Artykuły

Obcas Hani w Tel Awiwie

- Niegdysiejsze herody i katony, tak estradowcy nazywali stare autorytety teatralne, uważały, że "Bielicka się marnuje", że powinna przestać się zgrywać na estradach i wrócić do prawdziwego teatru. Ale Hania się nie dała. Docenił to nawet nasz przepojony powagą Sejm i minutą ciszy uczcił jej pamięć. Nie spotkało to dotąd żadnego heroda ani katona - HANKĘ BIELICKĄ wspomina Stefania Grodzieńska.

Beata Kęczkowska: Bałam się, dzwoniąc do Pani z informacją o śmierci Hanki Bielickiej. To Pani mnie uspokaja, powtarzając: "Wiesz, co ja o tym myślę". Niby wiem, ale wiedziałam też, że to ktoś Pani bliski.

Stefania Grodzieńska: Hania istniała w moim życiu przez 60 lat, od dnia, gdy w 1946 r. weszła na estradę w ogródku Bagatela. Byliśmy na widowni z Jerzym Jurandotem, twórcą i dyrektorem "warszawskiego Teatru Syrena w Łodzi", jak głosiły afisze. Na estradę weszła osoba, którą warto opisać. Stworzenie wyglądało na nastolatkę. Nosiło białą sukieneczkę przepasaną niebieską szarfą z ogromną kokardą na tyłku. Odśpiewała, a raczej odchrypiała, piosenkę wileńskiego autorą Zabko-Potopowicza: "On namawiał, on namawiał, on namawiał cały czas". Od pierwszej zwrotki było wiadomo, że mamy przed sobą - nie, nie przyszłą już teraz gotową gwiazdę estrady. Dyrektor Syreny szturchał mnie i kopał w kostkę (jako dyrektor nie powinien, mężowi wolno). - Wyłapią mi ją! - mruczał bardzo zdenerwowany. I rzeczywiście - wyłapali, do dramatu. Dopiero po kilku latach zgłosiła się sama. No i została królową estrady. -

Minęło 60 lat. 60 lat kariery, braw, owacji, a przede wszystkim wiernej miłości każdej widowni. Choć syta zaszczytów i dowodów ogromnej sympatii, Hania wspominała ze wzruszeniem mały epizod z lat 50. W Tel Awiwie, gdzie występowała z grupką warszawskich aktorów, Hania złamała obcas. Wskazano jej klitkę, w której stary szewc naprawiał buty. Zamówienie wykonał na poczekaniu, a kiedy spytała, ile jest winna- odpowiedział z akcentem ze zgładzonych Nalewek: "Pani Bielicka! Jaki prezent biedny żydowski szewc może dać wielkiej polskiej artystce? On jej może naprawić obcas".

Niegdysiejsze herody i katony - tak estradowcy nazywali stare autorytety teatralne - uważały, że "Bielicka się marnuje", że powinna przestać się zgrywać na estradach i wrócić do prawdziwego teatru. Ale Hania się nie dała. Docenił to nawet nasz przepojony powagą Sejm i minutą ciszy uczcił jej pamięć. Nie spotkało to dotąd żadnego heroda ani katona.

Jak Pani sądzi, jak ona by to odebrała? Byłaby bardziej wzruszona czy bardziej ubawiona?

- Jak ją spotkam, to spytam i dam ci znać. o Rozmawiała Beata Kęczkowska

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji