Artykuły

Dziecko w dżungli dorosłych

- Poruszamy tematy, które są gorące, z pierwszych stron gazet, ale nie będzie to spektakl polityczny. Chociaż jest też o władzy - o premierze "Księgi dżungli" w Teatrze Roma w Warszawie mówi reżyser Jakub Szydłowski, w rozmowie z Dorotą Wyżyńską w Co Jest Grane 24.

Na Novej Scenie Romy kolejny - po "Małym Księciu" i "Alicji w Krainie Czarów" - familijny spektakl muzyczny. Tym razem będzie to "Księga dżungli" w wersji uwspółcześnionej.

Dorota Wyżyńska: "Adonis ma gościa" - pana poprzednie przedstawienie dla dzieci na Novej Scenie Teatru Muzycznego Roma nie schodzi z afisza od kilku sezonów. O czym nie może zapomnieć reżyser spektaklu dla małego widza?

Jakub Szydłowski: Ważne, żeby spojrzeć na świat oczami dzieci, a nie z perspektywy dorosłych. Przypomnieć sobie, jak widzieliśmy te sprawy, kiedy sami byliśmy w ich wieku. Wiem, o czym rozmawiają moje dzieci, o co pytają, co je interesuje. Były moimi konsultantami.

"Księga dżungli" to spektakl muzyczny, w którym będzie 12 piosenek. Starałem się być wiemy autorowi - przedstawienie powstało według Rudyarda Ki-plinga - ale opowiadam tę historię współczesnym językiem. I niezapominamy o dorosłych w myśl zasady "Shreka": trzeba bawić, wciągnąć w akcję dzieci, ale od czasu do czasu też "rzucić" coś dla rodziców.

A jak wyglądały te dziecięce konsultacje?

- Konsultacje odbywają się codziennie, od 7 rano. Przy śniadaniu rozmawiamy na różne, ważne tematy. Przygotowując spektakl, często podrzucałem im pewne tematy ze świata dorosłych, żeby usłyszeć odpowiedzi, które były niesamowite, zaskakujące.

"Księga dżungli" to historia chłopca zwanego Żabą, który trafia do dzikiej zwierzęcej społeczności, a może po prostu do świata dorosłych? Bo kim są zwierzęta w dżungli? Czy ich zachowania nie wydają się nam znajome? W tym świecie bestii, nieugiętych krwiożerczych dorosłych musi odnaleźć się dziecko. Patrzy na nas i zastanawia się: "Coś tu się chyba nie zgadza, oni co innego mówią, a co innego robią?"

Poruszamy tematy, które są gorące, z pierwszych stron gazet, ale nie będzie to spektakl polityczny. Chociaż jest też o władzy. Wśród postaci jest tygrys Shere Khan, który doskonale wie, że aby zapanować nad innymi, wystarczy zrobić tylko jedną rzecz: skłócić wszystkich. Mówi "Będą tak zajęci swoimi żalami, że nawet nie zauważą, jak przejmę władzę w całej dżungli".

Oczywiście Shere Khana nie musimy szukać na czele państwa ani partii politycznej. Można go spotkać w Sejmie, ale też na placu zabaw. Może to być kolega z przedszkola, który mówi: ta piaskownica jest moja. Albo chłopak z klasy wyżej, który postanowił rządzić młodszymi. Rozmawiamy o tym, jak rodzi się ksenofobia, jak rodzą się uprzedzenia. Powodem odtrącenia przez stado może być cokolwiek, np. ktoś powoli biega, bo jest już za stary, mainny odcień skóry, pochodzenie...

Nie będzie to spektakl - mam taką nadzieję - ponury i mroczny. Starałem się, żeby było w nim też sporo humoru.

Jak się gra dla dzieci? Dziecięca publiczność nie należy do najłatwiejszych.

- Nie powiem nic nowego - to najbardziej wymagająca publiczność. Bo ona nie udaje. Jeżeli komuś wydaje się, że robienie przedstawień dla małego widza to luz, pyk i już, jest w błędzie. Dorosły, jak się nudzi, jak go coś denerwuje, to i tak wysiedzi grzecznie w teatrze. Bo nie wypada się inaczej zachować. A dziecko już przy pierwszym zdaniu, które go nie zaciekawi, zacznie się zajmować czymś innym. I słusznie. Dziecko nie lubi ściemy. Reżyser musi chwycić tego małego byka za rogi i go trzymać przez cały czas. Na "Adonisie" rozmawiamy z publicznością, kilkakrotnie zwracamy się do niej z konkretnym pytaniem. I, oczywiście, zdarzają się takie spektakle, że jest ciężko...

Nie chcą odpowiadać na pytania?

- Nie, wręcz przeciwnie. Jak im się to spodoba, jak poczują, że mogą głośno mówić w teatrze, to trudno je zatrzymać.

Czy podczas tych kilku sezonów spektaklu "Adonis ma gościa" był taki najtrudniejszy moment na scenie, kiedy na widowni zdarzyło się coś, czego nie dało się przewidzieć?

- Najtrudniejszy? Opowiem o chwili, która była dla nas, aktorów, najbardziej wzruszająca. Na widowni siedziała grupa młodzieży niepełnosprawnej. Kiedy Adonis śpiewał o tym, że chciałby znowu latać, wydostać się z klatki, chłopak na wózku inwalidzkim się rozpłakał. I my też rozpłakaliśmy się razem z nim, na moment zastygliśmy w bezruchu. Nagle zrozumieliśmy, że ta piosenka, którą śpiewamy po raz n-ty, ma jeszcze inny wymiar. To zamknięcie, ta klatka dla każdego ma inne znaczenie.

W "Księdze dżungli" w głównej roli zobaczymy... kilkuletniego chłopca. Dziecko w obsadzie to zawsze atrakcja, ale też dodatkowa odpowiedzialność i trudność dla reżysera. Jak się pracuje z małym aktorem?

- Zrobiliśmy casting, wybraliśmy czterech chłopców, którzy będą występowali na zmianę. Mają od 9 do 11 lat. Świetnie śpiewają i tańczą, ale przede wszystkim fantastycznie grają. Każdy jest inny. Jeden pewniejszy siebie, drugi mniej. Jednego roznosi energia, drugi jest spokojniejszy. Ale nie wymagam od nich, żeby upodobnili się do siebie. Wręcz przeciwnie, mają wcielić się w tego samego bohatera, podążać jego ścieżkami, ale zależy mi, żeby na scenie byli też trochę sobą. Na początku wydawało mi się, że trzeba tak układać scenariusz, żeby jak najwięcej spraw "zagrać" dorosłymi aktorami. Teraz, po kilku tygodniach prób, widzę, że im więcej dokładam chłopakom, tym bardziej spektakl zyskuje.

Widzowie Romy znają pana z ról w największych hitach tej sceny. Robi pan dubbingi, też zwykle do filmów z piosenkami. Jest pan od lat wierny musicalowi, teatrowi muzycznemu.

- Jestem z tego dumny, że nie zabiłem w sobie dziecka. Pamiętam, jak mój syn - miał chyba 5 lat - zapytał: "tato, czy ty możesz być wreszcie dorosły?". A ja to odebrałem jako najpiękniejszy komplement. Oczywiście, kiedy trzeba, to staram się być dorosły, ale musicalami cieszę się jak dziecko. To była moja pasja od najmłodszych lat. Pamiętam, że w niedziele oglądałem filmy muzyczne w starym kinie, chodziłem do szkoły muzycznej, potem do studium musicalowego przy Teatrze Muzycznym w Gdyni. I tak zostałem z tym musicalem. Oczywiście, wielu powie: "Co to za gatunek, aktor nagle zaczyna śpiewać i tańczyć, czy to nie jest dziwne, tak się w życiu nie dzieje?". A ja uważam, że ten taniec i śpiew to są po prostu nasze myśli. Nasza ucieczka przed rzeczywistością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji