Artykuły

Rola, funkcja, misja...

- Zapytałam na początku senat uczelni, czy sobie życzy, żebym odeszła z teatru, ale okazało się, że wszyscy chcą mieć rektora, który jest czynnym artystą. Na pewno będę więc propozycje starannie wybierać, ale chyba nie byłabym do końca autorytetem dla moich studentów, gdybym przestała być aktorką! - rozmowa Marii Malatyńskiej z prof. Dorotą Segdą, nową rektor Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie.

Już nikt się nie dziwi, że kolejny raz kobieta staje na czele szkoły teatralnej w Krakowie. Ale że jest to znana i wielbiona aktorka, gwiazda teatru i filmu, odtwórczyni wielkich ról jeszcze u Jerzego Jarockiego w Starym Teatrze, potem u Jerzego Grzegorzewskiego w Teatrze Narodowym w Warszawie, a w filmie też by się sporo uzbierało ciekawych postaci, na czele ze świętą Faustyną w filmie Jerzego Łukaszewicza, to nic dziwnego, że ciśnie się jedno pytanie: czy rektorowanie, z wyżyn takiego aktorskiego doświadczenia, to nowa rola czy też jednak funkcja i misja?

- Odpowiem tak: jestem aktorką, dla której pewne role są święte. I mogę takich ról wymienić, na szczęście, bardzo dużo. Jeżeli więc jest to rola, to życiowa i na pewno jest ona jedyna w swoim rodzaju, bo takiej odpowiedzialności jeszcze nigdy nie miałam. A czy ona zapisze się w moim krwiobiegu tak jak te wszystkie Małgorzaty i Faustyny tutaj przywołane, dopiero pokaże czas. Moja nowa rola zacznie się dla studentów tak naprawdę 1 października [rozmowę przeprowadzono na początku września - red.], gdy zobaczą mnie w gronostajach, czyli w kostiumie, i rozpocznę dla nich moje "granie". Bo przecież oni nie będą wiedzieć, że ja już cały wrzesień przesiedziałam w tym gabinecie i starałam się ogarnąć różne sprawy, również administracyjne, które nigdy nie były mi zbyt bliskie. Ale należą one do "funkcji" oraz "powinności" i na pewno tworzą całość bardzo piękną i zobowiązującą. Wydaje mi się jednak, że rolę rektora też trzeba umieć choć trochę grać. Bo reprezentuję teraz szkołę na zewnątrz, a tutaj pewna teatralna umiejętność jest na pewno przydatna. Na szczęście przez ostatnie cztery lata byłam prorektorem, więc pewne formy są mi nieobce, ale myślę, że zostałam wybrana również dlatego, że pewne role umiem grać. A funkcja? Funkcję od kilku dni też już czuję, gdy widzę, ile trzeba załatwić, gdzie zajrzeć, jak wgłębić się w mnóstwo spraw, które nie oddziałują natychmiast, ale mają swoje miejsce i swój czas, przechodzą przez różne małe naczynia tworzące krwiobieg szkoły teatralnej, zanim dojdą do serca, ale dojść muszą. O czym nikt nie wie, dopóki nie siądzie w tym gabinecie.

Ewa Kutryś, pani poprzedniczka, zaczęła swoje urzędowanie od roli "budowlańca": kontynuowała i ukończyła to, co wykuwali poprzedni rektorzy: Jurek Trela, Jacek Popiel, Jurek Stuhr. Sfinalizowała więc poszerzenie szkoły o drugi budynek, zaczął funkcjonować nowy Wydział Teatru Tańca w Bytomiu, wyremontowano Wydział Zamiejscowy we Wrocławiu, a także budynek przy ul. Warszawskiej, pokoje gościnne tamże stały się naszym akademikiem, ba, nastąpiła także zmiana organizacji studiów, bo przyjęty w Europie system boloński wydłużył studia o jeden semestr. Co pani będzie więc robić, przecież wszystko już jest zrobione?

- Jeszcze nie wszystko! Ja też przejęłam tę pałeczkę budowlaną. Planujemy np. bardzo poważną przebudowę w naszym budynku przy Straszewskiego. Składamy wniosek o fundusze europejskie, chcemy zagospodarować podcienia przy ul. Piłsudskiego, które wcześniej z jakichś nie do końca znanych powodów kazano zostawić otwarte. A zupełnie się to nie sprawdziło, bo nikt tamtędy nie chodzi, a czasami stają się te podcienia miejską toaletą. Więc myje sobie zagarniemy. Będziemy też zabudowywać nasze patio. Od lat mamy piękny amfiteatr w samym środku szkoły, mało kto o nim wie, ale z powodu naszego klimatu niezbyt jest wykorzystywany. Służy zaledwie jako miejsce spotkań. I zachowując tę jego funkcję, chcemy tam zrobić też scenę, może salę do ćwiczeń, która będzie częściowo przeszklona, będzie miała dach. W ostatnich latach byłam jedyną osobą, która zdecydowała się zrobić tam egzamin, zrobiłam ze studentami "Zielonego Gila" Tirso de Moliny. I zobaczyłam, co znaczy uzależnienie od pogody. Próby mieliśmy jeszcze w czas upalny, a w dzień egzaminu było zimno i ponuro, i chyba tylko moje modlitwy sprawiły, że deszcz spadł dopiero wieczorem, po egzaminie. Dlatego zabudowa, którą zainicjowała pani rektor Kutryś, ale ja byłam już przy tym obecna w wyborze projektów i realizatorów - jest konieczna.

A to jeszcze nie wszystko: będzie też przebudowa naszego foyer, które od ćwierćwiecza wymaga przynajmniej odświeżenia wizerunkowego. Myślę, że mamy bardzo piękne projekty, otwierające nasze foyer na Planty, dlatego czeka mnie, jeśli idzie o sprawy budowlane, dużo zajęć. Ale już zbudowałam parę rzeczy w swoim życiu i tego się akurat nie boję.

Pomówmy teraz o tym, co w każdej szkole najważniejsze, o studentach. Jak pani się wobec nich czuje? Młoda, czynna aktorka z osiągnięciami jest przede wszystkim ich starszą koleżanką. Bycie koleżanką pomaga czy przeszkadza w pełnieniu funkcji rektora?

- Jeszcze nie wiem, ale tego się nie boję, a nawet myślę, że to wspaniale. Według mnie autorytetu nie buduje się dystansem, lecz osiągnięciami, własną postawą, również tą w pracy, na scenie. To, że muszę sprawdzać się każdego wieczoru, podczas każdej premiery na nowo, pokazuje moim studentom, że na tym polega nasza praca i nasze życie. Że nic nie jest dane raz na zawsze.

okazywać, przeciwnie: muszę cały czas być wyczulona na kontakt z nimi, na słuchanie ich i w dodatku na słuchanie każdego oddzielnie, bo to są przecież przyszli artyści, więc nie możemy ich indywidualności sprowadzać do wspólnego mianownika.

Ja zresztą nie jestem osobą, która by się dobrze czuła w jakiejś takiej "funkcyjnej ramce" narzuconej stanowiskiem. My do siebie teraz w rozmowie mówimy "pani rektor", "pani profesor", bo się lubimy i jest to lekko podszyte humorem - i ja to przyjmuję. Ale jak mi wszyscy na zewnątrz tak "rektorują", mnie to ogromnie peszy, nigdy w życiu tego nie polubię. Więc może dobrze, gdy sobie myślę, że to jest "rola", bo nie zostałam rektorem z jakiejkolwiek potrzeby władzy, tej nigdy nie posiadałam, po prostu odpowiedziałam na zapotrzebowanie uczelni. Na prośby kolegów i studentów. Gdyby nie zespół ludzi, którymi jestem otoczona, to nigdy bym się na tę funkcję nie zgodziła. Mam wspaniały zespół administracyjny z kanclerzem Franciszkiem Gałuszką na czele, mam prorektora Beatę Guczalską i wiem, że na tych ludziach mogę polegać. To wszystko daje mi prawdziwe poczucie bezpieczeństwa w działaniu.

Że musimy potwierdzać swoją wartość i swój twórczy potencjał ciągle od nowa.

Wszystko wskazuje więc na to, że nie rezygnuje Pani z kariery scenicznej, z teatru, z filmu, ale czy te obowiązki nie będą sobie wzajemnie przeszkadzać?

- Zapytałam na początku senat uczelni, czy sobie życzy, żebym odeszła z teatru, ale okazało się, że wszyscy chcą mieć rektora, który jest czynnym artystą. Na pewno będę więc propozycje starannie wybierać, ale chyba nie byłabym do końca autorytetem dla moich studentów, gdybym przestała być aktorką! A co do pracy ze studentami, to, proszę mi wierzyć, jestem zawsze przejęta przed spotkaniem z każdą nową grupą. Teraz mam wyjątkowo tylko jedną grupę sześcioosobową na pierwszym roku, ale tremę mam pewnie podobną jak oni. Nie mogę im tego oczywiście

A co mi jeszcze dało ogromną siłę? Reakcje po tym, gdy zostałam wybrana rektorem - przerosły moje oczekiwania. Było w tym bardzo dużo cudownej energii i wszystkim tym ludziom ogromnie dziękuję, bo naprawdę ta energia mnie teraz niesie.

To wszystko też potwierdza pani przekonanie, że jesteśmy wspaniałą szkołą i chyba zawsze tak było. Wiem, co mówię, bo przecież spędziłam tu blisko 25 lat!

- Tak, jesteśmy wspaniałą, wyjątkową szkołą, w której ludzie ze sobą rozmawiają, w której zdawanie egzaminów jest świętem, w której naprawdę uczymy szacunku do siebie nawzajem i do naszego zawodu. Przecież w naszej uczelni uczą najlepsi aktorzy nie tylko w Krakowie, ale w kraju. I wszyscy traktują to niesłychanie odpowiedzialnie. Może brzmi to egzaltowanie, ale tak jest, pracuję w tym miejscu już tyle lat, że to widzę i czuję. I to wszystko powoduje, że ta odpowiedzialność jest też podszyta radością, że można zrobić coś naprawdę wspaniałego.

Obejmuję szkołę w jej 70. urodziny. I chcę z okazji tego wspaniałego jubileuszu coś specjalnego zorganizować. Wymyśliłam już cykl wykładów i bardzo bym chciała, żeby się przyjęły w naszej społeczności jako coś stałego. Nazwałam je "Wykłady na scenie świata", wychodząc z norwidowskiego spojrzenia na ludzi jako aktorów wielkiej sceny. Chciałabym zapraszać z tymi wykładami do nas wybitnych humanistów różnych specjalności. Przecież sztuka teatru to nie tylko sztuka mówienia, interpretacji, ale też sztuka słuchania, sztuka dialogu. Chciałabym, żeby ten nasz teatralny świat trochę się rozszerzył, sama pamiętam, jak chodziłam na wykłady księdza Tischnera i jakie to było dla nas wszystkich wtedy ważne! jesteśmy pozbawieni akademickiego słuchania wybitnych osobowości. Mamy wspaniałych pedagogów, którzy uczą nas historii teatru, filmu, dramatu, rzemiosła aktorskiego... Natomiast chciałabym też zaprosić mistrzów, którzy nauczą nas spojrzenia na nas samych w planie rozszerzonym, w świadomości tego, co znaczy i czego wyrazem jest ta nasza chwila tu i teraz. Otwieramy je w ogóle dla ludzi teatru...

Mogę powiedzieć, kto już przyjął moje zaproszenie, z czego jestem dumna i szczęśliwa. Np. ksiądz prof. Michał Heller, prof. Jerzy ! Vetulani, prof. Bronisław Maj, prof. Piotr Sztompka... Chciałabym, żeby po pięć takich wykładów mogło odbyć się rocznie, na razie i wyciskam autorytety krakowskie, ale marzeń mam jeszcze więcej. W dużej mierze dotyczą one właśnie autorytetów. Bo trzeba zwrócić uwagę na to, że autorytety są niezbędne. Że kultura jest ciągłością. I Że nie zaczynamy się od dzisiaj...

To bardzo piękny pomysł! Bo niestety jesteśmy teraz w takim momencie, że autorytety podawane są w wątpliwość, a oficjalna polityka też im nie pomaga. Na szczęście mistrzów nie da się kreować ustawami, więc dobrze, że szkole uda się przybliżyć studentom tych wszystkich, prawdziwie wielkich, którzy jeszcze wiedzą, co to jest prawda i prawo, na czym polegają wartości i czego możemy wymagać od siebie, od sztuki, jak możemy kształtować swój świat.

- Do wygłoszenia wykładu inauguracyjnego zaprosiłam Krystiana Lupę, naszego absolwenta, naszego profesora... Bo mamy 70-lecie, bo mamy kogoś tak wybitnego wśród naszych wykładowców i kogoś, kto ma tyle mądrych, a ostatnio też bardzo gorzkich przemyśleń: po pierwsze o teatrze, bo to jest święto teatru. Ale też o roli artysty dzisiaj. Chciałabym zrobić wszystko, żeby polityka i wynikające z niej podziały nigdy w życiu nie przekroczyły progu tej szkoły. Ale to oczywiście nie do końca jest możliwe. Bo nawet studenci w tej chwili już mają różne poglądy. Natomiast my, aktorzy i reżyserzy, musimy mieć tak rozbudzoną w sobie empatię i ciekawość drugiego człowieka, aby nigdy w życiu - i tego właśnie musimy uczyć naszych studentów - nie zamykali się i nie zapiekli w sobie, w jakichkolwiek swoich poglądach, żeby zawsze umieli znaleźć się w skórze drugiego człowieka i żeby przez chwilę umieli pomyśleć jego wrażliwością, nawet również jego światopoglądem. Musimy umieć ze sobą rozmawiać. I musimy być tymi, o których Josif Brodski mówił, że czytają poezje. Bo on powiedział, że naród, który nie czyta poezji, osuwa się na taki poziom wysłowienia, na którym staje się łatwym łupem dla tyrana albo demagoga.

Ja kontakt z każdą grupą, którą zaczynam uczyć, naprawdę traktuję jak misję. A to dlatego, żeby zedrzeć z nich myślenie sztampą, by nigdy nie interpretowali literatury za pomocą klucza, bo to łatwizna, która prowadzi do bezmyślności.

Idąc za Brodskim, myślę, że polska edukacja popełnia zbrodnię na narodzie. Coś, co ma służyć widzeniu świata wielokolorowo, na wszystkich poziomach, również tych wzwyż, "do nieba", czyli interpretacja poezji, jest sprowadzana do wymyślonych przez kogoś "kluczy" i tym samym tak bardzo zamyka się indywidualne myślenie o świecie, że zaczynamy na wszystkich polach mieć tego dowody. Josif Brodski, w swojej chyba mowie noblowskiej, mówił, iż marzy, aby w pokojach hotelowych w Ameryce leżały tomiki poezji razem

z Biblią - a ja bym chciała, żeby te tomiki poezji leżały na korytarzach szkoły, gdzie można by w każdej chwili wolnej po nie sięgnąć.

Poezja nie tylko rozwija osobowość, ale i wpływa na szeroko pojęty warsztat. Odwieczne pytanie, czy szkoła jest przede wszystkim szkołą warsztatu, czy rozwoju osobowości, właściwie przestałoby być opozycją, stałoby się harmonijnym uzupełnieniem?

- Nauka zawodu teatralnego musi składać się z działań warsztatowych, bo ten warsztat musimy mieć solidny, zwłaszcza w czasach tak małego poszanowania dla słowa. Ale to jest dopiero początek dochodzenia do tego, kim ma być artysta. Bardzo dużą wagę przywiązujemy do rozwijania indywidualności. Do samodzielnego interpretowania rzeczywistości. I do tego, co powiedziałam: do umiejętności dialogu. Z widzami, ze sobą nawzajem, bo od tego się zaczyna. Potem dopiero ze światem.

Teraz właśnie dialog jest w życiu społecznym najtrudniejszy, więc założenie jest szlachetne. Ale interpretacja też warta jest uwagi. Bo interpretacja bywa manipulacją, dlatego tak jest ważne, aby oni wiedzieli, że język jest bogatszy od tego, co proponują im politycy.

- W ostatnim semestrze zrobiłam ze studentami "Rzecz o wolności słowa" Norwida. Przeraża aż, jak bardzo jest to aktualne! Ci, którzy najbardziej krzyczą i domagają się wolności mowy, w ogóle nie wiedzą, czym jest słowo. Nie może być wolności mowy bez świadomości, czym jest świętość słowa. Nie ma w naszym kraju żadnej odpowiedzialności za słowo. A słowo jest przecież czymś, co stworzyło świat. Czym można zabić. Czym można zbudować. A u nas ono stało się chlewem... powszednim.

A co może Pani zrobić, żeby przywrócić słowu zapomnianą rangę?

- Mogę tylko swoją codzienną pracą przekonywać studentów, że warto się nad tym zastanawiać. I to jest moja "mała praca u podstaw". Czy jako rektor będę mogła więcej? Nie wiem. Ale na pewno to jest mój obowiązek. I na tym stanowisku, ale także mój obowiązek jako aktorki. I osoby publicznej. Żeby wierzyć, iż ucząc samodzielnego myślenia, pokazując autorytety, uczy się ich po prostu gustu, czyli będą mogli sami się odnaleźć między czymś wartościowym a byle jakim i wybrać - oczywiście to, co wartościowe.

Nasi studenci w okresie nauki mają mniej możliwości uczestniczenia w bieżącym życiu teatralno-filmowo-telewizyjnym niż warszawscy, więc kumulują swoją energię i talenty, potem są już tylko znakomici! To widać wszędzie: w kinie, w teatrze, w pomysłach organizacyjnych.

- Mamy szczęście, bo rzeczywiście w ostatnich latach ujawniły się prawdziwe osobowości i coś je łączy po opuszczeniu tej szkoły: mają siłę zawodową. Jest kilka głośnych w tej chwili nazwisk: Małgorzata Gorol - teraz aktorka z Teatru Polskiego we Wrocławiu, Bartek Bielenia czy Monika Frajczyk ze Starego Teatru. Można wymienić jeszcze sporo nazwisk. Oczywiście, serce mi krwawi, że oni wszyscy, którzy na to zasługują, nie mają od razu pracy na poziomie swoich możliwości, ambicji i potencjału, ale z tym nic nie zrobię. Takie są prawa rynku. Nawet mam takie wrażenie, że im obiecujemy coś, czego nie dostaną. Ale ci, którzy naprawdę mają w sobie siłę i determinację, zawsze w końcu zaczynają pracować w teatrze. Tylko niektórzy czekają na to dłużej.

Trzeba więc uczyć ich wrażliwości, warsztatu - to jedno. Ale jak nauczyć tej siły? Aby dysponowali nią wszyscy? Jak nauczyć tego, żeby się człowiek nie poddawał? By umiał sam tworzyć coś nowego? Na tym rynku?

Mam przykłady też takich studentów, którzy nie dostali szansy, ale sami ją sobie wykuli! Janek Jurkowski z Markiem Huczem stworzyli Grupę Filmową Darwina w internecie i mają milionowe w tej chwili wejścia. A zaczęli z potrzeby wyeksplikowania swojego poczucia humoru. A Bartosz Szydłowski, jego Łaźnia Nowa... i jego milion pomysłów w rodzaju festiwalu Boska Komedia - to już klasyka! Miejmy nadzieję, że teraz też może być podobnie!

Tym bardziej życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.

--

Na zdjęciu: Dorota Segda podczas uroczystości inauguracji roku akademickiego 2016/2017 w PWSFTviT w Łodzi, październik 2016 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji