Artykuły

Zamiast Teatru Polskiego - Teatr Dobrej Zmiany. Marszałek pomaga w przejęciu?

Jeśli nikt nie przerwie hucpy w Teatrze Polskim, wkrótce zmieni on nazwę na Teatr Dobrej Zmiany - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Marszałek nie powinien dłużej zwlekać z podjęciem jednoznacznej decyzji w sprawie Teatru Polskiego, tym bardziej że nawet po dyscyplinującej rozmowie na zarządzie województwa Cezary Morawski dał jasno do zrozumienia, że warunki kompromisu traktuje zaledwie jako sugestie ewentualnych zmian. Czyli - będzie je realizował albo nie.

Jeśli nie zostanie odwołany, grozi nam coś znacznie niebezpieczniejszego od upadającej rangi jednej z najważniejszych scen w kraju.

Otóż będziemy mieli we Wrocławiu pierwszy przyczółek "dobrej zmiany" w kulturze i pierwszy w kraju przykład wrogiego politycznego przejęcia dużej i znaczącej instytucji przez prawicę.

Można działania dyrektora - zwolnienia aktorów, zdejmowanie sztuk z afisza - oceniać jako histeryczne ruchy, działanie w afekcie obliczone wyłącznie na zemstę na niepokornych buntownikach. Ale można też spojrzeć na nie w szerszym kontekście, w którym jedną z ról w tej układance odgrywa przecież minister kultury z Prawa i Sprawiedliwości, współprowadzący teatr.

I któremu na rękę jest czyszczenie sceny ze wszystkich i wszystkiego, co wywrotowe. Najlepiej - czego nauczył się zapewne przy okazji awantury o "Śmierć i dziewczynę" - cudzymi rękami.

Wykastrowanie repertuaru

Wprawdzie Cezary Morawski nigdy nie określił się w żaden sposób politycznie, to jego kolejne działania jasno pokazują kierunek, w jakim Teatr Polski miałby pod jego dyrekcją podążać. Założenia bliskie polityce historycznej można było znaleźć już w aplikacji konkursowej kandydata, gdzie pomysły na przedstawienia upamiętniające historyczne rocznice (z urodzinami Jana Pawła II włącznie) wymieszano z farsami i adaptacją klasyki. Jedyne jak dotąd spotkanie z publicznością, na jakie się zdecydował, odbyło się w konserwatywnym Klubie Jagiellońskim.

Potem poszło już z górki - wycinka spektakli, które budowały wizerunek polskiej sceny w ciągu ostatniej dekady, zwolnienia aktorów i pracowników, z których żaden nigdy nie ukrywał swoich postępowych sympatii, lekceważące traktowanie przywiązanej do nich publiczności. To niepokojące, zwłaszcza że poprzednia dyrekcja była wyrozumiała wobec przedstawicieli zespołu, którzy reprezentują skrajnie odmienny światopogląd - kiedy powołując się na niego rezygnowali z proponowanych im ról w spektaklach, nikt ich z pracy nie zwalniał.

Te ostatnie cięcia skutkują wykastrowaniem repertuaru ze wszystkiego, co mogło się wydać wywrotowe. "Mayday", "Okno na parlament" i "Małe zbrodnie małżeńskie", które po tych cięciach da się wciąż grać, to spadek po poprzednich dyrekcjach - spektakle lubiane przez publiczność, dostarczające jej rozrywki, ale dalekie od tego, z czym przez ostatnią dekadę kojarzył się Polski.

Teatr historyczno - polityczny

I w końcu wisienka na torcie - zaproszenie ultraprawicowego Teatru Nie Teraz z Tarnowa, "teatru białego człowieka", którego lider domaga się ostrego przewrotu w imię "dobrej zmiany" w kulturze. Czy taki właśnie teatr, opowiadający o "żołnierzach wyklętych" i rzezi na Wołyniu, proponowałby widzom Morawski?

W najlepszym razie Polski pod jego dyrekcją ma szansę ewoluować w stronę bezpiecznego środka. Już zaproszenie do współpracy Janusza Wiśniewskiego, uznanego reżysera, jest zaprzeczeniem dotychczasowej, nastawionej na eksperyment linii programowej. Wiśniewski, perfekcjonista, szlifujący od lat swój własny język, jest też daleki od bezpośrednich nawiązań do rzeczywistości tu i teraz. Jego "Makbet" - jeśli zostanie zrealizowany - z pewnością będzie mógł zachwycić, uwieść część widzów, ale trudno oczekiwać, żeby stał się bolesną diagnozą apetytów na władzę współczesnych polityków.

Pół biedy, jeśli Polski pod tą dyrekcją stanie się przystanią dla bezpiecznej sztuki, która nikogo nie jest w stanie dotknąć, urazić czy postawić przed zwierciadłem, które pokazuje rzeczy niekoniecznie przyjemne.

W najgorszym wypadku jednak, jeśli spełnią się złożone w konkursowej aplikacji obietnice nowego dyrektora - będziemy mieli historyczno-polityczny teatr w duchu dobrej zmiany, uzupełniony farsami i klasycznymi wystawieniami klasycznych sztuk.

Pytanie, czy o to właśnie chodzi dolnośląskim marszałkom, członkom zarządu województwa, przedstawicielom Bezpartyjnych Samorządowców, Polskiego Stronnictwa Ludowego czy Dolnośląskiego Ruchu Samorządowego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji