Artykuły

Warszawa. Premiera "Słonecznej linii" w Polonii

Tym razem znakomicie znany stołecznej publiczności rosyjski dramaturg i reżyser pracuje w Teatrze Polonia. Jedną z inspiracji dla "Słonecznej linii", w której Iwan Wyrypajew mierzy się z powszechnym problemem komunikacji między ludźmi, była sztuka "Kto się boi Virginii Woolf?".

Fabuła opiera się na konflikcie małżeństwa, które o piątej nad ranem w swojej kuchni próbuje rozwiązać trudne, nawarstwiające się od dłuższego czasu sprawy, blokady psychiczne i niewybaczone urazy. - W moich sztukach bohaterowie zawsze mówili wprost. W tym przypadku w konwencji komedii pokazujemy mechanizmy nieporozumienia między ludźmi. Jeśli zostanie to odpowiednio zagrane, temat będzie dla widzów jasny. Wartości się ze sobą nie dogadają. Porozumienie może znaleźć tylko człowiek z człowiekiem - mówi Wyrypajew.

- To tekst o tym, że aby dojść do prawdziwego kontaktu, trzeba czasami przejść przez najgorsze piekło w relacji, dotrzeć do najbardziej bolesnych punktów i po prostu się z tego oczyścić. Ważna jest motywacja, czyli miłość, która sprawia, że w ogóle chce nam się przez to piekło przechodzić i wiemy, że warto to zrobić - tłumaczy Karolina Gruszka. Wyrypajew początkowo sam planował wystąpić w sztuce razem z żoną, co dodawałoby ich scenicznej kłótni pewnej pikanterii. Ostatecznie Gruszce partneruje Borys Szyc.

- Przyczyna jest prozaiczna: chodzi o problemy z językiem. Nie mówię na tyle dobrze, żeby udźwignąć ten tekst. Zdecydowałem także, że muszę być na widowni - to dla mnie bardzo trudny spektakl, chyba najtrudniejszy, jaki dotąd wyreżyserowałem i ktoś powinien siedzieć na widowni i to nadzorować, organizować - tłumaczy reżyser.

Wyrypajew od dawna chciał współpracować z Szycem. Tak się szczęśliwie złożyło, że aktor akurat miał wolne terminy, dlatego mógł dołączyć do obsady.

- Pokazujemy schematy i mechanizmy, które nas blokują. Gdyby tak przyjrzeć się z boku, to każdy z bohaterów ma swoje racje, tylko przerzucanie się tymi racjami i obwinianie siebie nawzajem do niczego, niestety, nie prowadzi. Trzeba umieć wyciągnąć rękę, rezygnując z czegoś, na czym nam zależy - mówi aktor, dla którego to pierwszy od piętnastu lat występ poza macierzystym Teatrem Współczesnym w Warszawie. Szyc z Gruszką znają się jeszcze z Akademii Teatralnej, potem spotykali się na planie, ale po raz pierwszy wystąpią razem na scenie.

Jak przyznaje Wyrypajew, "Słoneczna linia" to wyjątkowe wyzwanie, bo wymaga idealnej formy. - Przełamałem pewną granicę: przestałem być młodym reżyserem i poszedłem w teatr wymagający warsztatu i doświadczenia. To wymaga ode mnie skupienia przy pracy i ascetyzmu. Jestem szczęśliwy, że mogłem dotknąć teatru, który mieliśmy kiedyś - w latach 60. i 70, ale go straciliśmy, i teraz on powraca - mówi.

Również Szyc zwraca uwagę na formę. - "Słoneczna linia" została napisana jak opera: tekst leci, ma dziwne składnie, ale trzeba to wymawiać pełnymi frazami i iść do przodu, aż do ostatniej kropki - opowiada. I dodaje: - Chcemy, żeby historia stwarzała się na widowni. Jeśli zagramy psychologicznie, zginie nam zupełnie gatunek, czyli komedia. A ile można patrzeć, jak ludzie się na siebie drą?

Premiera "Słonecznej linii" jutro. Na wszystkie spektakle popremierowe codziennie od 15 do 23 października oraz 27-31 października będą dostępne wejściówki w cenie 30 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji