Koszalin. Dyrektor BTD przeprosił Martę Klubowicz
"Z powodu nieporozumienia związanego z nieprzeprowadzeniem "rozmów sezonowych" z aktorką Martą Klubowicz [na zdjęciu], w wyniku czego naruszono obyczaj panujący w teatrach polskich" - takiej treści ogłoszenie ukazało się w "Rzeczpospolitej", kończąc sądowy spór między artystką i Bałtyckim Teatrem Dramatycznym w Koszalinie.
Marta Klubowicz pozwała BTD do sądu jesienią ubiegłego roku. Aktorka najpierw domagała się przywrócenia do pracy, potem zmieniła roszczenia na równowartość swojej rocznej pensji. Kwoty nie ujawniła dziennikarzom, ale w grę mogło wchodzić kilka tysięcy złotych. BTD nie wypłaciło ich jednak Klubowicz, bo sądowy spór zakończył się ugodą. Aktorka przystała na podpisane przez dyrektora BTD Romana Radziwonowicza przeprosiny w "Rzeczpospolitej" i 1000 złotych z teatralnej kasy na rzecz Caritas Polska z przeznaczeniem dla ofiar zawalenia się hali w Katowicach.
Aktorkę zatrudnił w BTD w kwietniu 2002 roku poprzednik Radziwonowicza, Zbigniew Kułagowski. Marta Klubowicz podpisała z BTD cztery umowy na czas określony. Raz miała cały etat, raz pół etatu. Ostatnia umowa kończyła się w sierpniu 2005 roku. We wrześniu dyrektor Radziwonowicz oświadczył dziennikarzom, że zdecydował o jej nieprzedłużaniu. Do warszawskiego mieszkania Klubowicz przyszedł wtedy polecony list ze świadectwem pracy. Aktorka poczuła się tym dotknięta, bo dyrekcja BTD nie przeprowadziła w marcu tzw. rozmów sezonowych (dyrektorzy składają wówczas aktorom propozycje pracy), co zdaniem byłego już dyrektora artystycznego Edwarda Żentary, świadczyło o tym, że cały zespół może być pewny swoich posad na następny sezon.
W listopadzie ubiegłego roku Klubowicz tłumaczyła "Głosowi Pomorza", że nie chciała pozywać koszalińskiego teatru, ale nie miała wyjścia, bo z dnia na dzień straciła stałą pracę. Jednak już w styczniu aktorka dogadała się z dyrekcją BTD, przystając na polubowne załatwienie sprawy.
