wspaniali aktorzy. Tworzą zespół, który umie zwyciężać.

Co w teatrze znaczy zwyciężać?

- Proszę chociażby spojrzeć na czternastogodzinne "Dziady". Jeden za drugiego staje murem, trzymamy sztamę. To nie jest tak, że sobie wychodzimy na scenę i recytujemy - lepiej lub gorzej - kawałki z Mickiewicza. Trzeba stworzyć drużynę, która to dźwignie. Mądre słowa powiedział Mieszkowski: "Teatr może istnieć bez dyrektora, ale nie może istnieć bez aktorów". Ludzie, którzy usiłują rządzić kulturą, nie mają o tym zielonego pojęcia.

Wszyscy?

- Wszyscy. Kazimierz Ujazdowski [minister kultury w latach 2000-2001 i 2005-2007 - przyp. red.] usiłował to jakoś porządkować za pierwszych rządów PiS-u. Starał się być arbitrem. Szanował ludzi, nie wymieniał wszystkich na siłę, pozostawił fachowców. Rozmawiałem z nim, odbierając nagrodę aktorską, którą przyjąłem, choć z zasady od PiS-u nie biorę.

A dlaczego odmówił pan przyjęcia medalu prezydenckiego na 70-lecie teatru?

- Nie chcę być bohaterem. Chcę normalnie pracować. Czasem dyrektor zwraca się do ministra o odznaczenia dla kogoś, komu się naprawdę należy, a tu się nagle okazuje, że jemu się wcale nie należy, tylko komu innemu. To są nic niewarte próby przekupienia i manipulowania, sondowanie, kto ulegnie. Co z tego, że dadzą mi ten krzyż? Potem przylgnie do mnie łata, że można mnie kupić krzyżykiem, bo jakiś pan będący u władzy mi go dał. A dlaczego nie panu Danielewskiemu, który ma prawie 90 lat i jest na scenie od 65?! Znaj proporcjum, mocium panie. Dlatego nie przyjąłem.

Odznaczenia są bez znaczenia?

- Dla niektórych wciąż je mają, ale za nimi musi coś iść. Niestety, decydenci, a także osoby z naszego środowiska patrzą na wszystko przez pryzmat celebryctwa. Patrzą na to, kto jest w mediach i co on w tych mediach znaczy.

Wielu artystów wspiera wasz protest, czego dają wyraz m.in. w publikowanych w sieci nagraniach.

- To są prawdziwi ludzie teatru i filmu. Poza tym to nie jest protest tylko i wyłącznie Teatru Polskiego we Wrocławiu. To się rozlało na całą Polskę.

Rewolucja?

- Rewolucję zrobił Danton z Maratem i Robespierre'em. Rewolucja to będzie wtedy, kiedy nam głowy zetną.

Nie chciałbym, żeby to się rozeszło po kościach. Bunt wszystkich artystów w Polsce i wola zmiany ze strony polityków muszą iść w parze. A to się nie dzieje.

Jest pan rozczarowany?

- Jestem wkurwiony!

Jakie widzi pan rozwiązanie tej sytuacji?

- Nie wiem, jakie jest dobre wyjście z tej sytuacji. Popełniono tak wiele błędów, że teraz każda decyzja odnośnie do Teatru Polskiego nie będzie w pełni dobra. Nasze postulaty są jasne, siadamy i rozmawiamy przy udziale mediatorów.

To co byłoby porażką?

- Porażka staje się na naszych oczach. Jak mamy przyjąć wiadomość, że zespół będzie wzmacniany gwiazdami z Warszawy? To co, my jesteśmy gorsi? Halina Rasiakówna dostała ostatnio niezwykle prestiżowe nagrody [Nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza za najlepszą kobiecą kreację aktorską sezonu w "Wycince" Krystiana Lupy oraz nagrody dla najlepszej aktorki na festiwalu Boska Komedia za rolę jednej z Elfriede w "Podróży zimowej" Pawła Miśkiewicza i Oriany Fallaci w "Apokalipsie" Michała Borczucha - przyp. red.], ale nie ma jej w telewizorze ani w "Vivie" czy "Gali". To znaczy, że jest mniej wartościową aktorką? Kim można zastąpić Halinę? Swoją drogą gwiazda z Warszawy nie będzie chciała przyjechać na prowincję za naszą pensyjkę.

Pan znalazł dodatkową pracę.

- Za wodę muszę zapłacić i dzieciom chleb kupić. Mercedesa już nigdy nie spłacę. Zawsze jak mnie teatr wkurwiał, to brałem inne zajęcie. Pracy się nie boję. Ale w teatrze potrzebuję spokoju.

* Wiesław Cichy. Rocznik 1957. Aktor, absolwent Wydziału Lalkarskiego wrocławskiej PWST, debiutował w "Szczęśliwym motylu" Ireny Jurgielewiczowej w reż. Zygmunta Smandzika na scenie Opolskiego Teatru Lalki i Aktora. Występował m.in. w teatrach: Studyjnym 83 w Łodzi, Dramatycznym w Wałbrzychu, Współczesnym w Szczecinie, Studio w Warszawie, im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy, Współczesnym we Wrocławiu. Od 2005 roku jest aktorem Teatru Polskiego we Wrocławiu, gdzie stworzył tytułową kreację w "Sprawie Dantona" w reż. Jana Klaty, za co otrzymał liczne nagrody (m.in. za pierwszoplanową rolę męską na XXXIII Opolskich Konfrontacjach Teatralne "Klasyka Polska" w 2008 roku). Ostatnio można go oglądać jako Senatora i Księdza w "Dziadach" w reż. Michała Zadary. Występuje także w filmach i serialach telewizyjnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji