Artykuły

Warszawa. "Bitwa tenorów na róże" rozstrzygnięta

Doroczną bitwę tenorów na róże wygrał Wojciech Sokolnicki, a będzie można to zobaczyć w telewizyjnej Dwójce.

Dla Mazowieckiego Teatru Muzycznego, który 11 lat temu powołał samorząd tegoż województwa, nie zapewniając mu jednak ani odpowiedniego budżetu, ani przede wszystkim własnej siedziby, ten koncert stał się jednym z najważniejszych wydarzeń sezonu. Jak podkreśla, kierująca MTeatrem od 2015 roku Alicja Węgorzewska, bitwa tenorów ma nie tylko być atrakcją dla publiczności, ale przede wszystkim promocją wartościowych młodych artystów.

Czy jednak może spełniać takie zadanie, w kraju, w którym dobrych tenorów jest co najwyżej dziesięciu? Kiedy kilkanaście lat temu Warcisław Kunc, kierujący wówczas Operą na Zamku w Szczecinie organizował pierwsze w Polsce turnieje tenorów, w których zwycięzcę wybierała publiczność, oddając głos na swego faworyta różą otrzymaną przy wejściu, w szranki każdego lata stawało do boju kilkunastu tenorów. Byli to artyści polscy, potem także zagraniczni.

Po posiłki z innych krajów trzeba było sięgać, bo tenorowe talenty objawiają się rzadko. W tym roku Mazowiecki Teatr Muzyczny, który dla swoich potrzeb zmodyfikował pomysł turnieju, zdołał wyłuskać czterech tenorów, przy czym, powiedzmy szczerze, tylko dwóch wartych było wnikliwszego poznania. Wygrał zasłużenie i otrzymał platynową różę Wojciech Sokolnicki, bo to artysta dobrze rokujący, z zadatkami w przyszłości na szczególnie cennego tenora do ról dramatycznych, o ile popracuje nad tym, by jego głos stał się bardziej otwarty.

Złotą różę i drugie miejsce zdobył pozyskany zresztą w nagłym zastępstwie Mateusz Zajdel. To tenor znany już m. in. z licznych ról, choć nie pierwszoplanowych, w Operze Narodowej. Warsztatowo jest dojrzalszy od zwycięzcy, wnikliwe ucho potrafi wyłowić rozmaite niuanse w jego interpretacjach. Ma wszakże głos delikatniejszy, więc nie może oszołomić widza mocą brzmienia.

Objawień zatem nie było, co dla osób śledzących życie muzyczne nie powinno stanowić niespodzianki. Czym zatem jest owa bitwa tenorów na róże, jeśli z przyczyn obiektywnych niespecjalnie spełnia rolę promocyjną? Zamieniła się w rodzaj muzycznego show, w którym akcja powinna szybko się zmieniać. Operowe arie przeplatają więc się z popularnymi pieśniami oraz duetami wykonywanymi w towarzystwie atrakcyjnych pań.

Ta bitwa oferuje klasykę w wersji soft - operowe hity, melodie dobrze znane, których raz jeszcze chętnie posłucha, miejmy nadzieję, widownia znacznie bardziej liczna od tej, która wypełniła całe radiowe Studio im. Lutosławskiego. Jest na to szansa, bo środowy koncert zarejestrowała telewizyjna Dwójka i ma pokazać za kilka tygodni, podobno w dobrym czasie antenowym.

Koncert nabrał jednak w pewnym momencie innego wymiaru za sprawą Grażyny Brodzińskiej. Wystarczyły jej dwa wyjścia na estradę, w sumie nieco ponad dziesięć minut śpiewania, by zademonstrować niespotykaną już klasę, styl i elegancję. Dała też warsztatowy pokaz, jak należy eksponować wszystkie walory głosu i jak umiejętnie tuszować objawiające się z biegiem lat jego słabsze strony. Sympatycznie zaprezentowała się ponadto w solowym występie kolejna partnerka tenorów, młoda Marcelina Beucher.

I na koniec jeszcze jedna uwaga. Patronujący temu wieczorowi i całemu Mazowieckiemu Teatrowi Muzycznemu Jan Kiepura był znakomitym tenorem, ale też człowiekiem krewkiego charakteru. Podejrzewam, że nie wysiedziałby w spokoju na koncercie, w którym śpiewacy są nagłośnieni i to w sali oferującej im najlepsze warunki akustyczne w Warszawie. Awantura byłaby zapewniona.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji