Artykuły

Teatr, prawo i zdrowy rozsądek

- Dyskusja, którą sprowokowała Szczerkowska może pokazać wszystkie problemy prawne, które na co dzień się ignoruje. Nie tylko nie zaszkodzi to teatrowi, ale może mu pomóc - mówi dramaturg TADEUSZ SŁOBODZIANEK.

Rozmowa z Tadeuszem Słobodziankiem [na zdjęciu], dramatopisarzem, prezesem Towarzystwa Autorów Teatralnych z Warszawy:

Roman Pawłowski: W Jeleniej Górze doszło do precedensowej sprawy: tłumaczka pozwała teatr do sądu za zmiany w tekście sztuki Adama Rappa "Honor samuraja". Czy zdarzyło się Panu interweniować w obronie którejkolwiek z własnych sztuk?

Tadeusz Słobodzianek: Nie. Miałem zaufanie do reżyserów, którzy robili moje sztuki. A reżyserom, którym nie ufałem, nie dawałem ich robić. Reżyserzy, do których miałem zaufanie, wiedzieli, co robią i po co, potrafili również w sprawie skrótów czy skreśleń wytłumaczyć się, dlaczego i po co, albo dać się przekonać, dlaczego nie ma to sensu. Oczywiście nie chodzi tu o wyrzucenie jednego słowa czy nawet zdania w trakcie próby sytuacyjnej, co często wynika z emocji. Czasem okazuje się, że można znaleźć ekwiwalent dla słowa w geście aktora czy sytuacji. Natomiast zmian konstrukcyjnych dokonywałem sam i jak trzeba było, przepisywałem całe sceny, co przeważnie dawało dobry skutek nie tylko dla przedstawienia, ale również dla sztuki.

Nigdy się nie zdarzyło, aby reżyser chciał dopisać własny tekst?

- Raz jeden reżyser przekonany, że umie pisać piosenki, chciał w jednej mojej sztuce je dopisać. Zaproponowałem mu, żeby - mówiąc uprzejmie - spadał na drzewo banany prostować. O ile wiem, siedzi tam do dzisiaj. I prostuje.

Czy istnieją granice, do jakich może sięgać interpretacja reżyserska współczesnej sztuki?

- Myślę, że wszystko to musi opierać się zarówno o prawo autorskie, jak i o zdrowy rozsądek. Jeżeli reżyser decyduje się na realizację współczesnego tekstu, musi wiedzieć, na co się decyduje, i uzyskać na to zgodę autora w ramach umowy, która obaj zawierają z teatrem. Wiadomo, że jeżeli reżyser skreśla, przestawia sceny czy nawet wprowadza jakieś elementy innych utworów autora, to jest to jakoś tam dopuszczalne - o ile autor na coś takiego się zgadza, bo chce być grany za wszelką cenę. Natomiast niedopuszczalne jest dopisywanie czegokolwiek. Nawet jednego słowa. Zwłaszcza jeżeli wcześniej nie było to z autorem uzgodnione. Nie rozumiem natomiast sytuacji, w której reżyser decyduje się na jakiś tekst po to, żeby go poprawiać. Może niech szuka uważniej? Jest w końcu dużo tekstów, coraz więcej. Reżyser ma interpretować tekst, a nie pisać go od nowa. Bo jeżeli to robi, nie znaczy to, że tekst jest zły, tylko że on jest złym reżyserem.

A co z klasyką? Czy należy chronić nienaruszalność dzieł Szekspira? Czy może ochrona praw autorskich klasyków ogranicza wolność twórczą?

- Jeśli chodzi o klasykę obcą, to tak jak w przypadku współczesnych sztuk obcych prawo autorskie chroni tłumaczy, jeżeli żyją, a także jeszcze jakiś czas po śmierci. Jakoś nie widać reżyserów, którzy by masakrowali Szekspira w tłumaczeniu Paszkowskiego czy Ulricha. Na ogół masakrują w tłumaczeniu Barańczaka. Jeżeli tłumacz, jego reprezentanci albo rodzina na to się zgadzają, proszę bardzo. Jednak ci, którzy to robią, winni mieć świadomość, że popełniają przestępstwo. Bo dopisywanie przez reżyserów np. Szekspirowi albo Czechowowi głupich scen albo debilnych dialogów tym jest. Nie mówiąc już o odpowiedzialności dyrektorów artystycznych publicznych instytucji, których nie razi, że obok wybitnej poezji w warstwie językowej występuje telenowela. I gadanie o pierwszej czy o drugiej reformie teatralnej nic tu nie pomoże. Jeżeli chce się mieć hiphopowego Szekspira, to trzeba wziąć fachmana od hip-hopu, który dokona takiego przekładu. Albo niech to zrobi reżyser i później poniesie za to artystyczne konsekwencje, a dyrektor publicznej instytucji razem z nim. Najbardziej mnie w tym wszystkim martwią nieżyjący autorzy polscy. Kto się o nich upomni?

Jeśli Hanna Szczerkowska wygra z teatrem jeleniogórskim, w jej ślady mogą pójść następni tłumacze i autorzy. Co będzie, jeśli teatry zareagują odmową grania współczesnych sztuk w obawie przed procesami?

- Nie rozumiem tego zmartwienia. Po pierwsze, o tym zdecyduje niezawisły sąd. Po drugie, nie rozumiem skąd ta zmasowana nagonka na Szczerkowską? Wiem, że jej największym problemem jest to, iż spędziła parę lat w Ameryce i nasiąkła tą trucizną, że prawo to jest prawo, kradzież to kradzież, a korupcja to korupcja. Dyskusja, którą sprowokowała, może pokazać wszystkie problemy prawne, które na co dzień się ignoruje. Nie tylko nie zaszkodzi to teatrowi, ale może mu pomóc.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji