Artykuły

Karolina Gruszka o spektaklu z Borysem Szycem, Rosji i Marii Skłodowskiej-Curie

- To sztuka o braku porozumienia między ludźmi, nieumiejętności rozmowy. Temat uniwersalny i aktualny. Opowiadamy o parze małżeńskiej, ale wystarczy zobaczyć, co dzieje się w polityce - mówi Karolina Gruszka o premierze "Słonecznej linii" w Teatrze Polonia.

Karolina Gruszka i Borys Szyc na scenie spotykają się po raz pierwszy. W Teatrze Polonia w Warszawie w piątek 14 października premiera "Słonecznej linii" Iwana Wyrypajewa.

Jedną z najciekawszych polskich aktorek na początku przyszłego roku zobaczymy w kinach w roli Marii Skłodowskiej-Curie w międzynarodowej produkcji filmowej (niemiecko-francusko-belgijsko-polskiej). W teatrze od kilku lat Karolina Gruszka pracuje z mężem, rosyjskim dramatopisarzem i reżyserem Iwanem Wyrypajewem.

Ich spektakle, nagradzane na festiwalach, od "Lipca", którego premiera odbyła się w 2009 roku w warszawskim Teatrze Na Woli do "Nieznośnie długich objęć" (koprodukcja Teatru Powszechnego w Warszawie i krakowskiej Łaźni Nowej), to przedstawienia oryginalne, ryzykowne, szukające nowego języka teatralnego.

Teraz Karolinę Gruszkę zobaczymy w nowej sztuce Iwana Wyrypajewa. "Słoneczna linia" to - jak zapowiada autor - "komedia". Premiera odbędzie się w piątek w warszawskim Teatrze Polonia. Karolina Gruszka po raz pierwszy spotka się na scenie z Borysem Szycem.

Dorota Wyżyńska: Karolina Gruszka w rękawicach bokserskich? Atakuje Borysa Szyca? Bohaterów nowej sztuki Iwana Wyrypajewa "Słoneczna linia" zastajemy podczas nocnej kłótni małżeńskiej.

Karolina Gruszka: Kłótnia zaczęła się wieczorem, akcja sztuki rozpoczyna się po kilku dobrych godzinach ich burzliwej dyskusji, około piątej nad ranem. Od razu powiem, że rękawic bokserskich w spektaklu nie będzie. Używaliśmy ich tylko na próbach, żeby nie zrobić sobie krzywdy.

To sztuka o braku porozumienia między ludźmi, nieumiejętności rozmowy. Temat uniwersalny i aktualny. Opowiadamy o parze małżeńskiej, ale wystarczy zobaczyć, co dzieje się w polityce. Na różnych płaszczyznach nie jesteśmy w stanie się porozumieć, zwłaszcza jeśli trzymamy się za bardzo swoich poglądów i przekonań.

Ale podtytuł sztuki brzmi optymistycznie: "Komedia, która pokazuje, jak osiągnąć pozytywny rezultat".

- Ważne jest to, że choć oni się kłócą, a ta kłótnia jest makabryczna - to wszystko podszyte jest miłością. Oni chcą się porozumieć. Chcą spróbować jeszcze raz. To nie jest takie proste. Muszą przejść bolesny proces oczyszczania, muszą z nich wyjść lęki, kompleksy, niedopowiedzenia, które nagromadziły się przez te siedem lat związku.

A co to jest słoneczna linia?

- To mur między nimi. Słoneczna linia to wszystko, czym się obwarowujemy, wszystkie maski, które na siebie nakładamy, role, które gramy przed drugim człowiekiem, te wszystkie przekonania, przy których trwamy. Bardzo mocno narzucamy sobie nawzajem role: męża, żony. Zamiast pozwolić drugiej osobie się rozwijać, wydobyć z niej to, co najpiękniejsze, budujemy relacje niewolników. I nagle okazuje się, że mój partner czyni mnie taką, jakiej ja sama siebie nie lubię.

Jak wysłuchać i być wysłuchanym? Jak być szczęśliwym ze swoją żoną, mężem, partnerem i ze światem w ogóle? Jeżeli nie znajdziesz kontaktu z najbliższą ci osobą, mężem, żoną, przyjacielem, to nie jesteś w stanie skomunikować się w ogóle z nikim. A wystarczy zrobić czasem kilka kroków w stronę drugiego człowieka...

Podoba mi się ich determinacja, ich odwaga, by stawić czoła problemowi, spróbować jeszcze raz. Pod tym względem bohaterka jest mi bliska. Ja też mam w sobie taką potrzebę rozwiązywania problemu do końca...

W pierwszych zapowiedziach premiery znalazła się informacja, że zagra pani w tym spektaklu razem z mężem Iwanem Wyrypajewem, autorem sztuki. Nie udało się? Skąd ta zmiana? Żeby nikt nie pomyślał, że to o was?

- Nie! My jesteśmy małżeństwem, które bardzo rzadko się kłóci. Możemy opowiadać taką historię, bo mamy do niej dystans. Nie udało się z powodów prozaicznych. A chcieliśmy bardzo. Od dawna marzymy o tym, by wystąpić razem w teatrze. Kiedy Iwan napisał "Słoneczną linię", pierwsza myśl była taka, że zrobimy ją po rosyjsku w Moskwie. Wtedy byłoby prościej. W Polsce problem jest natury językowej. Bo Iwan mówi po polsku coraz lepiej, ale jednak nie na tyle dobrze, żeby nauczyć się tak dużych partii tekstu i powiedzieć go bez akcentu.

Z Borysem Szycem spotykacie się na scenie po raz pierwszy?

- Tak, ale znamy się dobrze jeszcze z Akademii Teatralnej, jesteśmy sąsiadami, graliśmy razem w filmach. Myślę, że się uzupełniamy. Energetycznie dobrze to działa na scenie. Cud, że Borysowi udało się znaleźć wolne terminy, bo jest aktorem bardzo zajętym. Bardzo dużo gra w Teatrze Współczesnym - imponująco, po 200, nawet 400 razy jeden tytuł. To będzie chyba jego pierwszy spektakl poza macierzystym teatrem.

A pani konsekwentnie od kilku lat gra w teatrze tylko u Iwana Wyrypajewa. Trudno jest po waszych wspólnych poszukiwaniach, teatralnych eksperymentach jak "Lipiec", "Taniec Delhi", "Nieznośnie długie objęcia", przystać na inne propozycje?

- Nie zakładam, że już nigdy nie zagram w spektaklu innego reżysera. Jeżeli przydarzy mi się taka propozycja, która mnie zaciekawi, nie mówię nie. Ale nie szukam tego. Mamy z Iwanem tyle ciekawych wspólnych projektów. To, co robimy razem, jest najważniejsze, wynika z naszych poszukiwań teatralnych. Ale gram w filmach u innych reżyserów.

O filmy też chciałam zapytać. Dwa z pani udziałem, które czekają na premierę, miały już swoje pierwsze pokazy na festiwalach: "Maria Curie" w reżyserii Marie Noelle w Toronto, a "Szczęście świata" Michała Rosy w Gdyni. Jak pani je przyjęła?

- Nie mam do nich dystansu, myślę, że w jednym i drugim jest dużo dobrej energii. Cieszę się, bo to szalenie różne filmy i różne role.

O roli Marii Skłodowskiej-Curie w wywiadzie z Remigiuszem Grzelą w "Zwierciadle" powiedziała pani, że nie będzie to noblistka z portretu na banknocie, siedząca wyłącznie w laboratorium i mieszająca kijem wywary.

- Myślę, że to nam się udało. Powstał film o niezwykłej kobiecie. Wybraliśmy krótki okres z jej życia, od 1903 do 1911 roku. Klamrą są Noble - pierwszy, którego dostała razem z mężem, i drugiego już samodzielnego. To, co mi się spodobało w tym projekcie to to, że nie przenosimy na ekran całej biografii, ale skupiamy się na kilku latach z jej życia. Dzięki temu była szansa, by opowiedzieć o niej bardziej szczegółowo, w spokojniejszym rytmie, zbliżyć się do niej. Pokazać ją jako kobietę, która potrafiła kochać. To ważny czas w jej życiu - nie tylko z powodów zawodowych, ale też prywatnych, emocjonalnych. Wtedy rozpoczął się jej romans z Paulem Langevinem. Życie miała fascynujące, można by o nim nakręcić trzy kolejne filmy.

Na premierę czeka jeszcze jeden film, w którym mam mniejszą rolę, ale którego jestem bardzo ciekawa - "Sztuka kochania" o Michalinie Wisłockiej w reżyserii Marii Sadowskiej.

Przez kilka ostatnich lat pracowała pani też w filmie i teatrze w Rosji. Nadal podróżuje pani między Polską a Rosją?

- Tak się układa, że coraz bardziej jesteśmy tutaj. To świadoma decyzja. Oczywiście zależy nam na tym, żeby utrzymywać dalej kontakt z rosyjską publicznością teatralną. Myślimy o tym, żeby zrobić tam nowy projekt teatralny, ale jeszcze nie teraz.

W naszej poprzedniej rozmowie kilka lat temu mówiła pani: "Po kilku tygodniach prób w Moskwie, wracając do Polski, miałam wrażenie, jakbym przyjechała z wycieczki z plecakiem po górach do trzygwiazdkowego europejskiego hotelu, gdzie jest miło, bo ciepła woda, pachnąca pościel, dobre jedzenie, uśmiechnięci ludzie. A jednak wewnętrznie bardziej mobilizujące są te górskie wycieczki...". Nadal pani tak uważa?

- Dla mnie Moskwa była i jest w dalszym ciągu miejscem inspiracji.

Wracam z Moskwy do Warszawy zawsze bardzo naładowana energetycznie, z nowymi pomysłami. Ale ze względów rodzinnych, dla spokoju, ze względu na naszą córkę, chcemy z mężem mieszkać w Polsce.

Niewiele osób mówi, że w Polsce czuje się teraz spokojnie.

- W porównaniu z Moskwą ciągle jest tu dużo spokojniej. Ale to prawda. To, co dzieje się u nas w polityce, oczywiście mnie też bardzo dotyka. Na co dzień żyję innymi sprawami. Robienie takiego teatru, jaki chcielibyśmy robić, w Polsce jest możliwe. Chociaż wymaga od nas dodatkowego nakładu pracy.

Założyliśmy z Iwanem firmę - nazywa się WEDA Produkcje. "Słoneczna linia" to pierwszy spektakl współprodukowany przez WEDĘ. Mamy sporo planów, oprócz nowych przedstawień chcemy prowadzić warsztaty, organizować kursy dla ludzi teatru, pojeździć po Polsce z naszymi spektaklami.

Firma powstała, aby uniezależnić się od teatrów, uniezależnić od tego systemu teatralnego, który jest naszym zdaniem przestarzały. Wszyscy to wiemy, ale na razie co nie dochodzi do żadnych reform i nie wydaje się, żeby to miało się zmienić.

Kilkakrotnie zdarzyło się, że mieliśmy świetny tekst, bardzo dobrą obsadę, ale żaden teatr nie chciał nas przyjąć z aktorami spoza zespołu danej sceny. Kilka razy musieliśmy rezygnować z naszych projektów. Żeby nie narzekać, nie siedzieć z założonymi rękami i nie frustrować się, wzięliśmy sprawy we własne ręce. Zobaczymy, jak to się sprawdzi. Na razie patrzę na to optymistycznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji