Artykuły

Sopocka sofa Agnieszki Osieckiej

- Agnieszka kochała Sopot, chciała się tu przeprowadzić. Wszędzie było jej pełno. Czuwała na każdej naszej próbie, po spektaklach rozmawiała z widzami. Pomagała nam jej obecność - mówi MAREK RICHTER, były aktor i współtwórca Teatru Atelier w Sopocie.

Z Markiem Richterem [na zdjęciu], aktorem, rozmawia Gabriela Pewińska:

Gdzie w Sopocie można spotkać ducha Agnieszki Osieckiej?

- Chyba wciąż tutaj, w teatrze Atelier, mam nadzieję.

Za dawnych czasów miała swój stolik w kawiarni w Grand Hotelu...

- Za moich głównie siedziała w Atelier.

Ale wtedy to był zupełnie inny teatr...

- To był właściwie jej teatr. Także mój. Odeszliśmy razem z tym miejscem. Dziś jest tu alternatywna scena Off the Bicz. Nie ma już ani ludzi, którzy tworzyli z pasją tamten malutki "barak" wielkiej sztuki, ani tej pasji, którą mieliśmy przed kilkoma laty...

Scena na szczęście przetrwała. Ale z dawnego foyer został tylko kawałek ściany... Na szczęście choć ten kawałek, bo na nim jest autograf Osieckiej. Pamięta pan dzień, gdy przyszła tu po raz pierwszy?

- Agnieszka zawsze latem przyjeżdżała do sopockiego ZAiKS. I pewnego roku postanowiliśmy ją zaprosić do nas. Przyszła na spektakl i już została. Była z nami całym sercem, duszą, sobą. Pamiętam, graliśmy wtedy "Kwartet" wg "Niebezpiecznych związków". Po tym spektaklu została na scenie sofa, najważniejszy element całej scenografii. Na niej chętnie Agnieszka siadywała, gdy mebel przeniesiono już na widownię, do pierwszego rzędu.

Które z jej piosenek są panu szczególnie bliskie?

- Te, do których muzykę stworzył Przemek Gintrowski. To utwory ze spektaklu "Do dna". Teraz śpiewam jej ostatnie teksty w moim recitalu "Salto".

Dała panu jakieś błogosławieństwo na to śpiewanie?

- Wierzę, że mam je od dawna.

Napisała kiedyś "Sopockie bolero". Coś jeszcze poświęciła Sopotowi?

- Agnieszka kochała Sopot, chciała się tu przeprowadzić. Wszędzie było jej pełno. Czuwała na każdej naszej próbie, po spektaklach rozmawiała z widzami. Pomagała nam jej obecność. Kochała ludzi, miała do ludzi cierpliwość i była ich ciekawa. Ale była też nieszczęśliwa, z wielu powodów. Także z tego, że tak wszystkich bezgranicznie kochała. W Sopocie przeżywała swoją drugą młodość. Tu na nowo zaczęła - zarażona naszą pasją - pisać. Ale o Sopocie nie powstało chyba nic więcej. Zaczęła natomiast pisać sztuki dramatyczne. Wystawiliśmy jedną z nich - "Darcie pierza". To Agnieszka namówiła mnie, żebym pojechał na konkurs piosenki aktorskiej do Wrocławia. Nie chciałem, ale w końcu uległem. Pragnęła, bym zaśpiewał dwie jej piosenki: "Wesołe miasteczko" i "Dance macabre". W tej pierwszej jest fragment: "Ach, tu się żyje i tu się umiera...". Pojechaliśmy do Wrocławia z André Ochodlo, miała do nas dołączyć. Nie przyjechała. Od Daniela Passenta dowiedzieliśmy się, że jest w szpitalu. Śpiewając jej piosenki tamtego wieczora na scenie, można powiedzieć, wyśpiewałem jej śmierć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji