Artykuły

Burzliwy koniec współczesnej miłości z uchodźcami w tle

W Szczecinie Carmen ma drapieżne tatuaże, a toreador powinien nazywać się Leo Messi, bo stał się piłkarskim idolem mas.

Rok po otwarciu nowoczesnej siedziby Opera na Zamku konsekwentnie buduje pozycję kolejnymi premierami. Po Obrocie śruby Brittena, który stał się wydarzeniem w Polsce, przyszła kolej na poczciwą klasykę.

Carmen Bizeta została jednak podana w niestandardowy sposób. W przedstawieniu wyreżyserowanym przez Ewelinę Pietrowiak robotnice z fabryki cygar w Sewilli przemieniły się w pracownice korporacji, które na papierosa muszą wyjść przed biurowiec, bo przecież w jego pomieszczeniach nie wolno palić.

Don Jose nie będzie przemycać przez granicę towarów, lecz uchodźców z krajów arabskich. Zmiana nastąpiła i w postaci toreadora Escamilia, bo Hiszpania przestała szczycić się korridą. Zdecydowanie bardziej atrakcyjne dla świata są dziś jej drużyny piłkarskie. Escamilio nosi więc koszulkę z numerem 7, a kibice na jego widok wymachują szalikami w hiszpańskich barwach.

Bogusław Kaczyński, który zaciekle bronił teatru operowego w tradycyjnym kształcie, oburzyłby się na tę Carmen. Sądząc po reakcji premierowej szczecińskiej publiczności, ona spektakl zaakceptowała. Propozycja Eweliny Pietrowiak jest bowiem zgrabnym przebraniem klasyki we współczesny kostium.

Widz łatwiej zaś zrozumie, co Carmen robi w skalistych górach, gdy zobaczy wojennych uciekinierów. Słynna aria toreadora nie traci sensu, bo zmagania z bykiem można potraktować jako symbol piłkarskiego pojedynku.

A miłosne perypetie głównych bohaterów podane zostały w niezmienionym kształcie, bez nadmiernego psychologizowania, w które lubią się wdawać inni reżyserzy. Akcja toczy się w sposób czytelny także dla kogoś, kto nie zna Carmen.

Szczeciński teatr buduje także swą pozycję muzyczną. Orkiestrę sprawnie poprowadził Vladimir Kiradijev, efektownym dodatkiem okazał się dziecięcy chór stworzony dla potrzeb tej premiery. Gosha Kovalinska jako Carmen odnalazła właściwy ton w drugim akcie, kreśląc portret kobiety, która zakochuje się szybko i namiętnie, ale żadna miłość nie trwa długo.

Z innych solistów najlepsze wrażenie wywarł obdarzony dobrymi warunkami wokalnymi młody Adrian Timpau (Escamilio), a z piłką przypominał Leo Messiego. Zdumiała mnie natomiast Joanna Tylkowska-Drożdż jako Micaela. Widziałem ponad 20 śpiewaczek w tej lirycznej roli, żadna nie nakrzyczała na Don Josego tak jak ona.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji