Artykuły

Farsa potrzeba od zaraz? Taylor zawsze się sprawdzi

"Żona potrzebna od zaraz" Edwarda Taylora w reż. Zdzisława Derebeckiego w Teatrze im. Osterwy w Gorzowie Wlkp. Pisze Dariusz Barański w Gazecie Wyborczej - Gorzów Wielkopolski.

Za nami pierwszy wieczór XXXIII Gorzowskich Spotkań Teatralnych. I premiera gorzowskiego teatru, który na inaugurację przygotował farsę Edwarda Taylora "Żona potrzebna od zaraz". To dawka bezpretensjonalnego humoru, połączona z ironicznym spojrzeniem na ludzkie słabostki, hipokryzję, pogoń za karierą i zyskiem.

Nie ma sensu opowiadać fabuły. Wystarczy wspomnieć, że chodzi w tym o to, że młody yuppie, makler giełdowy ma przyjąć na kolacji głównego szefa z małżonką. A że ten jest człowiekiem zasadniczym, aktywnym w swoim kościele, nie toleruje wolnych związków i życia na kocią łapę. Tymczasem Jima tego dnia opuszcza nawet stała partnerka. W kilka godzin musi znaleźć "żonę". Najpierw nie ma ani jednej, a podczas wizyty okaże się, że jest ich zdecydowanie w nadmiarze. Oddala się kariera, czeka zesłanie do biura w Kabulu albo zwolnienie. Chyba, że.... szef nie do końca okaże się tym, za kogo chce uchodzić.

Rozbawiać ludzi to radość

Komedię Edwarda Taylora wyreżyserował Zdzisław Derebecki, aktor, reżyser i dyrektor Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie.

Dlaczego wziął się za farsę? - Jako reżyser i aktor zawsze sobie ceniłem tego typu przedstawienia. Sztuka Edwarda Taylora to jest komediofarsa. Ma wszystkie walory farsy, tzn. służy rozbawianiu ludzi. Często reżyserzy, ludzie teatru farsy nie doceniają . Uważają, że to coś gorszego, niczego nie uczy. A ja uważam odwrotnie: potocznie mówimy przecież, śmiech to zdrowie. A dawanie ludziom radości to sama radość. Lubię grać w farsach, lubię reżyserować i słuchać, jak ludzie się śmieją, bawią się, wychodzą z teatru zadowoleni. I na moment, na te dwie godziny zapominają o kłopotach codziennego życia - mówi Derebecki.

W sztuce Taylora komizm słowny łączy się z sytuacyjnym. To bardzo inteligentna komediofarsa, bo o ile w farsach przeważa głównie humor sytuacyjny to tutaj jest sporo dowcipów, tych lżejszych, ale i nawet bardzo błyskotliwych.

Na scenie w nadciągającej nieuchronnej katastrofie głównego bohatera (Jan Mierzyński) uczestniczą również Beata Chorążykiewicz i Krzysztof Tuchalski, a także trzy "żony" Joanna Ginda, Joanna Rossa i Anna Łaniewska.

- W farsie, jak w każdej sztuce są główne role i role mniejsze, ale wszystkie są niezmiernie ważne. Bo w farsie nie ma nieważnych ról. Czasem tak jest, że główne postaci pracują na rzecz tych drugoplanowych mniejszych postaci. I jest tak, że gdy koledzy się napracują, ktoś wchodzi i zbiera cały śmiech publiczności - mówi Zdzisław Derebecki.

Co ważnego jest w farsie? Przede wszystkim rytm, wartkość i precyzja. -To szkoła reżyserii. Reżyser przy farsie musi mieć słuch, wyczucie rytmu. Dialog musi być zróżnicowany rytmicznie, musi mieć rytm, pauzę, prowadzić do puenty. A to naprawdę sztuka. Komuś na widowni może się wydawać, że to proste takie granie w farsie. Ale to skomplikowane, to podstawa zawodu. Każdy reżyser powinien reżyserować farsę, bo to daje podstawy warsztatu . Tu nie ma oszustwa. Powiedzmy sobie wprost. W innych dramatach można zmrużyć oczy, powiedzieć coś pięknie zniżając głos, nabrać trochę publiczność. A tu jak się dobrze nie poprowadzi, nie spuentuje, to nie będzie odzewu, publiczność się nie będzie dobrze bawiła - tłumaczy reżyser.

Oczywiście podczas kolejnych przedstawień okazuje się, jak dalece farsę reżyseruje też publiczność. Czasem aktorzy pod wpływem publiczności pozwalają sobie ulegać pewnym gustom. - To jednak aktor powinien grać dla publiczności, on powinien być tym wirtuozem, który gra na dowcipie, na percepcji widza i kieruje jego śmiech w określonym kierunku, a nie sam pozwala się kierować publiczności - dodaje.

Jak wiadomo, w farsie poza bohaterami istotną rolę grają.... drzwi. Dużo drzwi. To tez symbol tego, że komediofarsa jest sztuką, która wymaga niesamowitej precyzji, dokładności. Nie można sobie pozwolić na przypadkowość. Tu wszystko musi działać jak w zegarku i nie ma raczej miejsca na improwizację.

Wydawać by się mogło, że dla reżysera i aktorów praca nad farsą to niezła zabawa. Nic bardziej mylnego. - Jest taki przesąd, i to też jest chyba prawda, że jeśli zespół bawi się podczas prób, to potem publiczność często się nie bawi. W farsie nie powinno być zgrywy, nie powinno się puszczać oka do publiczności. Dowcip powinien wynikać z zaskoczenia, z pewnego paradoksu, kontrapunktu. I wtedy jest najfajniejszy. Bohaterowie farsy to są prawdziwi ludzie, tylko w niesamowitych, wymyślonych i abstrakcyjnych sytuacjach, które powodują śmiech. I tylko tyle. Nie można więc zmieniać farsy w ciąg skeczy albo zwykłą hanswurstiadę. Nie może to być sztuka pod publiczkę - mówi Zdzisław Derebecki.

Gorzowscy aktorzy poszli za głosem reżysera i rzeczywiście dali nam dawkę bezpretensjonalnego humoru, połączoną z ironicznym spojrzeniem na ludzkie słabostki, hipokryzję, pogoń za karierą i zyskiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji