Artykuły

W tem ognisku jest Polska...

Korzystając z uprzejmej gościny na lamach ,,Il. Kurjera Codziennego" dla skreślenia wra­żeń z premjery "Gałązki rozmarynu" Zyg­munta Nowakowskiego w Teatrze Polskim w Warszawie, nie mam bynajmniej zamiaru pi­sać recenzji w ścisłem tego słowa znaczeniu z zastosowaniem spokojnej analizy i zobiek­tywizowanej krytyki. Nie stać na spokój wte­dy, gdy rzecz na scenie krwią życia pulsuje i na widowni, szczególnie wśród nas, ludzi starszego pokolenia, żywem odzywa się echem. Wszak to nasza wiosna, szumiąca wio­sna legjonowa, rozwija się przed naszemi oczyma i dusze nasze w jasność dni minio­nych porywa...

Jakże w porę ta wiosna przybywa! Nie tyl­ko, by "gałązką rozmarynu", z pieśni i prze­żyć żołnierza-legjonisty splecioną, uczcić ak­tualne wspomnienie jasnych dni Wyzwole­nia, lecz jeszcze bardziej, by chociaż na chwi­lę rozświetlić polski listopad, nasz szary, po­sępny listopad, o którym mówi poeta, że jest to dla Polaków niebezpieczna pora".

W szarudze dni, w męce szukania jasności, w znojnem torowaniu dróg nowych, wśród niemilknących swarów i ciągłych rozdwojeń, na chwilę pada ze sceny światło... Światło naszej własnej młodości, którą jakże pragnęlibyśmy zakląć w serca młodości nowej, młodości idącego pokolenia.

Ach, gdyby tylko dzisiejszemu człowiekowi było dane wyrwać się z błędnego koła różnic, podziałów, wzajemnych nieufności i nieustan­nych oskarżeń, w atmosferze których życie staje się wprost nieznośne!...

Nawet tę młodą, nikomu jeszcze nic niewin­ną "Gałązkę rozmarynu", zanim zdążyła się zjawić na scenie, już obciążono zarzutem, że jest sztuką napisaną na rozkaz, że ma słu­żyć reżimowi, jego ludziom i. t. p.

Zygmunt Nowakowski - i na rozkaz! Sprzeczne z naturą zjawisko! Czyż nie lepiej byłoby zawierzyć sercu, szczeremu ser­cu polskiemu, które nie może zawieść, gdy tyl­ko uderzy żywszem tempem pod takt myśli, uczuć i rzeczy, pokazanych w tej sztuce na sce­nie, a pokazanych z tak niezwykłą prawdą i realnością...

Ta prosta i naturalnie ujęta prawda zdarzeń i ludzi jest dużą siłą i cenną wartością sztuki Nowakowskiego. Odrzucenie przez autora z rozmysłu, jak sam to stwierdza w krótkim autoreportażu w "Teatrze", wszelkiej ozdobności, retoryki, wszelkiej deklamacji i pustego patosu, sprawia, że na scenie widzimy życie takie, jakiem ono było w tych dniach pamięt­nej dla nas wiosny legjonowej. Aż podziw bie­rze jak żywą pamięcią odznacza się wyobraź­nia autora, że tak z pod serca, tak prosto i łatwo zarazem, wskrzesza naszą ówczesną, faktyczną rzeczywistość. Niemal odpatetyzowuje koloryt tamtych dni.

Już pierwszy obraz w Oleandrach, nad któ­rymi w historycznem wspomnieniu, w legen­dzie pokolenia, huczy echo wielkich słów pierwszego rozkazu Józefa Piłsudskiego, u No­wakowskiego nabiera jak najprostszego wy­razu. Przegląd wojskowy ochotników do "Strzelca", ich rozmowy pełne dowcipu i hu­moru, a przedewszystkiem wprowadzone tu­taj typy i postacie ludzkie - to wszystko zdu­miewająco prawdziwe i naturalne.

Bohaterowie "plutonu", tego jednego plu­tonu, którego dzieje wojenne i ludzkie są ni­cią, łączącą poszczególne obrazy, uprzytom­niają żywo naszą piękną legjonowa rzeczy­wistość, z jej demokratycznym wyrazem, gdy już od pierwszej chwili zaciągu do szeregów strzeleckich bratają się z sobą serdecznie ro­botnik, hrabia, murarz, artysta, student i chłop, by odtąd razem, w przyjaźni na śmierć i życie, w owej serdecznej "sitwie" legjono­wej, pójść na bój wspólny.

Kolejne etapy tej wspólnej drogi, od sierp­nia 1914 roku do maja 1015: Oleandry, Kiel­ce, Laski, Łowczówek i Nida - to obrazy poszczególne "Gałązki rozmarynu", na tle któ­rych szeroko zakrojona ensemble'owość oraz żywość postaci i zdarzeń, opartych o zbiorową akcje, nadają sztuce wyraźnie charakter wido­wiska. Każdy z tych obrazów cechuje jedna­ko prawda i naturalność, w każdym z nich czujemy się bezpośrednio porwani w obrót wypadków. Jest tak istotnie, jak było wtedy- czy w ogniu wydarzeń bitewnych, czy w ze­tknięciu z życiem społeczeństwa.

Z tego ostatniego momentu, z konfliktu po­między porywem strzeleckich orłów młodych, a ówczesną neutralnością szerszego ogółu, wy­snuwa się jakby utajony wątek sztuki: pochwa­ła ducha młodości, ducha czynu, co z uśmie­chem, z pieśnią na ustach i fantazją żołnierza-legjonisty zdąża mężnie a konsekwentnie we wspólnym marszu do wielkiego celu. O celu tym, o wielkiej idei Niepodległości, nie mówi się tutaj niepotrzebnie, nie nadużywa się słów! Raz tylko, gdy w wieczór poprzedzający wy­marsz "kadrówki", zapłonie w głębi Oleandrów ognisko, z pośród zebranej gromady młodzi strzeleckiej padnie proste stwierdzenie, bez pa­tosu, prosto i po ludzku wypowiedziane, że tu, "w tym ognisku jest Polska". Lecz to i tak, bez słów, dobrze jest wiadome. Wynika to z akcji, z czynów.

Podobnie nie w nadmiarze słów, nie w unao­cznianiu wyraża się gorąca, wierna miłość żołnierza dla Komendanta. Ani imienia i tem bardziej postaci Jego nie wprowadza się nadaremno. Tylko tchnieniu wielkiej duszy Wodza może się działać.

Stwierdza to jeden z młodych ochotnik który, choć nigdy - tak mu się z toku jego służby złożyło - nie miał nigdy szczęścia widzieć Komendanta, umie określić, co czuje wiara żołnierska, a co właśnie sztukę całą tajnym nurtem przenika.

"On jest - mówi żołnierz - gdzieś koło czy nad nami, ale równocześnie jest on mnie czemś jakby nierealnem", czemś, co tylko treścią duszy...

Trzeba tutaj podnieść szczególny takt autora w używaniu wielkich nazwisk, co mogłoby powiedzmy nawiasowo - być dobrym przykładem dla właściwej formy "państwowego wychowania", nie nadużywającej wielkiej mion. Wzamian, wiążąc od wewnątrz poszczególne obrazy, potrafił Nowakowski nadać charakter - mimo całego realizmu - głęboko symboliczny.

Takim symbolem, w którym najlepiej wypowiada się ów "pluton w ogniu", pluton młodości, ducha twórczego, idącego śmiało w bój, naprzód, jest przepiękny, głęboko wzruszaj trzeci obraz sztuki, obraz z bitwy pod Laskami tej pierwszej wielkiej bitwy legjonowej, gdy to pod bezpośrednią wodzą Józefa Piłsudskiego walczył bohatersko mężny bataljon Edwarda Rydza-Śmigłego. Wprowadzony w tym obrazie humor, związany z dowcipnym pomysłem głośnego czytania pamiętnika plutonu, a wpleciony w obraz twardej i czujnej służby pionierskiej, jest pięknym wyrazem wysokiej miary i zarazem rodzaju świetnego talentu pisarskiego autora sztuki, umiejącego równie dobrze ubawić serdecznie jak i głęboko wzruszyć. Huczne i gorące oklaski rozbawionej publiczne przy otwartej widowni, jak też błyszczące w oczach licznych widzów w niektórych chwilach akcji, jak wreszcie entuzjastyczne owacje dla autora, którego kilkakrotnie wywoływano na scenę, potwierdziły dobitnie sugestywną siłę widowiska. Główką zasługę w jej scenicznej realizacji ma przedewszystkiem doskonały, subtelny i czujny reżyser sztuki Aleksander Węgierko. W reżyserskiej pracy Węgierki zeszła się tutaj wysoka maestrja z wzorową dokładnością i starannością, a zarazem żywą i twórczą inwencją. Wspomniany już obraz z bitwy pod Las­kami jest tego najlepszem świadectwem.

Na każdym, kto zobaczy tę scenę w realizacji Teatru Polskiego w Warszawie, napewno głębokie wywrzeć musi wrażenie ten niesamo­wity obraz postrzelanego wiatraka, w pomyśle reżyserskim zamienionego na wiatrak-placówkę, na wiatrak-schron żołnierski. Dekoracyjno-malarskie ujęcie tej sceny według ciekawej koncepcji art. mal. Stanisława Śliwińskiego sprawia iście widmowe wrażenie, spotęgowane w zamknięciu sceny tonami rewolucyjnej etiudy Szopena, rozbrzmiewającej wśród huków armatnich, wśród pękających pocisków, jako wyraz legjonowej duszy tych młodych, romantycznych rycerzy wolności.

Podobnie wnikliwą myśl artystyczną reżysera odczuliśmy w nastrojowem wysnuciu we­wnętrznej melodji utworu, zawartej w cichych tonach urokliwej piosenki "O mój rozmarynie", w głębokich, pełnych powagi słów chłopa polskiego, błogosławiącego czyn legionistów i zle­cającego ich opiece Matki Bożej. To samo stwierdziliśmy i w poszczególnych obrazach natężonego oczekiwania, n. p. w pierwszym obrazie w czasie przemarszu kadrówki lub też szczególnie w piątym obrazie nad Nidą. Zamykające tutaj całą sztukę oczekiwanie na przyjęcie Komendanta, przy dźwiękach pieśni, przez dzieci śpiewanej "Jedzie, jedzie na kasztance", jakże dziwne dzisiaj wywołuje wrażenie, gdy wiemy, że oto już teraz na Jego przyjście czekalibyśmy nadaremno...

Podnosząc zasługę reżysera, który w zmontowaniu tak olbrzymiej ensamble'owej sztuki niewątpliwie a przedewszystkiem zadecydował o wysokim poziomie artystycznym przedstawienia, nie można pominąć milczeniem równoczesnej wielkiej zasługi tego licznego, przykładnie zdyscyplinowanego, kilkudziesięcio-

osobowego zespołu artystów i artystek, którzy tchnieniem własnego życia, tętnem własnych gorących serc, przepoili widowisko, czyniąc je pełnym wdzięku, prawdy i młodego porywu. Wszyscy oni zasłużyli na rzetelną pochwałę, tem bardziej, że wyjąwszy kilka postaci pierwszoplanowych, wszystko są to przeważnie tyl­ko epizody, lecz wszystkie równie żywotne i charakterystyczne, wymagające zawsze sumien­nego wysiłku artystycznego.

Gdy nie sposób wszystkich grających wy­mieniać, mogę tylko kilka pozycyj zaznaczyć. Urodziwą młodość wyrażają pięknie zarówno obywatelka Sława, w pełnem miłej naturalno­ści ujęciu p. Ireny Malkiewiczównej oraz szlachetna postać Juhasa w sympatycznem wy­konaniu p. Pichelskiego Dalej humor różnego rodzaju zaprezentowali świetnie, przedewszyst­kiem w przepysznej grze p. Helena Buczyńska, która za swoją kochaną "ciocię zy Stanisła­wowa" zbierała liczne, zasłużone oklaski, oraz p. Józef Kondrat, który w roli Brzytwy stwo­rzył kapitalną postać leguna-kawalarza, leguna-relutona, gestem, rysunkiem postaci, sło­wem, dającego barwne życie każdej scenie.

Osobną pozycję rodzajowego humoru o "chaplinowskim" profilu stanowi postać stu­denta Iskry, pociesznego pechowca, w przemy­ślanem i konsekwentnie przeprowadzonem wy­konaniu p. Woszczerowicza. Wysoką klasę gry okazał p. Władysław Kaczmarski w roli Betona, krakowskiego murarza, szczególnie w sce­nie spowiedzi wywołując przejmujące wraże­nie. Dramatyczną ekspresję w mocnem ujęciu p. Stanisława Żeleńskiego, miała postać Chło­pa, chroniącego się pomiędzy legjonistów przed pościgiem "austryjców". Miłą i tak po ludzku nam bliską postać Kapucyna, stworzył p. Je­rzy Woskowski, jakże żywo przypominając nam serdeczną postać O Kosmy Lenczowskiego, popularnego kapelana I Brygady. Również i inni artyści, jak: p. Lidja Wysocka, w swej roli bardzo wdzięcznie zagranej, Stępniówna, Wilamowski, Ziejewski, Kreczmar, Roland, Kański, Michalak, Chmielewski, Małkowski, Neuwelt, Bogusiński, Dereń, Krzewiński, Rapacki, Buczyński, Dorwski i in., wogóle wszyscy, sumiennym wysiłkiem artystycznym dają życie należne każdej postaci. Przedewszyst­kiem zaś stwierdzić należy, że duch tej sztuki, jej młodzieńczy i porywający rytm, humor i zapał, udzieliły się całemu zespołowi.

I dlatego, dzięki tej sile młodości, na oczach naszych, nas wszystkich tak zasnutych dzisiaj w troskę polskiego listopada i polskich gory­czy, dokonało się "to najważniejsze", jak mówi autor "Gałązki rozmarynu": uprzytomnił się nam, żywo podjęty w pamiętnym dniu 6 sier­pnia marsz młodości, marsz czynu. "A taki marsz - jak mówi Kapucyn - porywa ludzi jak strumień wiosenny porywa kawałki lodu i śniegu"...

Marsz, to, co wiąże z sobą ludzi różnych stanów, polskiego inteligenta, robotnika i chło­pa, tego chłopa, co w ogniu bitwy żyje troską o swą rolę i siejbę na niej, wiąże nurtem siły zdobywczej, zwycięskeij... Marsz taki, jaki wła­śnie w dniu święta listopadowego odbywa się na ulicach Warszawy, Krakowa, Lwowa, Po­znania i Wilna, marsz wszystkich zorganizo­wanych zastępów polskiego młodego pokolenia, manifestującego swą wierną służbę dla Polski.

Czyż nie w porę zatem przypomina nam sztu­ka Zygmunta.Nowakowskiego, w sposób prosty a wymowny, że marsz ten rozpoczął się w pa­miętny dzień sierpniowy 1914 r., że ów "plu­ton ognia", pluton młodości, czynu i miłości wzajemnej, stamtąd w Polskę wyruszył i że istotnie w tem ognisku, które w ten dzień za­płonęło, jest Polska, Polska Żywa!...

Tylko wsłuchajmy się w rytm tego marsza i poddajmy mu rytm naszych serc, dlaczegóż tak swarliwych dzisiaj, gdy zakres marsza trze­ba rozszerzyć, gdy od niepodległej Polski ma­szerować trzeba dalej, do Polski równie wiel­kiej, potężnej, jak i sprawiedliwej.

Tylko poddajmy się czarowi pieśni żołnier­skich, urokowi legjonowych piosenek, które zawsze towarzyszyły każdemu słowu, każdemu niemal krokowi żołnierza-legjoinisty, a których melodje jak najwięcej przepajać powin­ny i "Gałązkę rozmarynu" Nowakowskiego, to stworzone szczęśliwie, z potrzeby serca pol­skiego, widowisko współczesne.

Przeznaczona dla najszerszych sfer narodu, jako popularne widowisko, pełne równocześ­nie wysokich walorów artystycznych, znajdzie napewno najnowsza sztuka Nowakowskiego, jak sądzić można po pełnym sukcesie premjery warszawskiej, żywy oddźwięk i w innych ośrodkach Polski. Szczególnie Kraków, skąd wyszedł czyn Legjonów, napewno gorąco po­wita sztukę swego tak lubianego pisarza.

* * *

Może jednak dobrze się stało, że "Gałązka rozmarynu" swój chrzest sceniczny odbyła w Warszawie. Najpierw dlatego, że tutaj wła­śnie w stolicy państwa to proste a mocne uprzytomnienie Polski z roku 1914, Polski no­wej z ducha i czynu, może mieć w tych cza­sach szczególne znaczenie. Powtóre, tylko sce­na stołeczna może dysponować całym rozle­głym zasobem sił ludzkich i środków technicz­nych, potrzebnych do realizacji tego olbrzy­miego widowiska.

Za przykładny wysiłek artystyczny w tym kierunku, uwieńczony wielkim sukcesem, na­leży się słuszna pochwała Teatrowi Polskie­mu w Warszawie, który zresztą nie po raz pierwszy wystawia "sztukę legjonową", by przypomnieć wystawiony w swoim czasie na scenie tego teatru gorący legjonowy rapsod sceniczny "Virtuti militari" Kazimierza Czy­żowskiego.

Przydany sztuce Nowakowskiego charakter więcej popularny ułatwi jej dostęp do najszer­szych sfer społeczeństwa, przedewszystkiem do młodzieży. Gdy zaś uwzględni się, że każdy obraz, pomimo ogólnego powiązania dzieja­mi jednego plutonu, może stanowić dla sie­bie zamkniętą całość i da się oddzielnie zagrać, w warunkach takich, jakie dana scena posia­da, może "Gałązka rozmarynu" zawitać i na wieś polską.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji