Artykuły

Spacer po Wrocławiu śladami Andrzeja Wajdy

"Gdańsk mnie chronił, Łódź zdumiała, najwięcej wolności miałem we Wrocławiu" - powiedział kiedyś Andrzej Wajda. Rozmowa z Maciejem Żurawskim, dokumentalistą, pomysłodawcą trasy "Wrocławskie ślady filmowe" w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Magda Piekarska: Gdzie zaczniemy nasz spacer śladami Andrzeja Wajdy?

Maciek Żurawski: - W dawnej Wytwórni Filmów Fabularnych na Wystawowej, czyli w dzisiejszym Centrum Technologii Audiowizualnych. To oczywiste - zanim padł pierwszy klaps na planie "Pokolenia", Wajda musiał tu przyjechać. Pierwsza połowa lat 50. to był zresztą początek prosperity tego miejsca. Wszyscy, którzy tu wówczas pracowali, podkreślali fakt, że panowała tu większa swoboda twórcza niż gdziekolwiek indziej. Daleko stąd było do zespołów filmowych i rozmaitych nadzorców. Ten dystans pomagał w twórczości. A poza tym Wrocław, mimo że zniszczony, miał wyjątkową atmosferę.

Wytwórnia powstała niewiele wcześniej niż debiutancki film Wajdy, "Pokolenie", do którego zdjęcia rozpoczęły się w marcu 1954 roku. Tu się mieszkało, jadło, pracowało. Z poczuciem komfortu, bo to było nowoczesne miejsce pracy. Reżyser mógł wyjść ze swojego pokoju w kapciach i pójść do hali, gdzie powstawały zdjęcia.

Ale "Pokolenie" to nie tylko wnętrza, które można było odtworzyć w hali zdjęciowej. Akcja filmu toczyła się na warszawskiej Woli.

- A na ekranie znajdziemy okolice placu Grunwaldzkiego, ulice Szczytnicką i Bednarską. Budynek dawnej łaźni miejskiej, w której dziś mieści się Pizza Hut z charakterystyczną spiralną klatką schodową, którą w końcówce filmu Jasio Krone grany przez Tadeusza Janczara ucieka przed Niemcami.

A "Popiół i diament"?

- Musimy przespacerować się najpierw w okolice kościoła św. Doroty i Monopolu. Wciąż tu stoi płot, wzdłuż którego Maciek Chełmicki (Zbigniew Cybulski) idzie z barmanką Krystyną (Ewa Krzyżewska). A wnętrze filmowego kościoła odnajdziemy w kościele św. Doroty, za Solpolem.

A najsłynniejsza scena z kieliszkami?

- Ona była kręcona w hali zdjęciowej. Kiedy wytyczałem filmową trasę przez Wrocław, nie mogłem zapomnieć o scenie śmierci Maćka Chełmickiego. W okolicach ulicy Nasypowej, na wysokości Teatru Polskiego, bohater zostaje zatrzymany przez patrol, ucieka i umiera po przeciwnej stronie nasypu, prawdopodobnie na dzisiejszym wzgórzu Andersa, gdzie wówczas mieściło się dzikie wysypisko. Tam, gdzie krew przesiąka przez białe prześcieradła, jest dziś parking.

Później Wajda nakręcił coś jeszcze we Wrocławiu?

- Wrócił przy okazji "Lotnej", ale wtedy kręcił tu tylko wnętrza w hali zdjęciowej. Wrocław pojawia się też przy okazji "Z biegiem lat, z biegiem dni", ale podejrzewam - dotyczy to tylko postprodukcji. A na Dolny Śląsk przyjechał w latach 90., kiedy kręcił "Pannę Nikt" na podstawie powieści Tomka Tryzny, w Wałbrzychu i okolicach.

Zdarzały się też inne okazje - pamiętam spektakl "Nastasja Filipowna", oglądany w sali kryształowej w Pałacyku, w latach 80. No i to on właśnie wyreżyserował pierwszy spektakl po odbudowie po pożarze dużej sceny Teatru Polskiego - "Improwizacje wrocławskie".

Masz swój ulubiony film Wajdy?

- Mam problem z wyborem. Bo np. długo miałem kłopot z "Kanałem" - przez wiele lat oglądałem go tylko w telewizji, gdzie emitowano potwornie zniszczoną kopię, na której po prostu niewiele było widać. Dopiero kiedy obejrzałem ten film w odrestaurowanej wersji, doceniłem te zachwyty.

Z filmami Wajdy kojarzą mi się bardzo konkretne wspomnienia. Zapamiętałem np. seans "Człowieka z żelaza" w kinie Lalka, z którym zderzyłem się jako młody człowiek, produkt socjalistycznej szkoły, który niewiele wiedział o rzeczywistości wokół i o najnowszej historii.

Pamiętam "Panny z Wilka" oglądane na zajęciach z filmoznawstwa, których analizie nieodżałowany Piotr Lis poświęcił kilka godzin.

A ostatnio zachwycił mnie "Wałęsa" - zobaczyłem Wajdę, który wrócił do formy, zaczął znów opowiadać fascynujące historie i trafił z nimi do masowej widowni.

A ulubiona scena?

- Na pewno ta z "Ziemi obiecanej", w której Horn (Piotr Fronczewski) stawia się pracodawcy.

" Proszę mi nie przerywać!" - mistrzostwo świata. Dziś w internecie można ją znaleźć, opatrzoną tytułem "Jak wylatywać z pracy". Można przetrenować przed rozmową z pracodawcą.

- Znakomita, świetnie zagrana scena! No i scena z "Wałęsy", kiedy milicjantka karmi dziecko piersią.

A jakie uczucie ci towarzyszy, kiedy chodzisz śladami filmów Wajdy po Wrocławiu?

- To zależy, w które miejsce trafisz. Ale dwa z nich - ulica Nasypowa i płot na tyłach Monopolu - niewiele się zmieniły od momentu, kiedy był tam kręcony "Popiół i diament". Można poczuć, że czas się tam zatrzymał. Będąc tam, lubię sobie wyobrażać, gdzie wtedy stała kamera, a gdzie siedział reżyser.

Kiedy dowiedziałeś się o śmierci Wajdy?

- W nocy. I poczułem ogromny smutek - że odszedł nie tylko reżyser, ale też autorytet, których jest coraz mniej. Odchodzą, a nowe rzadko się pojawiają. Wajda zabierał głos w ważnych sprawach, przede wszystkim przez swoje filmy. Wiele z nich można traktować jako manifesty, dotyczy to także "Wałęsy".

Obejrzysz dziś jeden z jego filmów?

- Mam w domu "Popiół i diament", mam "Wesele". Ale najchętniej przypomniałbym sobie "Niewinnych czarodziei". Ten film miał w sobie lekkość, niezobowiązujący charakter. Na pocieszenie, w takim dniu...

* Maciej Żurawski, dokumentalista, pomysłodawca trasy "Wrocławskie ślady filmowe", w ramach której można odnaleźć plenery realizowanych w naszym mieście filmów, autor debiutanckiej powieści "Czarna wołga".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji